Recenzja filmu

Coś (2011)
Matthijs van Heijningen Jr.
Mary Elizabeth Winstead
Joel Edgerton

Krew na śniegu

Z prequela dowiadujemy się, że w mroźnej krainie brodatym Skandynawom udało się znaleźć zamrożonego kosmitę.  Reszty możecie się domyślić.
Nowe "Coś" zaczyna się od wyświetlenia planszy z logiem wytwórni Universal z lat 90. Trwający kilka sekund powrót do przeszłości można potraktować jako odautorski komentarz skierowany do widzów: nie bójcie się, my też kochamy oryginał Johna Carpentera, więc nie zbezcześcimy jego legendy. I rzeczywiście, horror Matthijsa van Heijningena ogląda się z przyjemnością. Jest krwawy, "obrzydliwy" i zazwyczaj trzyma w napięciu.

Zamiast kręcić niepotrzebny remake, twórcy postanowili opowiedzieć, co wydarzyło się, zanim w pewien mroźny poranek do amerykańskiej bazy na Antarktydzie zawitał słodki piesek, sprowadzając na jej załogę zagładę. Jak pamiętacie, czworonóg należał do konkurencyjnej norweskiej ekipy. Z prequela dowiadujemy się, że w mroźnej krainie brodatym Skandynawom udało się znaleźć zamrożonego kosmitę.  Reszty możecie się domyślić.

Amerykanie najchętniej kibicują Amerykanom, dlatego bohaterem filmu nie jest któryś z Norwegów, lecz jankeska pani paleontolog Kate Lloyd (Winstead). Trafiła ona na Antarktydę, aby pomóc kolegom z Europy. Podczas gdy niefrasobliwi Norwedzy świętują naukowy sukces przy kieliszku, Lloyd z ponurą miną pyta: Czy to na pewno dobry pomysł? W przeciwieństwie do Carpentera van Heijningen nie bawi się w powolną introdukcję i szybko udziela swojej bohaterce odpowiedzi. Ciała kolejnych ofiar obcego transformują w łaknące posoki potworne stworzenia (owoce połączonej pracy speców od CGI i tradycyjnych efektów specjalnych), a w ruch idą miotacze płomieni i granaty.

Holenderskiemu debiutantowi udało się odtworzyć nastrój paranoicznej grozy, który panował w oryginale. W najlepszej – fakt, ściągniętej z dzieła Carpentera – scenie kolejni członkowie załogi zostają poddani badaniu mającemu wykazać, czy zostali zarażeni DNA obcego. Lufa miotacza kieruje się w stronę kolejnych badanych, widz wstrzymuje oddech z niepewności (potwór czy jeszcze człowiek?), masakra wisi w powietrzu i... To trzeba zobaczyć.

Podoba mi się też, że van Heijningen oparł się pokusie dodania do filmu wątku romantycznego. Mając do dyspozycji urodziwą doktor Lloyd, mógł ją spiknąć z jej rodakiem, pilotem helikoptera (znany z "Królestwa zwierząt" Joel Edgerton). Młodej kobiecie bliżej jednak do Terminatora niż wrażliwej kochanki – gdy tylko domyśla się, że ktoś jest zarażony, bez litości raczy go ognistym podmuchem. Nawet grający w pierwszym "Coś" twardy Kurt Russell miał chyba więcej skrupułów!

Jeśli przymknięcie oko na parę ewidentnych kwasów scenariuszowych (największy to chyba ten dotyczący unieruchomionych pojazdów śnieżnych), będziecie się na seansie dobrze bawić. O ile, oczywiście, macie mocne żołądki.
1 10
Moja ocena:
7
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Są na świecie filmy, które nigdy nie powinny doczekać się remake'u. Zwłaszcza, jeśli jego premiera... czytaj więcej
Moda na kontynuacje i filmy poprzedzające znane i lubiane hity z lat wcześniejszych nie słabnie. Czasem... czytaj więcej
W momencie, gdy dowiedziałem się o planowanym prequelu filmu "Coś" Johna Carpentera, byłem pełen... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones