„Labirynt Fauna” nie jest filmem dla wszystkich. Utrzymany w fantastycznej stylistyce baśni stanowi dobre studium psychologiczne dziecka, któremu przyszło żyć w niespokojnych czasach wojny. Nie
„Labirynt Fauna” nie jest filmem dla wszystkich. Utrzymany w fantastycznej stylistyce baśni stanowi dobre studium psychologiczne dziecka, któremu przyszło żyć w niespokojnych czasach wojny. Nie jestem jednak pewna, czy właśnie to było głównym założeniem twórców. Bohaterkę „Labiryntu ” poznajemy w momencie, gdy przybywa z ciężarną matką do domu ojczyma ─ generała Vidala, despoty i ludzkiego odpowiednika potwora. Ofelia, jak na małą dziewczynkę przystało, stara się znaleźć sposób na odwrócenie uwagi od cierpienia i bólu, który ją otacza. Przenosi się więc do magicznego świata, w którym mieszka tytułowy Faun. Nie jest on jednak typowym „dobrym” przewodnikiem po fantastycznych czeluściach labiryntu, lecz jedynie odzwierciedleniem tego, przed czym chciała uciec. Reżyserem filmu jest Guillermo del Toro, który kilka lat przed nakręceniem „Labiryntu ” stworzył „Kręgosłup diabła” ─ nie mniej krwawą historię dziecka, którego realne życie przeplata się ze światem wyimaginowanym. Podoba mi się konsekwencja, jaką Meksykanin zachowuje, tworząc nową rzeczywistość, wszystkie efekty (od wizualnych po muzyczne) są podporządkowane historii, nie odwrotnie (co bardzo często zdarza się kreatorom filmów fantastycznych). Świetne zdjęcia oraz dekoracje nie rekompensują jednak naiwności i licznych sprzeczności zawartych w scenariuszu. Trudno bowiem zdefiniować konkretnie, do kogo skierowany jest film hucznie okrzyknięty „najmagiczniejszym obrazem ostatnich lat”. Dla mnie to bardziej horror i dramat obyczajowy. Elementy nierealne stanowią tylko pretekst do przedstawienia „naszego” świata w złym świetle (nie ma kontrastu między tym, co dzieje się na jawie i w głowie Ofelii). Kolejny minus scenariusza to zbyt jednoznaczne pokazywanie bohaterów: są oni jednowymiarowi, z łatwością można ich posegregować i wrzucić do tabelek dzielących ich na dobrych i złych. Sytuacji nie ratują aktorzy, którzy raczą nas dwoma wyrazami twarzy: zdenerwowanie lub przerażenie. W historii, w której krew leje się litrami, a pot i łzy nie mają końca, powinno się pokazać trochę więcej, aniżeli odwołania do mitologii. Wydaje mi się, że del Toro przedobrzył, skupiając się bardziej na wizualizacji (która jest fenomenalna i zachwyca), niż na samej opowieści. W ten oto sposób dostajemy nie fantastyczną historię, nie podróż do nieznanego świata i odkrywanie go, a jedynie przerażone dziecko (i widza), które oglądając tylko ból i nienawiść, nie potrafi wykreować dla siebie bezpiecznego świata nawet w wyobraźni. „Labirynt Fauna” to niewykorzystany potencjał ─ niewykorzystany, bo reżyser nie potrafił zdecydować, co konkretnie chce pokazać.