Recenzja filmu

Listy do M. (2011)
Mitja Okorn
Maciej Stuhr
Roma Gąsiorowska

M jak Magia (Świąt)

Wszyscy dobrze wiedzą, że pierwszym zwiastunem nadchodzących Świąt Bożego Narodzenia są reklamy Coca-Coli. W tym roku jednak zostały one wyprzedzone przez "Listy do M." - polski film
Wszyscy dobrze wiedzą, że pierwszym zwiastunem nadchodzących Świąt Bożego Narodzenia są reklamy Coca-Coli. W tym roku jednak zostały one wyprzedzone przez "Listy do M." - polski film "okolicznościowy", który zawitał w naszych kinach już 10 listopada. Jeżeli ktoś po seansie tego dzieła stwierdzi, że już to gdzieś kiedyś widział, to się nie pomyli. Formuła filmu jest żywcem zerżnięta z brytyjskiej komedii "To właśnie miłość" sprzed prawie dekady. Całe szczęście jednak, że jest to bardzo dobra formuła na świąteczny film i sprawdza się w polskiej kopii równie dobrze, jak w oryginale.

"Listy do M." są podzielone na kilka wątków, których wspólnym mianownikiem jest miłość i Święta. Całe szczęście "miłość" nie jest tutaj ograniczona do tej komercyjnej, romantycznej wersji w stylu "Ona i On spotkali się pod liściem jemioły" (choć i takiej nie brakuje). Do wyciskania łez widzowie otrzymują pakiet złożony z miłości ojcowskiej, matczynej, trudnej miłości do niewiernej małżonki, miłości do osób które już odeszły, lub też do tych jeszcze nienarodzonych. Do wyboru, do koloru. Oczywiście każda z tych miłości obowiązkowo osiągnie apogeum, gdy na niebie pojawi się pierwsza gwiazdka. Poza tymi podobieństwami poszczególne wątki łączą się, czasami w nieoczekiwanych momentach, aby nadać im troszeczkę więcej komizmu.

Główne role w filmie (których ze względu na formę nie jest mało) zostały w większości zagrane przez znanych polskich aktorów. Bardzo dobrze spisał się Maciej Stuhr w roli samotnego ojca, Piotr Adamczyk jako głowa rozpadającej się rodziny, czy też Wojciech Malajkat, którego bohater jest niezwykle sympatycznym snobem. Nawet Tomasz Karolak irytuje trochę mniej niż zwykle w roli złego Mikołaja. Czasami na ekranie w epizodycznych rolach pojawiają się Katarzyna Zielińska, Paweł Małaszyński lub niezwykle zabawna Beata Tyszkiewicz.

Największym zastrzeżeniem, jakie mam do filmu jest (modne ostatnio w telewizji) lokowanie produktu - czyli dobrze wszystkim znany product placement. "Listy do M." czasami przypominają jedną wielką reklamę pewnej stacji telewizyjnej, radiowej, pewnego centrum handlowego, itd. Podświadomość widza w trakcie seansu jest bombardowana reklamami, a liczba pojawiających się na ekranie marek ustępuje chyba tylko "Logoramie". Ponadto mam wrażenie, że ten film będzie co roku na Święta wyświetlany przez pewną stację telewizyjną i w takim wypadku szczytem ironii będzie przerywanie go reklamami.

Jednak abstrahując od całej marketingowej machiny wepchniętej między fabularnymi wierszami, "Listy do M." to bardzo przyjemny film. Najważniejsze jest to, że historyjki, mimo iż w większości typowe, są na tyle zróżnicowane, że chyba każdy może w nich znaleźć coś dla siebie. Całość jest przy tym okraszona niewymuszonym, autentycznie zabawnym humorem.

Podsumowując, "Listy do M." są jedną wielką reklamą i wpisują się w nurt komercjalizacji Świąt. Ponadto fabularnie nie są filmem oryginalnym, tylko polską kopią brytyjskiej komedii. Ale mimo tych, chciałoby się rzec karygodnych wad, ten film naprawdę ogląda się z zaciekawieniem i uśmiechem na ustach. A to dlatego, że śledząc perypetie bohaterów, można poczuć prawdziwe ciepło i magię Świąt.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Za Oceanem panuje niepisana moda na filmy sezonowe. W walentynki mamy przesyt słodkich komedii... czytaj więcej
Święta coraz bliżej, a w kinach zaczynają królować filmy o tematyce świątecznej. Żadna telewizja nie... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones