Recenzja filmu

Prosta historia (1999)
David Lynch
Richard Farnsworth
Sissy Spacek

Lyncha spotkania ze śmiercią

W popkulturze David Lynch niezmiennie od premiery Eraserhead pozostaje twórcą oryginalnym, dziwnym i bardzo charakterystycznym. Stąd też na pierwszy rzut oka potencjalny widz miałby niemały
W popkulturze David Lynch niezmiennie od premiery Eraserhead pozostaje twórcą oryginalnym, dziwnym i bardzo charakterystycznym. Stąd też na pierwszy rzut oka potencjalny widz miałby niemały problem z rozpoznaniem w "Prostej historii" ręki mistrza. Jeśli jednak przyjrzymy się filmowi jako całości, zauważymy pewien lynchowski paradygmat i odkryjemy jedną z piękniejszych historii o  nas, ludziach, ostatnich 20 lat. Bo to właśnie takie zasady uznaje Lynch - stawia człowieka na piedestale i czeka, aż ten zauważy świat dokoła niego. 

Staruszek Alvin Straight (Richard Farnsworth) nie miewa się najlepiej. Problemy zdrowotne potęgują jeszcze złe wieści od jego brata (z którym nota bene nie rozmawiał od 10 lat) - okazuje się, że dostał on udaru mózgu. W tym momencie u bohatera następuje przełom i postanawia wyruszyć do niego, by na ostatnie lata pojednać się z nim. Trasa biegnie z Iowa do Wisconsin. 300 mil. Alvin postanawia wybrać się tam małym traktorem-kosiarką z przyczepą. Istne herkulesowa praca dla 80-latka.

Obraz Lyncha to kino drogi par excellence. Mamy tu powolną przejażdżkę przez amerykańskie równiny, spotkania z przypadkowymi ludźmi, poczucie prawdziwej wolności i spokoju. Proszę państwa, to nie cisza przed burzą. Muzyka Angela Badalamentiego (znanego ze współpracy z reżyserem już od "Blue Velvet") prowadzi film ku melancholijnym, niekiedy nostalgicznym ścieżkom, gdzie Alvin ma szansę rozliczyć się ze swoją przeszłością i być może po raz ostatni ujrzeć świat, jakim go widzi...

Chciałbym na chwilę skupić się na wyjątkowość "Prostej historii". Jak wspomniałem na wstępie, film różni się od wcześniejszych (choćby "Dzikości serca" z 1990) i późniejszych (oczywiście "Mulholland Drive" z 2001) filmów Davida Lyncha. Reżyser ogranicza co prawda swoje tendencja surrealistyczne, ale dalej stawia wszystkie karty na najważniejszym elemencie swoich dzieł. Stawia na człowieka, istotę zdeterminowaną, kochającą, który jeśli zechce, potrafi przezwyciężyć bolączki swojego świata i oddać się prawdziwym uczuciom. Alvin Straight, zapominając o zapaleniu płuc, wyciąga fajkę i z najszczerszym uśmiechem przemierza tereny Środkowego Zachodu, ukazując swoje zamaszyste, dziadziusine wąsy. Ma tylko jeden cel, a wszystko inne uznaje za podrzędne. 


Oczywistym wydaje się, że "Prosta historia" jest dziełem o zbliżającej się śmierci - w końcu główny bohater obiera sobie za zadanie finalne pogodzenie się ze skłóconym rodzeństwem. Można odebrać wrażenie, że niejako reżyser sam spotyka się ze śmiercią, pali wszystkie mosty za sobą i brnie ku jednemu tylko - ku drugiemu człowiekowi. Być może twórca próbuje nam przekazać (podobnie jak w innych swoich filmach), że w ostateczności to właśnie bliźni może nam pomóc przetrwać to, co najgorsze. Dla Johna Merricka, cyrkowego mutanta z wiktoriańskiego "Zemsta człowieka słonia (2004)Człowieka słonia", zbawicielem okazuje się londyński medyk, doktor Treves. W świecie Blue Velvet  jedynym ratunkiem dla Dorothy, uwikłanej w niebezpieczne związki śpiewaczki, jest młody i nieśmiały Jeffrey. Z kolei w "Miasteczko Twin Peaks. Ogniu krocz za mną. (1992)Twin Peaks. Ogniu krocz ze mną" licealistka Laura Palmer nie otrzymuje pomocy od nikogo...


W "Prostej historii" Lynch jak nigdy wcześniej ukazuje nam, jaką funkcję pełnią dla ludzi ludzie i dlaczego to ludzie, a nie senne koszmary, są dla nas najbardziej ludzcy.

Mimo swojego bardzo ciepłego charakteru, film nie spotkał się z tak pozytywnym odzewem ze strony komercyjnych nagród. Do "słynnego" Oscara został nominowany jedynie Richard Farnsworth, który naprawdę robi tutaj nie lada robotę, wyciskając łzy i zagarniając całkowitą uwagę widza przez prawie 2 godziny seansu. Aktor, który zginął rok później w wieku 80 lat, został doceniony przez Film Independent. Dzieło zdobyło znaczące uznanie jedynie ze strony Europejskiej Akademii Filmowej (Najlepszy film zagraniczny). 


Niemniej jednak "Prosta historia" to film wspaniały, nieustannie działający na emocje widza. Zadziwia to, jak mocno kontrastuje on z bezpośrednio wcześniejszym filmem Lyncha ("Zagubioną autostradą") i następującym po nim obrazem, czyli "Mulholland Drive". Nie można popadać w przesadą i mówić, że reżyser takim filmem "robi sobie przerwę" - film z 1999 jest jednym z jego najdojrzalszych i najbardziej wzruszających, pobudzających do myślenia o śmierci, starości i młodości; o tym, co zostawiamy na ziemi i co zabieramy ze sobą. W skrócie: film do obejrzenia przed śmiercią.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Twórczość Davida Lyncha jest specyficzna i charakteryzują ją złożone wątki, w których sen przeplata się z... czytaj więcej
Chcąc napisać cokolwiek o jednym z filmów Davida Lyncha, trudno nie wspomnieć o charakterystycznych... czytaj więcej
Niedawno miałem okazję obejrzeć (już po raz drugi) film "Prosta Historia". Polskie tłumaczenie... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones