Recenzja filmu

Żona czy mąż? (2017)
Simone Godano
Pierfrancesco Favino
Kasia Smutniak

Komedia klisz

Płaska reżyseria kojarzy się z kiepską produkcją telewizyjną. Podobnie aktorstwo. Aktorzy recytują swoje kwestie, jakby nagrywali dubbing do reklamy margaryny czy proszku do prania. Ich komiczna
Międzypłciowe przebieranki i zamiany ról to motyw równie stary jak filmowa komedia, a nawet starszy. Na długo przed wynalazkiem braci Lumière komicy przebierali się przecież na scenie za kobiety, a bohaterki i bohaterów umieszczali w sytuacjach sprzecznych ze społecznymi wzorcami płci ich czasów. Włoska komedia "Żona, czy mąż" to kolejna taka opowieść. Za sprawą nieudanego eksperymentu z maszyną mającą umożliwić czytanie myśli, tytułowi bohaterowie zamieniają się ciałami – umysł męża przenosi się do ciała żony i na odwrót. Małżeństwo i tak przeżywa liczne problemy zawodowe, finansowe i osobiste, nieoczekiwana zamiana miejsc pogłębia wszystkie te kryzysy, stając się przy tym źródłem wielu potencjalnie komicznych sytuacji. Niestety z komicznym potencjałem jest w tym filmie wyraźny problem. I nie tylko z nim. 


Zanim jeszcze do zamiany dojdzie, od razu zorientujemy się, że film jest po prostu zły. Naprawdę zły. Charakterystyka bohaterów i świata, w którym żyją, to podręcznikowy przykład leniwego, niedopracowanego scenopisarstwa. "Żona czy mąż" to oczywiście nie kino psychologiczne czy społeczne, ale jednak w komedii obyczajowej trzeba włożyć odrobinę wysiłku, by w bohaterów i ich społeczne środowisko można było uwierzyć. Tu postaci zawieszone są w próżni, nie sposób zrozumieć ich problemy, żadne z wyzwań i stawek, przed jakimi stoi zbliżające się do wieku średniego małżeństwo nie wydaje się na tyle realne, by nas zainteresować, o poruszeniu nie wspominając. Przykładem absolutnej scenariuszowej fuszerki jest sam wątek eksperymentu i zamiany ciał – niby pretekstowy, ale przecież istotny dla zadzierzgnięcia akcji i myślowej (choć w tym wypadku to słowo mocno na wyrost) konkluzji dzieła.

Gdy bohaterowie zamieniają się ciałami, nie robi się lepiej. Z motywu twórcom nie udało się wyciągnąć nic poza kilkoma wysilonymi gagami i paradą stereotypów na temat płci. W kulturze popularnej motyw międzypłciowej zamiany ról na ogół jednocześnie umacniał kulturowe wzorce płci swojego czasu i podważał ich oczywistość. W "Żonie czy mężu" o żadnej przewrotności i nieoczywistości nie ma mowy. Choć wejście w skórę małżonka pozwala obu bohaterom spojrzeć na problemy własnego małżeństwa świeżym okiem, ostatecznie nie prowadzi to do niczego poza dość oczywistą i toporną afirmacją małżeństwa i wartości rodzinnych.


Nieznośny jest także styl, w jakim film został nakręcony. Płaska reżyseria kojarzy się z kiepską produkcją telewizyjną. Podobnie aktorstwo. Aktorzy recytują swoje kwestie, jakby nagrywali dubbing do reklamy margaryny czy proszku do prania. Ich komiczna ekspresja opiera się na powtarzaniu kilku gestów. Pierfrancesco Favino jako Sofia uwięziona w ciele męża zachowuje się jak karykaturalnie przedstawiony zniewieściały homoseksualista z kina lat 50., Kasia Smutniak jako mąż w ciele własnej żony postać buduje głównie na siedzeniu w szerokim, "męskim" rozkroku.

Nie ma w tym wszystkim specyficznej, kampowej poezji, która pozwoliłaby filmowi uzyskać status dzieła kultowego, tak złego, że jego beznadzieja staje się źródłem rozkoszy dla widzów. "Żona czy mąż" wygląda raczej jak zapełniacz ramówki w kanale, który nadaje tak słaby repertuar, że nie pamiętacie, czy macie go w ogóle w swojej kablówce. Szkoda czasu. 
1 10
Moja ocena:
3
Filmoznawca, politolog, eseista. Pisze o filmie, sztukach wizualnych, literaturze, komentuje polityczną bieżączkę. Członek zespołu Krytyki Politycznej. Współautor i redaktor wielu książek filmowych,... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones