Fabułę filmu można podsumować krótko: stara zasada Hammurabiego "oko za oko" wcielana w życie przez eksżołnierza w małej górskiej mieścinie. A zaczyna się tak: po ośmiu latach służby w wojsku
Fabułę filmu można podsumować krótko: stara zasada Hammurabiego "oko za oko" wcielana w życie przez eksżołnierza w małej górskiej mieścinie. A zaczyna się tak: po ośmiu latach służby w wojsku Chris Vaughn (The Rock) wraca do rodzinnej miejscowości. Wszystko się zmieniło - zamknięto tartak oraz kilka sklepów. Jedynym źródłem dochodu i rozrywki jest kasyno. Jego właściciel, Jay (McDonough), dawny kolega Chrisa, uważa się za udzielnego księcia oraz pana życia i śmierci mieszkańców miasteczka. Vaughn nie może zdzierżyć takiego stanu rzeczy i jak rycerz na białym koniu (lub raczej szeryf w czarnym dżipie) postanawia przywrócić prawo i porządek. Walczy z bandytami ich metodami, co oczywiście prowadzi do jednego - krwawej jatki. Film jest oparty na faktach, co twórcy respektują przez pierwszą godzinę, chłodno i rzeczowo przedstawiając wydarzenia. Z czasem wprowadzają coraz więcej niepasujących do całości elementów. Usiłują uatrakcyjnić akcję, jakby z obawy, że widzowie zaczną się nudzić. Efekt jest przeciwny do zmierzonego. Sceny walki w stylu filmów akcji, dialogi rodem z komedii lub pastiszu ("Dźgnąłeś mnie obieraczką do ziemniaków") wprowadzają tylko chaos stylistyczny. Gdyby porównać film do potyczki na ringu, to zaczyna się jak klasyczny pojedynek bokserski, a kończy jak wrestling (którego gwiazdą notabene jest The Rock). Szkoda, że twórcy "Z podniesionym czołem" nie znają polskiego. Gdyby znali przysłowie "co za dużo, to niezdrowo", może film byłby lepszy.