Recenzja wyd. DVD filmu

Troskliwe Misie: Podróż do krainy chichotów (2004)
Mike Fallows
Dariusz Dunowski
Susan Roman
Sunday Muse

Kompensacyjny koszmar w swiecie misiowej degrengolady

Proceder ograniczania sztuki filmowej poprzez gloryfikowanie kina artystycznego sensu stricto jest, jak wiadomo, niezwykle szkodliwy. Może to prowadzić do sytuacji, w której wiele cennych
Proceder ograniczania sztuki filmowej poprzez gloryfikowanie kina artystycznego sensu stricto jest, jak wiadomo, niezwykle szkodliwy. Może to prowadzić do sytuacji, w której wiele cennych filmów o epokowym znaczeniu dla kultury popularniej zostaje najzwyczajniej w świecie przeoczonych i tym samym skazanych na dożywotni pobyt na popkulturowym śmietniku. Szczególnie często mamy do czynienia z tym zjawiskiem w przypadku filmów pozornie (!!!) kierowanych do widzów poniżej dziesiątego roku życia, naturalnie skostniała i łaknąca splendoru krytyka nie chce być utożsamiana z tego typu nieoczywistymi zjawiskami. I ma rację. Według bardzo popularnej teorii, tego typu bajki są bardziej szkodliwe dla naszego umysłu od najbardziej perwersyjnej pornografii i dewiacji seksualnych. Dendrofilia? Proszę bardzo. Dziupli nie zabraknie i jakoś nie zanosi się na to, żeby drzewa protestowały z tego powodu. Człowiek doznaje jedynie fizycznego uszczerbku w postaci obtarć. Wyciąganie drzazg również nie należy do czynności, które przynoszą fizyczną czy też psychiczną przyjemność. Jednak na tym koniec. Nikt nie próbuje programować naszego umysłu (czy też raczej duszy, jak niektórzy twierdzą). Otóż zdaniem wielu psychologów o międzynarodowym autorytecie (których nazwisk akurat nie pamiętam), pornografia odrealnia jedynie seks, a bajki tego rodzaju odrealniają nasze życie i relacje zachodzące między ludźmi... Plotka głosi, że rodzice Jeffreya Dahmera przywiązywali go do fotelika i kazali oglądać całymi dniami przygody misiów z tęczowej krainy, ale czy jest to swego rodzaju urban legend i ile jest w tym prawdy, to nie wiem tak do końca (no dobra, nieoficjalnie uważam, że całkiem sporo).

Powiem wprost. Diagnoza społeczna postawiona przez autorów tego dzieła jest szokująco aktualna. To nie jest byle komunistyczna bajeczka dla ociężałych umysłowo w stylu Smurfów. Nie, w tym przypadku jest jeszcze gorzej. Wystarczy przywołać scenę z początku filmu. Ma ona miejsce zaraz po dyskusyjnej seksulanie piosence o miłości, która - jak podejrzewam - jest niczym innym jak sekwencją z ukrytym przekazem podprogowym o demoralizującej treści. Mam na myśli scenę, w której do czynienia mamy z obrzydliwym przykładem presji rówieśniczej, której ofiarą pada Gderek - miś jedyny w swoim rodzaju, bo jako jeden z nielicznych ma społeczne konwenanse tam, gdzie słońce nie dochodzi, i nie jest dyskusyjnym seksualnie konformistą, uśmiechniętym od ucha do ucha przez 24 godziny na dobę, z powodów znanych tylko sobie. Tylko Gderek prezentuje całą paletę emocji – od szczęścia i radości poprzez relaks aż po chandrę i dlatego jest najbardziej "ludzki" spośród wszystkich misiów. Nie chce poruszać się w oparach truizmów, ale od razu narzuca się skojarzenie z dystopiczną wizją Huxleya w Brave New World, a Gderek jest w tym przypadku wojownikiem, który walczy o prawo do przezywania swojego życia w pełni, a nie w "jedyny słuszny sposób". Gderek się stara, dwoi się i troi, żeby zadowolić swoich futrzanych kolegów o dyskusyjnej orientacji seksualnej. Jednak im to nie wystarcza. Gnębią go i wyśmiewają z jednego tylko powodu. Przeszkadza im to w zaakceptowaniu misia z chmurką i przyjęciu go z dobrodziejstwem inwentarza. A jest to oczywiście... zazdrość. Zazdroszczą mu wolności ekspresji, ale też zwykłej wolności w ogólnym wymiarze. Wolności przysługującej osobie, która nie jest przesadnie uwikłana w relacje społeczne i przez to jej życiowe wybory nie podlegają wpływom z zewnątrz. Wolności doskonałej. To nie Gderek doświadcza życia, a raczej życie doświadcza Gderka w tym przypadku. Słoniś to postać, która niewątpliwie ma charakter polaryzujący w całej tej historii. Gej się obraził i strzelił focha, chociaż to on sprowokował całą sytuację. W każdym razie, w tym momencie zaczyna się coś, co można nazwać kompensacyjnym koszmarem. Jak wiadomo, kompensacja to jeden z mechanizmów obronnych naszej psychiki. Słoniś poprzez ucieczkę i pobyt w krainie chichotów, wynagradza się za swoje defekty (w tym przypadku jest to idiotyczne poczucie humoru).

Grafika w tej bajce przywodzi na myśl coroczną paradę zwolenników uprawiania miłości w mniej konwencjonalny sposób, inny niż większość społeczeństwa, ale nie mam na myśli zoofilii, bo według statystyk, jest ona dopiero na trzecim miejscu pod względem popularności, chociaż niektórzy socjologowie twierdzą, że w ostatniej dekadzie możemy zaobserwować dosyć poważne ruchy w tym segmencie. Jak ktoś wymieni chociaż jedną niedyskusyjną seksualnie rzecz w tym filmie, to dam mu 2 złote. Nie wiem, czy fakt, że mamy tu do czynienia z grafiką wygenerowaną komputerowo, sprawia, że bajka ta jest mniej dyskusyjna seksualnie czy bardziej dyskusyjna seksualnie, ale z całą pewnością poziom dyskusyjności tej estetyki jest utrzymany na przyzwoitym poziomie. Strona estetyczna tego dzieła jest niezwykle sugestywna, a symbolika narzuca jednoznaczne skojarzenia. Analizując dzieło z genderowego punktu widzenia, trzeba powiedzieć, iż misie nie posiadają organów rozrodczych. Jest to jawny spisek i próba uskutecznienia mentalnego gwałtu na najmłodszych, jakim niewątpliwie jest zacieranie różnic płciowych. Misie jawią się jako aseksualne i obrzydliwe hybrydy o emocjonalności żywego trupa, który zażył substancji o dyskusyjnym charakterze i się cieszy. Nie są to zbyt wesołe konstatację, ale w misiowym świecie, będącym niczym innym jak swego rodzaju "trawestacją" brutalnego świata, w którym codziennie toczymy własne boje o lepsze jutro.
1 10
Moja ocena:
1
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones