Recenzja filmu

Skorumpowani (2008)
Jarosław Żamojda
Jan Englert
Beata Ścibakówna

Klasyka "Campu"

Jarosław Żamojda jest reżyserem, na którego zawsze można liczyć. Uparł się, że będzie robił amerykańskie kino sensacyjne za małe pieniądze i robi. Jest przaśny, ale własny.
Jarosław Żamojda jest reżyserem, na którego zawsze można liczyć. Uparł się, że będzie robił amerykańskie kino sensacyjne za małe pieniądze i robi. Jest przaśny, ale własny. I nawet jeżeli nie będzie nowym Michaelem Bayem, ma wielkie szanse zostać nowym Edem Woodem. Twórca "Młodych wilków" ma jednak ambicję robić kino poważne i trzymające w napięciu i trzeba mu lojalnie oddać, że wszystkie chwyty są temu podporządkowane. "Seriozni" są tu rosyjscy (ale mówiący po angielsku z odpowiednio: brytyjskim i niemieckim akcentem) gangsterzy, niezwykle groźna jest polska rzeczywistość, gdzie występują tylko, zgodnie z tytułem skorumpowani, politycy albo opłacający ich mafiosi. Naszych od ruskich odróżniają gorsze cygara, kiepskie garnitury oraz nieznajomość języków obcych. Łączy upodobanie do cycatych blondynek, no i narkotykowy biznes. Wspomniani mafiosi w wyniku spalonej akcji tracą towar wartości 10 mln. dolarów. Heroina ląduje w policyjnym magazynie, a pomóc ją odzyskać może tylko lokalny boss (Jerzy Trela) noszący wyszukaną ksywę Cygaro. Koledzy ze Wschodu czekają i by odegnać widmo nudy, stosują klasyczny zestaw rozrywek - wódę i bijatyki. W jednej z nich przypadkowo ginie syn znanego biznesmena (Jan Englert), co niestety staje się powodem dość znacznych komplikacji oraz kolejnym wątkiem - kamyczkiem do ogródka scenarzysty. Niestety z ułożeniem z nich fabularnej mozaiki ten ostatni radzi sobie nieszczególnie. Nie wiemy więc, dlaczego Rosjanie nie znają rodzimego języka, za to po rosyjsku świetnie mówi obywatel Kosowa. Dlaczego Polacy raz mówią po angielsku, a innym razem po polsku. Dlaczego rzekomo megaprofesjonalni bandyci dają się oszukać jak dzieci itd. itp. Nie wiemy, ale też i wiedzieć nie musimy, bo to są tylko marudzenia zblazowanych malkontentów. Ważna jest akcja – mają być pościgi (A5 na Radom, zamiast amerykańskiego high-waya), walki wręcz (po polsku, czyli łup – łup – nic nie widać – bęc – cięcie – facet leży na ziemi), groźne miny, i drętwe, ale jakże jajcarskie dialogi ("Zabiłeś mojego brata" – krzyczy bohaterka grana przez debiutantkę Olgę Bołądź. "To był wypadek i codziennie się za niego modlę" – odpowiada oprawca). Dodatkowo trochę oddechu wielkiego świata. Oczywiście w skali mikro. Ponieważ centrum polskiej mafii znajduje się tu w miejscowości o nazwie Dubaniowo, rosyjscy mafiosi, żeby pokazać wyższość, robią oczywiście interesy w Londynie. Budżetu jednak nie stało i stolicę Wielkiej Brytanii gra dwa razy ta sama pocztówka. W ogóle ten film przypomina erotyczne awanse napalonego chłopca. Żamojda wie, jak by chciał, ale w praktyce nie wychodzi poza polską średnią statystyczną. Bardzo chciałby być Michaelem Bayem, a stał się w klasykiem polskiego "campu". Może nieświadomie, ale zawsze. "Skorumpowani" poza śmiechem mogą budzić także silną nostalgię. A to za sprawą wcielającego się w rolę jednego z gangsterów Oliviera Grunera. Obok Jean-Claude’a Van Damma ostatniej postaci kojarzącej się ze złotą epoką pirackich VHS-ów. Czasami gdy na ekranach rządziła międzynarodówka umięśnionych i nie skażonych myślą facetów. Żamojda jest wiernym i jakże oddanym kontynuatorem tego nurtu. Cóż, każdy ma takie nostalgie, na jakie zasługuje.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
To chyba jedyna rzecz, która łączy wszystkie elementy scenariusza. Chyba dwa razy w tym "dziele" słychać... czytaj więcej