Recenzja filmu

Wieczór (2007)
Lajos Koltai
Claire Danes
Meryl Streep

Koszmar minionego lata

Irytujący film, po prostu żenujący. Od pierwszej sceny, od pierwszych ujęć: stojąca na brzegu zatoki Ann (Vanessa Redgrave), cała w czerni, patrząca na siebie z młodości (Claire Danes) - cała w
Irytujący film, po prostu żenujący. Od pierwszej sceny, od pierwszych ujęć: stojąca na brzegu zatoki Ann (Vanessa Redgrave), cała w czerni, patrząca na siebie z młodości (Claire Danes) - cała w bieli, na jachcie razem z mężczyzną, miłością jej życia. Jakie to głębokie, jakie symboliczne (vide tytuł), jakie przejmujące. Zapowiada film o odchodzeniu, miłości, o tym, co najważniejsze, młodości i pięknie, starości i utracie złudzeń, przemijaniu, nieszczęściach, wszystkim po prostu. O życia trudach, wyborach, nadziejach, snach, ucieczkach, dzieciach, ach. O sile rodziny, oparciu w bliskich, odwadze, tchórzostwie. Podane w najbardziej pojemnej, a zarazem tkliwej i potencjalnie oscarowej formie - przenikania się dwóch rzeczywistości, jasnej przeszłości i smutnej teraźniejszości. Mówiąc szczerze, po obejrzeniu tej pstrzącej się egzystencjalizmami kraszanki nabiera się podejrzeń co do "Godzin". Ten sam Michael Cunningham i bardzo pokrewne rozwiązania montażowe; tematy jakoś tak korespondują ze sobą, te problemy są jakoś tak podobnie otwierane… Ale reżyser inny, i to widać od razu. Opierający się na prozie Cunninghama Daldry czegoś jednak dotknął, Lajos Koltai, który dostał od Cunninghama (tu już współscenarzysty, pomagającego w pracy autorce literackiego pierwowzoru, Susan Minot) gotowiec do ręki, już nawet nie tyle się ślizga, ile wręcz ściemnia. Metaforyka tego filmu i pomysły na punkty dramatyczne plasują "Wieczór" na mojej prywatnej liście kich-dramatów w ścisłej czołówce. Obraz Vanessy Redgrave wstającej z łoża śmierci, by pójść w snopie światła za motylem, albo niezwykle "poruszająca" scena z sekwencji przyjęcia, kiedy Ann w prezencie dla przyjaciółki śpiewa piosenkę i zaczyna w jej trakcie tańczyć z mężczyzną, w którym tamto dziewczę się podkochuje - o czym Ann wie dobrze - no, to są perły po prostu. I słówko o aktorstwie. Tak straszliwego prowadzenia wykonawców ról pierwszoplanowych, drugoplanowych i epizodycznych, tak słabiutkiej gry nie widziałem na ekranie od czasu "Czarnej dalii" De Palmy. Aktorzy obydwu filmów wyraźnie cierpią na narcyzm, a operatorzy kamery, reżyserzy i montażyści wyraźnie jeszcze podbarwiają te cierpiętnicze rumieńce. Widzowie dzieł mogą tylko współczuć ekipie i cierpieć po swojemu. W "Wieczorze" przez pierwszą połowę filmu, kiedy świat w retrospekcjach jest jeszcze pastelowo cudowny a wietrzyki cieplutkie, jesteśmy świadkami konkursu na najwyżej podniesione brwi i najszybsze potakiwanie głową; w drugiej połowie, kiedy jest już "dramatycznie", chodzi o szybkość zatrzepotania rękoma. Zdecydowanym zwycięzcą obu konkurencji zostaje Claire Danes ze sztucznym i niefotogenicznym uśmiechem. Kroku dzielnie dotrzymują jej nie tylko specjalizująca się w nadekspresji Toni Collette i wschodząca (oby nie) gwiazdka Mamie Gummer, ale także - o zgrozo - Glenn Close (kto nie widział, ten nie uwierzy; a jednak). Zapatrzony w ekran widz naśladuje w końcu mimikę aktorów: nie mogąc wyjść ze zdumienia, że wydarzenie projekcji, w którym bierze udział, dzieje się naprawdę, tj. że ktoś rzeczywiście mógł tak nakręcić film, ktoś mógł tak w nim zagrać, ktoś mógł wypuścić to do dystrybucji, ktoś wreszcie mógł dać temu filmowi maksa gwiazdek w recenzji - rozdziawia japę i kona w bólach. Przy irytującej ćwierkająco-smutasińskiej muzyce Jana A. P. Kaczmarka.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Film "Wieczór" w reżyserii Lajos Koltai jest adaptacją powieści autorstwa Susan Minot. Umierająca starsza... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones