Recenzja filmu

Młyn i krzyż (2011)
Lech Majewski
Rutger Hauer
Michael York

Kopia mistrza

Oferowana przez Majewskiego interpretacja "Drogi krzyżowej" nie wykracza poza to, co można przeczytać w pierwszym lepszym przewodniku po sztuce malarskiej.
Pomysł na "Młyn i krzyż" może przyprawiać o polucję każdego ambitnego marketingowca. Trudno wyobrazić sobie rzecz łatwiejszą do sprzedania "wyrobionemu widzowi" niż możliwość wkroczenia w głąb świata malarskiego arcydzieła. Z góry można też założyć, że owa publika gromkim głosem wielbić będzie zdjęcia, detale, ciężką pracę i wizję artysty-filmowca. I tylko gdzieś cicho w kącie pojękiwać będzie zdrowy rozsądek, zadając pytanie: "Po co to wszystko?". Mam złą wiadomość dla wszystkich, którzy chcieliby na to pytanie znaleźć odpowiedź. W najgorszym razie nie ma jej wcale, w najlepszym brzmi: "Po to".

Świat "Młyna i krzyża" to świat obrazu Pietera Bruegela "Droga krzyżowa" namalowanego w 1564 roku. Dzieło inspirowane biblijną opowieścią jest jednocześnie komentarzem do konfliktu religijno-narodowościowego, jaki tlił się w owych czasach w Niderlandach. Lech Majewski postanowił ożywić namalowane przez Breugela postaci i przyjrzeć się ich życiu, zanim zostali uwiecznieni na obrazie. Widzimy więc młynarza budzącego się jak co dnia do pracy, chłopów zajętych swoimi obowiązkami, hiszpańskich najemników wymierzających (nie)sprawiedliwość, pechowców, którym przypadł w udziale los mięsa dla kruków, oraz dzieci nieświadome tragedii, których są świadkami. W filmie jest nawet miejsce dla samego Bruegela, który wyjaśnia widzom decyzje odnośnie kompozycji i naprowadza na właściwe interpretacje umieszczonych w obrazie symboli.

Film może robić wrażenie stroną wizualną. Majewski, spece od efektów oraz operator wykonali kawał dobrej roboty, tworząc wizję bardzo bliską malarskiemu oryginałowi. Niestety, trudno mi traktować "Młyn i krzyż" jako coś więcej niż tylko eksperyment formalny. Oferowana przez Majewskiego interpretacja "Drogi krzyżowej" nie wykracza poza to, co można przeczytać w pierwszym lepszym przewodniku po sztuce malarskiej. Tym samym film jest kompletnie redundantny w stosunku do oryginału. Majewski nie wykorzystuje Bruegela do kontemplowania rzeczywistości. Choć zagłębia się w świat przedstawiony, ledwie ślizga się po powierzchni świata znaczeń. "Młyn i krzyż" mógł, a sądząc po powolnym tempie i bardzo oszczędnym prowadzeniu dialogów, powinien był stać się medytacją nad historią Niderlandów, prześladowaniami i tolerancją oraz  nad źródłami artystycznej aspiracji. Niestety, jest tylko pustą formą wypaloną z celuloidowej gliny, której reżyser nie był w stanie niczym zapełnić.

Wychodząc z seansu, miałem wrażenie, że dzieło Majewskiego nie jest przeznaczone dla dociekliwych widzów. "Młyn i krzyż" to rzecz raczej dla klakierów, którzy zamiast zadawać kłopotliwe pytania, będą się zachwycać wizualnymi aspektami filmu. Co smutne, o takich klakierów nie będzie trudno. W końcu mało kto miał szansę przyjrzeć się na żywo obrazom Bruegela.
1 10
Moja ocena:
4
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Polski lekarz i pedagog, Stefan Szuman, napisał kiedyś: "Obraz nie staje się piękny wówczas, gdy się tego... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones