Recenzja filmu

Spawn (1997)
Mark A.Z. Dippé
Michael Jai White
John Leguizamo

Kino moralnego niepokoju

Na początek tej recenzji warto moim zdaniem się przyznać, że nigdy w życiu nie czytałam komiksu Todda McFarlane'a. Dlatego też nie znajdziecie tu jakichkolwiek porównań do pierwowzoru. Tak czy
Na początek tej recenzji warto moim zdaniem się przyznać, że nigdy w życiu nie czytałam komiksu Todda McFarlane'a. Dlatego też nie znajdziecie tu jakichkolwiek porównań do pierwowzoru. Tak czy owak nie mogę też stwierdzić, że jestem jakąś całkowitą ignorantką w tym temacie, gdyż ogólnie mówiąc komiksy bardzo lubię i niekiedy nawet je czytuję. Al Simmons (Michael Jai White), profesjonalny morderca, zostaje podstępnie zabity przez swego szefa podczas wykonywania swej ostatniej akcji. Trafia do piekła, gdzie ciemny władca oferuje mu kierowanie potężną armią, mającą zlikwidować niebo - a wszystko w zamian za spotkanie z Wandą (Theresa Randle), żoną tytułowego bohatera. Oczywiście Simmons się zgadza. Jednak na ziemi nachodzą go spore wątpliwości. Nie jest człowiekiem do gruntu złym, a wykonanie zadania wiąże się ze śmiercią milionów niewinnych ludzi. Rozgrywa się więc potyczka pomiędzy siłami dobra i zła o duszę Spawna - byłego Ala Simmonsa. Jakby tu mniej więcej poprawnie skomentować ten film? No cóż zacznę od początku. Bowiem już wtedy rzucają się w oczy najważniejsze i wyrabiające opinię o "Spawnie" szczegóły. Mianowicie wszystko rozpoczyna się komentarzem narratora, co, muszę przyznać, niezbyt mi się spodobało. Jednak już po chwili doszłam do wniosku, że właściwie to nic w tym złego. Komentarze owe, jeśli się do nich nieco przyzwyczaić, wprowadzają w filmie iście komiksowy nastrój. Jakkolwiek bardzo się cieszę, że twórcy nie przesadzili z tą gadaniną, bo prawdopodobnie stałaby się ona wkrótce niesamowicie męcząca. Kolejną rzeczą, która bardzo szybko dała się zauważyć, to muzyka. Nie twierdzę bynajmniej, że jest ona wybitnym dziełem. Taka zwyczajna, typowa dla filmu akcji i science-fiction, jednak zadowalał mnie już fakt, iż dało się ją usłyszeć. Nie brakowało mi żadnych efektów dźwiękowych, wyraźnie słyszałam huki, strzały itd., no i przede wszystkim, gdy tylko coś ważniejszego czy ciekawszego działo się na ekranie, nie czułam, że właśnie w tym momencie to chyba jednak czegoś mi brakuje. Podejrzewam, że większość z Was obejrzawszy "Spawna" będzie narzekać na efekty specjalne. I w zupełności to rozumiem. Trudno nie stwierdzić, iż są one bardzo kiepskie, wręcz śmieszne w swojej słabości. Jakkolwiek nie mam zamiaru krytykować ich zbyt ostro. Bądź co bądź takie naiwne nieco stworki wydały mi się całkiem sympatyczne, w bardzo szerokim rozumieniu tego słowa. Były one dla mnie biletem na podróż sentymentalną. Lecz czas już chyba, by przejść do jednej z najważniejszych według mnie w filmach rzeczy. Mam na myśli oczywiście aktorstwo. Tego minusa nijak nie da się przerobić, niczym powyżej ocenionych przeze mnie spraw, na plus. Bardzo słaby warsztat aktorski rzuca się przede wszystkim w oczy w wypadku głównego bohatera granego, jak już wspomniałam, przez Michaela Jai White'a. Gdyby przez cały czas trwania filmu paradował w owej "spalonej" charakteryzatorskiej masce prawdopodobnie nie miałabym nic przeciwko niemu, jednak, niestety, na początku widać było jego zwyczajną, codzienną twarz. A mimika tego aktora nie jest najlepsza, pozostawia naprawdę wiele do życzenia. Kolejną osobą, która sprawia, iż "Spawna" nie ogląda się najlepiej jest Martin Sheen, grający tutaj czarny charakter, również wspomnianego wcześniej, szefa Simmonsa - Wynna. Postać kreowana przez tego aktora jest z kolei niesamowicie sztywna i płaska. Nie prezentuje sobą nic ciekawego i w rezultacie psuje nieco ogólną ocenę filmu. Pomimo że obraz Marka A. Z. Dippe'a posiada tych kilka dość (dla niektórych) znaczących minusów, to jednak nie sposób nie zwrócić uwagi na pewien przeogromny plus. Napisałam we wstępie, iż komiksu owego nie czytałam, może kiedyś będę miała okazję... Jednak jak na razie zdaję sobie mniej więcej sprawę, jak komiksy wyglądają, czytałam kilka z nich i muszę przyznać, że klimat filmu jest wręcz doskonały. Widz może poczuć całą gorącą atmosferę, jaka niewątpliwie kumuluje się wokoło bohatera. Poza tym reżyser i scenarzyści na szczęście nie zapomnieli, jaki rodzaj filmu kręcą i widać dokładnie to omówili, zanim zaczęli cokolwiek kręcić. Nie ma tu żadnej zbędnej gadaniny, ckliwych scen, co jakiś czas ktoś dostaje z pancerza Spawna po twarzy, a przede wszystkim mamy tu bardzo dobrze przedstawioną walkę dobra ze złem, a o to przecież chodzi w tego typu filmach. Tak więc, na zakończenie mojego wywodu, chciałabym powiedzieć, że właśnie czegoś takiego ostatnio szukałam - trochę kiczowatego (efekty), ale z mniej więcej porządna akcją. Dlatego polecam "Spawna" na każdy rodzaj nudy.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Al Simmons (Michael Jai White), podczas jednej z misji dla rządu USA, zostaje zdradzony przez swoich... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones