Królestwo niewinności

U Wesa Andersona świat, który chciałby uchodzić za skomplikowany, wypada infantylnie i uroczo zarazem. Różnice dzielące znudzonych sobą małżonków sprowadza do osobnych łóżek, a pierwszą miłość do
U Wesa Andersona świat, który chciałby uchodzić za skomplikowany, wypada infantylnie i uroczo zarazem. Różnice dzielące znudzonych sobą małżonków sprowadza do osobnych łóżek, a pierwszą miłość do szalonej ucieczki dwojga wyautowanych nastolatków. Z tej podróży - lub jak kto woli pościgu za zbuntowanymi kochankami - kipi komizmem i wesołymi kolorami. W ten sposób "Moonrise Kingdom" pozwala odpłynąć w przeszłość, i na chwilkę zatrzymać się przy sprawach ważnych.
 
Twarzami kampanii promocyjnej, tego stricte artystycznego projektu, jest śmietanka hollywoodzkich aktorów. W jednym filmie spotkamy Edwarda Nortona, Bruce'a Willisa, Tildę Swinton, Frances McDormand, i Billa Murraya. Ale wcale nie oni urzekają na dużym ekranie. Pierwsze skrzypce grają Sam i Suzy, czyli dwoje nastolatków decydujących się na wspólną ucieczkę i przygodę życia. Oboje odstają od innych, wyróżniają się wyobraźnią, temperamentem i inteligencją, co więcej przepadają za sobą i nic ich nie powstrzyma przed byciem razem. 

Harcerz i dziewczynka z "dobrego domu" nie boją się przeszkód, za każdym razem dzielnie stawiają im opór. Choć w ślad za nimi ruszyli rodzice, opieka społeczna, policja, harcmistrz z obozu - nie tracą wiary, a ich niewinna miłość kwitnie. Przypominają nam o tym, co jest ulotne. O tych chwilach, którymi jeszcze nie zdążyliśmy się nacieszyć, a już się kończą. O bezmyślności, która czasem jest niezbędna w świecie pełnym chłodnego realizmu. O ryzyku, zbyt onieśmielającym, byśmy mogli je podjąć. W "Moonrise Kingdom" takich dylematów nie ma. Cel Sama i Suzy ma z góry ustalony poziom ważności, a nastolatkowie nie cofną się przed niczym, żeby dopiąć swego. Nawet jeśli to będzie wymagało użycia przemocy (ściślej nożyczek), zrobią to. Frajda z obserwowania ich zmagań gwarantowana.

Uśmiecham się, kiedy opisuję ten film. Dlaczego? Ano został tak cudownie sfilmowany, zagrany, oprawiony muzyką, że widz przez kilkadziesiąt minut unosi się na tej fali. Znakomici rutyniarze kina zostali zepchnięci przez Jareda Gilmana i Karę Hayward na drugi plan. Widowisko należało do nich, a obecność takich znakomitości wspaniale wpłynęła na ich kreacje w obrazie Wesa Andersona. W swoim królestwie rządzili znakomicie.

Charakterystyczny, pogodny "Moonrise Kingdom" wprawił mnie w dobry nastrój i zabrał w inny wymiar. To propozycja idealna dla tych z was, którzy szanują w kinie własny styl reżysera, szukają nowych interpretacji i ulegają przełożonej na język filmu wyobraźni twórców. Czasu spędzonego w tej krainie nie można żałować.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Marzyło mi się zacząć ten tekst słowami "Wes Anderson nakręcił prawdopodobnie najlepszy film w swojej... czytaj więcej
Historia stara jak świat – dwoje młodych ludzi zakochuje się w sobie i mimo przeciwności robią wszystko,... czytaj więcej
We współczesnej branży filmowej nastawionej na zysk niewielu jest na świecie reżyserów, których styl jest... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones