Recenzja filmu

Viva Cuba (2005)
Juan Carlos Cremata Malberti
Iraida Malberti Cabrera
Luisa María Jiménez Rodríquez
Malú Tarrau Broche

Małolaty uciekają do taty

Tytułowa wyspa w <b>"<a href="http://viva.cuba.filmweb.pl/" class="n">Viva Cuba</a>"</b> jest zupełnie inna niż znamy ją choćby z filmowych wspomnień <a
Tytułowa wyspa w "Viva Cuba" jest zupełnie inna niż znamy ją choćby z filmowych wspomnień Andy'ego Garcii "Hawana - miasto utracone", młodzieżowo rozbujanego "Dirty dancing 2", czy migawek w napakowanym Bondzie nr 20, czyli "Śmierć nadejdzie jutro". Nie ma tu kurortów i egzotycznych piękności popijających drinki w rytm kubańskiej muzyki. Jest za to para dziesięciolatków, dziewczynka Malu i chłopczyk Jorgito. Uciekają z Hawany na drugi koniec wyspy do ojca Malu, by ten nie podpisał zgody na wyjazd z Kuny małej i jej matki. Przy tym sympatycznym opisie "Viva Cuba" to film utrzymany w tonie lekko propagandowym, a przy tym niezbyt spójny obraz kraju rządzonego przez Fidela Castro. Dodatkowo reżyserzy Juan Carlos Cremata Malberti i Manolito Rodriquez zdają się nie wiedzieć dla jakich - małych czy dużych - widzów nakręcili swój film. Z jednej strony bohaterami filmu są małe dzieci, które przemierzają cały kraj, same zdobywają jedzenie, organizują sobie transport i przede wszystkim przeżywają przygodę życia. Brak tu przemocy, erotyki, za to pełno nadekspresyjnego aktorstwa oraz, niestety tandetnie, animowanych wstawek. To wszystko sugeruje, że "Viva Cuba" to nietypowa przygodówka dla dzieciarni, która nie ma dostępu do hollywoodzkich animacji, lub - w co osobiście nie wierzę - jest znudzona "Autami" czy "Iniemamocnymi". Z drugiej strony para reżyserów wciska w fabułę, i to niezgrabnie, tematy społeczne. Matki Malu i Jorgito - katoliczka z wyższej klasy i komunistka - nie znoszą się i zabraniają dzieciom wspólnych zabaw. Uczą je natomiast mądrości w stylu "dziewczynki powinny bawić się w organizowanie przyjęć dla lalek" (matka Malu). Dzieci poddawane są swoistej indoktrynacji również w szkole, codziennie przed lekcjami klepią bezmyślnie słowa o chwale komunistycznej ojczyzny i wspaniałemu rewolucjoniście Che. W filmie pojawia się też sprzeczność: skoro dzieci uciekają z domu, by uniemożliwić emigrację Malu i jej mamy, chcą zostać na Kubie, ukochanym i umiłowanym kraju, to dlaczego reżyserzy przedstawiają go jako miejsce nieprzyjazne, sztywne, a momentami nawet opresyjne? Ta ambiwalencja nie wynika z konkurujących ze sobą uczuć filmowców, a prędzej z walki pomiędzy chęcią zrobienia filmu, a brakiem doświadczenia twórców "Viva Cuba" w tej materii. O tym świadczy też nieprzemyślana i niespójna forma - niektóre ujęcia są ze sobą połączone od niechcenia, trochę przypadkiem, jakby montażysta zamiast ręki miał drewnianą protezę. Także muzyka pojawia się w losowych momentach: nagle cichnie, potem znowu ją słychać. Mimo całej swej nieporadności "Viva Cuba" ma odrobinę uroku, bo też trudno nie podziwiać pary 10-latków, którzy sami przemierzyli całą ogromną wyspę. To jednak trochę mało i w sumie film Crematy i Rodriqueza pozostaje dość nieudaną zarówno w formie, jak i w treści próbą pogodzenia świata dorosłych i dzieci.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones