Kiedy liczy się kasa

Nigdy nie obejrzałem choćby jednego pełnego odcinka serialu o przygodach agentów Muldera i Scully. Właśnie dzięki temu moja recenzja będzie jednostronna, bez porównań do telewizyjnych odcinków.
Nigdy nie obejrzałem choćby jednego pełnego odcinka serialu o przygodach agentów Muldera i Scully. Właśnie dzięki temu moja recenzja będzie jednostronna, bez porównań do telewizyjnych odcinków. Początek filmu jest dość nietypowy. Oto mamy świat 35,000 lat p.n.e. Dwóch jaskiniowców wpada do śnieżnej groty. Zostają tam zaatakowani przez jakąś obcą formę życia. Przenosimy się w czasy obecne. Bawiący się chłopcy natrafiają na tą samą jaskinię. Jeden z dzieciaków wpada do środka i po chwili pod jego skórę przedostaje się czarna substancja. Tydzień później w siedzibie FBI ktoś podkłada bombę. Agenci specjalni Scully i Mulder starają się odnaleźć i zlikwidować zagrożenie. Pomimo starań nie udaje im się, co prowadzi do wybuchu. Cała sprawa wydaje się nie mieć sensu. Wszystko komplikuje się jeszcze bardziej, kiedy Mulder spotyka dawnego przyjaciela swojego ojca. Mężczyzna ma informacje świadczące, że w powietrzu wisi międzynarodowy spisek. Tak w skrócie przedstawia się kinowa wersja kultowego serialu. Trzeba przyznać, że fabuła jest dość prostacka, przez co obraz jest co najwyżej średni. Poza fanami serialu film skupi wokół siebie tych, którzy lubią oglądać rożnego rodzaju spiski i dochodzenia. Tutaj każdy staje się zagrożeniem, jeżeli wie zbyt dużo. Cała reszta kinomaniaków się wynudzi. W tym właśnie momencie zastanawiam się nad racjonalnym powodem, dla którego powstał ten film. Nie jest przecież możliwe oddać ducha serialu składającego się z kilku sezonów w dwugodzinnym filmie. Materiału jest za wiele i nie wiadomo, czego się chwycić. Jako thriller czy sensacja "Z archiwum X" zawodzi. Napięcie w ogóle nie istnieje. Kontrplanem dla "miejskich" wydarzeń jest atak kosmity. Sceny z jego udziałem to zlepek zgrabnie zmontowanych motywów z "Obcego" czy "Predatora". Fabuła idzie do przodu, ale nie ma w sobie werwy, by zainteresować czymś widza. Z kolei jako film sensacyjny nie radzi sobie najlepiej. Nie zobaczycie szalonych pościgów czy strzelanin. Jeden wybuch na początku to o wiele za mało. Autorzy filmu skupili się na teorii spiskowej. Film gubi przez to gdzieś walory typowe dla wyżej wymienionych gatunków. Za tym wszystkim stoi Rob Bowman, który jest typowym rzemieślnikiem, bez jakiejkolwiek wizji. Wyraźnie widać, że brakuje mu kunsztu i smykałki do opowiadania takich historii. Gołym okiem można dostrzec, czego brakuje temu filmowi, który toczy się bez polotu do końca. "Z archiwum X"- wersja kinowa to typowy średniak, który poległ w bratobójczym starciu z serialem. Gdyby nie fakt, że jest powiązany z serialem, uznałbym go za obraz niepotrzebny i nieciekawy. Po raz kolejny otrzymaliśmy produkcję, która powstała tylko i wyłącznie dla kasy, a nie dla fanów. A fani powinni czuć wielki niedosyt.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Rob Bowman, znany z reżyserii wielu seriali, w tym i pierwowzoru recenzowanego filmu, nakręcił... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones