Recenzja filmu

Lara Croft: Tomb Raider (2001)
Simon West
Angelina Jolie
Jon Voight

Latający cyrk Simona Westa

Heh, i obyło się bez większego entuzjazmu. Potwierdziła się tym samym reguła, że to, co bawi na ekranie komputera, niekoniecznie sprawdza się w sali kinowej. "Tomb Raider", bo o tym filmie mowa,
Heh, i obyło się bez większego entuzjazmu. Potwierdziła się tym samym reguła, że to, co bawi na ekranie komputera, niekoniecznie sprawdza się w sali kinowej. "Tomb Raider", bo o tym filmie mowa, poruszał opinie publiczną od czasu, gdy tylko pojawiły się plotki o tym, ze piękne dziewczę w seksownych spodenkach i jeszcze bardziej seksownym podkoszulku, producenci filmowi chcą uwiecznić także na dużym ekranie. Kultowość Lary Croft nie podlega żadnej dyskusji - z tą odważną dziewczyną z dużym biustem, która przeżywa wiele krwawych przygód, walcząc zarówno z ludźmi, jak i potworami nie z tej Ziemi, zetknął się praktycznie każdy użytkownik komputera, internauta, a dzięki zaawansowanej kampanii reklamowej filmu - także nieświadomy telewidz, czy też dziecko w sklepie z gadżetami do mniej lub bardziej niewinnych zabaw. Rzesze fanów "Tomb Raidera" sięgają wszystkich krańców świata, a zdeklarowanych fanatycznych wielbicieli gry, nie da się policzyć nawet na palcach miliona rąk. Nic wiec dziwnego, ze wszyscy czekali na filmowe wcielenie swojej idolki, tym bardziej, ze gra ją nie kto inny jak Angelina Jolie (ostatnio kreowana na niegrzeczną "sexibabe" Hollywoodu), a zwiastuny, wypuszczane raz po raz przez producentów, naszpikowane były szybką akcją i ujęciami jędrnych pośladków aktorki. Odwiedzając stolicę świata, gdzie właśnie 15 czerwca Lara Croft zadebiutowała na ekranach wszystkich kin Ameryki, nie mogłam pominąć tego wydarzenia i nie zmierzyć się z legendą "Tomb Raidera". Przezornie zakupiłam nawet wcześniej bilet, by uniknąć nieszczęścia nie dopchania się do którejś z wygodnych i superklimatyzowanych sal i tym samym nie obejrzenia tegoż "arcydzieła". Jakież było moje zdziwienie, kiedy po przybyciu na miejsce okazało się, że sala świeci pustkami, a obserwowani przeze mnie ludzie w kolejce do kasy, ani razu przez 10 minut nie zapytali o interesujący mnie (Was, którzy to czytacie) seans. Czyżby przygody Lary hołubiono tylko w zaciszu domostw polskich maniaków komputerowych? Raczej nie, ale jak się miało okazać półtorej godziny później - ludzie ci wiedzieli, co robią. Miażdżące recenzje, które po pokazach prasowych 11 czerwca ukazały się w Stanach, także odstraszyły cześć widzów, a wielu z nich, tak jak ja, przewidywała tłok i przełożyła sobie wizytę w kinie na środek tygodnia. No, ale do rzeczy... Już początkowa sekwencja filmu nie wróży nic dobrego. Improwizowana walka Angeliny ze specjalnie stworzonym do ćwiczeń robotem jest na tyle sztuczna, ze nie tylko nie podniosła poziomu adrenaliny wśród widzów, ale nawet wywołała u nich pierwszy pomruk niezadowolenia. Pierwszy i nie ostatni. Sama fabuła to już motyw "ograny" na tysiąc sposobów. Piękna skądinąd dziewucha znajduje tajemniczy zegar a po próbach odpowiedzi na pytanie co zacz, zostaje napadnięta i okradziona przez złego kolekcjonera - Mr. Powella, który interesuje się nie tylko antykami, ale przede wszystkim pała chęcią zawładnięcia światem. A pojawia się ku temu niebywała okazja, bowiem nasi bohaterowie mają szczęście żyć w czasie, kiedy pojawiający się raz na, bagatela, 5 tys. lat, układ planet naszej galaktyki daje możliwość kontroli nad najbardziej cenną rzeczą - czasem. Zarówno nasz fałszywy kolekcjoner, jak i Lara, na zmianę czyhając na swoje życie i pomagając sobie, wyruszają na poszukiwanie dwóch ukrytych części "trójkąta światła", który to wielkie marzenie o władzy, pozwoli im umożliwić. Podczas gdy pobudki pana Powella są oczywiście niecne, nasza romantyczka Lara, pragnie przywrócić do życia swojego ojca - legendę poszukiwaczy zaginionych światów i zgłębiaczy tajemnic naszego. Z góry wiadomo, jaki będzie finał tej rozgrywki, choćby dlatego, iż znane są jucz plany kontynuacji tego filmowego "dzielą". Nie do pomyślenia byłoby uśmiercenie panny Croft, wiec nie zepsuję puenty nikomu, jeśli powiem, ze wszystko kończy się szczęśliwie i że zło, jak zwykle, poniosło porażkę, i jak zwykle chwilowo, o czym z pewnością dowiemy się we wspomnianych następnych częściach serii. Szczerze jednak mówiąc, jestem pewna, ze jeśli takowe powstaną, na pewno ich nie obejrzę. Mam już dość powielanych schematów, mixów przygód Indiany Jonesa i "Gwiezdnych wrót". Nie przekonują mnie sceny, w których nawet najbardziej zacięta walka kończy się tym, ze bohaterka podnosi się z uśmiechem na ustach, bez śladu zmęczenia na twarzy i z nienaruszoną (!) fryzurą. Nienawidzę dialogów z wymuszonym poczuciem humoru. Nie mogę patrzeć na aktorów, którzy nie wiedzą jak się zachować i jedynym sposobem na granie "tego złego" jest robienie min w stylu "a co mnie to wszystko obchodzi". Mam dość kolejnych "łatających" scen walki rodem z "Matrixa" i "Przyczajonego tygrysa...". Nie poprawiają mi nastroju seksowne usta i zgrabna figura pani Jolie, nawet jeśli nie brać pod uwagę, ze jestem kobietą. Mówiąc krotko: sieczka, proszę Państwa. Zmarnowani aktorzy (o ile akurat mieli szczęście być dobrze dobrani), marne efekty specjalne (przez swój nagminny schematyzm i powielanie niedawno oglądanych na ekranie wątków, nie sprawiające wrażenia "specjalnych"), dialogi, które były napisane chyba wyłącznie w celu "zapchania" dziur w przerwach akcji. Jeśli ktoś naprawdę uwielbia Larę Croft, niech lepiej nie burzy w sobie jej nieskazitelnego obrazu i nie wybiera się do kina. Niech lepiej weźmie piwko do ręki (bezalkoholowe, żeby nie było, że namawiam) i obejrzy, choćby ponownie "Gwiezdne wrota" (które przy tym filmie, co niebywałe, wydają się sztuką) lub "Diunę" - korzystając z łask wypożyczalni wideo, bądź - tak, jak ja - amerykańskiej telewizji, która w ramach kampanii reklamowej "Tomb Raidera" paradoksalnie prezentuje widzom, jak słabo on wypada na tle innych dziel sci-fi "Made in Hollywood".
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Twórcy już nieraz przekonali się, jak bardzo wybredna potrafi być społeczność graczy. Jednak nie... czytaj więcej
Recenzja dedykowana Dorocie Film "Lara Croft: Tomb Raider" powstał w 2001 roku, na podstawie gry... czytaj więcej
Ekranizacja słynnej na cały świat gry o tym samym tytule. Jednak o ile gra sama w sobie była ciekawa, o... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones