Recenzja filmu

M - Morderca (1931)
Fritz Lang
Peter Lorre
Ellen Widmann

M jak morderca, F jak fanatycy

Po ulicach Berlina grasuje morderca - pedofil. Policja jest bezsilna, przestępca atakuje bez żadnego schematu, jego ofiar nic nie łączy, nie ma określonego rewiru. Kiedy jednak psychopata nie
Po ulicach Berlina grasuje morderca - pedofil. Policja jest bezsilna, przestępca atakuje bez żadnego schematu, jego ofiar nic nie łączy, nie ma określonego rewiru. Kiedy jednak psychopata nie dość, że nasila ataki, to jeszcze robi z siebie gwiazdę prasy, wymiar sprawiedliwości przystępuje do zdecydowanego działania. Wszystkie podejrzane kluby w mieście są przeszukiwane, patrole podwojone, wszystkie ślady sprawdzane po dziesięć razy, ale wreszcie inspektorzy trafiają na trop. Jednak za późno, lokalne podziemie samo postanawia zająć się renegatem. Potępia jego czyn, ale przede wszystkim wzmożona czujność przeszkadza im w pracy. Organizują więc własną obławę. Do obejrzenia "M-mordercy" myślałem, że najlepszym filmem o polowaniu na przestępcę jest "Dzień Szakala", ale muszę przyznać, że się myliłem. Procedury policyjne są tu przedstawione tak samo drobiazgowo, ale poziom merytoryczny jest jednak o klasę wyższy (niczego nie odmawiając Zinnemannowi). Film zaskakuje już choćby nowatorską pracą kamery, mamy tu ujęcia z boku postaci, z góry i z dołu, które rozsławił dopiero dziesięć lat późniejszy "Obywatel Kane". Mamy również fenomenalne sceny zbiorowe: ludzie tłoczący się na miejscach zbrodni, codzienny ruch Berlina, ale przede wszystkim robiąca niesamowite wrażenie nagonka na Beckerta. A jak przy tym budowane jest napięcie, zauważa go jedna osoba, wysyła drugą, chwilę później jest ich już dziesięć, a zanim morderca skręci za róg dwadzieścia. A gdy ten się ukrywa rozpoczynają osaczenie, porywają z policyjnego budynku żeby samemu z nim skończyć. To co z nim zrobią, zapewne nie będzie miłe, ale najgorsza jest motywacja tych ludzi. Pewnie każdy kinoman pamięta, że don Corleone może przemycać towary luksusowe czy urządzać nielegalne zakłady, ale narkotyki, o co to to nie. Podobnie tutejsi przestępcy, kradzieże, wymuszenia, używki, nikomu bardzo nie szkodzą, ale pedofilia, o ta to nie przejdzie. Urządzili sobie państwo w państwie i przywłaszczają sobie władzę do której nie mają prawa. Jak to wygląda - to już trzeba zobaczyć. Film ten trzeba zobaczyć również dla Petera Lorre'a. Jeśli ktoś zna tego aktora głównie jako szczupłego przystojniaka z "Casablanki" czy "Sokoła Maltańskiego", to przeżyje niemałe zdziwienie. Prymitywny i otyły Beckert nie ma w sobie za grosz uroku. Kiedy tylko pojawia się, pogwizdując melodyjkę jak z filmiku Disneya, od razu może przejść dreszcz. A mimo to kiedy jak zwierzę próbuje uciec obławie, aż można mu współczuć. Cóż, rozfanatyzowany tłum jest jedną z najgorszych rzeczy, jakie można zobaczyć, a jeśli jeszcze do tego tworzą go sami kryminaliści... "M-morderca" jest ważny również z tego względu, że zapoczątkował nowy gatunek filmowy - dreszczowiec. Hitchcock dzieło Langa uwielbiał i nic dziwnego, że w jego wczesnych filmach co rusz to gra Lorre. "M-morderca" wprowadził również do filmu zupełnie nowy typ bohatera - seryjnego zabójcę, postać, która chyba swoje apogeum osiągnęła w "Milczeniu owiec", ale ile filmów nie może się bez takiej postaci obejść to chyba nie trzeba mówić. Jest to dzieło, które powinien znać każdy szanujący się kinoman, bo jest to po prostu świetne kino.
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Rok 1931 z pewnością jest jedną z ważniejszych dat w historii kina, a szczególnie niemieckiego. Wtedy to... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones