Recenzja filmu

Pozwól mi wejść (2010)
Matt Reeves
Kodi Smit-McPhee
Chloë Grace Moretz

Lepszy model

Zapomnijcie o strasznej i wzruszającej zarazem historii przyjaźni dwójki outsiderów. W nowej wersji króluje zimna kalkulacja.
Uspakajam fanów oryginalnego "Pozwól mi wejść", którzy są gotowi rozszarpać mi szyję za jedno złe słówko pod adresem ich ukochanego filmu: amerykański remake nie jest lepszy od szwedzkiej produkcji z 2008 roku. Mimo to, reżyserowi Mattowi Reevesowi udała się rzecz niesłychana – trzymając się wiernie pierwowzoru, zmienił kompletnie jego wymowę. Zapomnijcie o strasznej i wzruszającej zarazem historii przyjaźni dwójki outsiderów. W nowej wersji króluje zimna kalkulacja.

U Szwedów wampirzyca była smutną dziewczynką cierpiącą z powodu braku towarzystwa. Rozdarcie między ludzkimi uczuciami a  zwierzęcą potrzebą chłeptania krwi czyniło ją postacią tragiczną. W filmie Reevesa Abby (Chloe Moretz) zapomina o skrupułach i wyrzutach sumienia. Jest po prostu głodna. W dodatku jej wieloletni partner (Richard Jenkins) zrobił się zniedołężniały i radzi sobie coraz gorzej z dostarczaniem galonów z ciepłą RH+. Abby musi wziąć sprawy w swoje ręce. W nowym miejscu zamieszkania wynajduje 12-letniego wyrzutka Owena (doskonały Kodi Smit-McPhee). Najpierw rozkochuje go w sobie, a potem wyjawia mu swoją straszną tajemnicę. Początkowo chłopiec nie wydaje się przejęty: lepsze towarzystwo wampira niż sadystycznych kolegów ze szkoły. Stąd już tylko krok, by Owen zastąpił dotychczasowego opiekuna/kochanka Abbie i zajął się wynajdywaniem dla niej pożywienia.

Reeves z gracją wykoślawia emocje i motywacje bohaterów oryginału. Widzom znającym szwedzki film sugeruje przeniesienie ciężaru za pomocą drobnych gestów i rekwizytów, na których oko zawiesza kamera (stare zdjęcia Abbie). Umie przy okazji oddać osaczenie i przytłaczający ból dziecięcej egzystencji, jakich doświadcza Owen. Mieszka on z mamą, która filmowana jest w taki sposób, że nigdy nie widzimy jej twarzy.  Facjaty ojca chłopca także nie dane będzie nam ujrzeć – mężczyzna wyprowadził się po rozwodzie i nie wyraża większego zainteresowania opieką nad synem. Gdy ten przerażony dzwoni do niego i pyta o istnienie zła na świecie, w odpowiedzi słyszy: Czy to matka nagadała ci takich bzdur? Nie słuchaj tej religijnej fanatyczki. A tak w ogóle to idź już spać.

Akcja filmu rozgrywa się w latach 80. Na słuchawkach walkmanów króluje David Bowie, a z ekranów telewizorów przemawia prezydent Ronald Reagan. Na zewnątrz zalegają zwały śniegu, pod którymi można ukryć kolejne zwłoki. Nikt nie wydaje się szczególnie szczęśliwy. No, może poza sąsiadką Owena, która w białych kozaczkach i z pieskiem pod ręką drepcze za swoim maczo-mężem. Tak czy inaczej, wizja dekady "imperium zła" i "gwiezdnych wojen" niewiele ma tu wspólnego z rozkoszną pstrokacizną, znaną chociażby z goszczącej niedawno na naszych ekranach komedii "Jutro będzie futro".

Film Reevesa można by uznać za wybitny, gdyby nie dwie kwestie. Po pierwsze, reżyser posługuje się w paru miejscach sztampowymi rozwiązaniami podpatrzonymi w przeciętniakach z gatunku kina grozy: kotłującą muzyką oraz odpowiednio mroczną scenerią zwiastującą nadejście wielkiego Strachu. Po drugie, jeśli ktoś widział oryginał, nie będzie w stanie w stu procentach zachwycić się jego przeróbką. Reszcie widzów pozwalam wejść do kina.
1 10
Moja ocena:
8
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Przyznam, że wybierając się na seans "Pozwól mi wejść", czułem lęk. Strach związany bynajmniej nie z... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones