Recenzja serialu

Kamienie śmierci (2005)
Didier Albert
Eric Summer
Ingrid Chauvin
Bruno Madinier

Marie, pokaż cycki!

Ten francuski serial kryminalny zaczyna się dość niewinnie, by nie rzec: pociesznie. Oto bowiem Marie Kermeur, w ponętnym ciele grającej ją francuskiej modelki Ingrid Chauvin, z zawodu
Ten francuski serial kryminalny zaczyna się dość niewinnie, by nie rzec: pociesznie. Oto bowiem Marie Kermeur, w ponętnym ciele grającej ją francuskiej modelki Ingrid Chauvin, z zawodu policjantka wydziału zabójstw, wraca w swe rodzinne strony: na wyspę Ty Kern, u wybrzeży Bretanii, aby sfinalizować swój upragniony ślub ze znanym żeglarzem, Christianem. Radosne chwile weselnych przygotowań szybko jednak burzy znaleziony w trakcie przymiarki ślubnej sukni jej welon z zawiniętą w nim …martwą mewą! Celtyckie legendy, pod których znaczącym wpływem pozostają mieszkańcy wysepki, nie pozostawiają w takiej sytuacji złudzeń: zbliżają się poważne kłopoty. I rzeczywiście: w noc poprzedzającą przygotowywaną ceremonię Marie nawiedzają senne koszmary, a następnego dnia znajduje ona na okolicznej plaży, u stóp wysokiego klifu, ciało swego brata, Gildasa, dzierżącego w dłoni kartkę z tajemniczym napisem. Ślub zostaje oczywiście odwołany, lecz prędko okazuje się, że był to dopiero początek tajemniczych i tragicznych zdarzeń, tak jakby ich lawina dopiero ruszyła, zapowiadając najgorsze, które jeszcze nie nastąpiło.
 
"Kamienie śmierci" aż iskrzą od – absurdalnej czasem w swej żywiołowości i logice – temperatury ekranowych zdarzeń, szybkości akcji i mnogości zwrotnych punktów w serialowej fabule. Tajemnica, zdawałoby się: ostateczna, z dawna strzeżona przez serialowe postaci, goni tu kolejną, "w kolejce" do ujawnienia czeka zaś następna, i jeszcze kolejna. W tle, oprócz dziwnych zgonów i niewytłumaczalnego oporu mieszkańców wysepki przed wyjaśnieniem owych tragedii, mamy bowiem wszystko, co powinno znaleźć się w "porządnym" serialu kryminalnym ze społecznością sielskiego na pozór małego miasteczka – jako jednym z jego bohaterów, a nawet jeszcze więcej. Uważny widz wyśledzi skrywane romanse i rodzinne niesnaski, wiele obyczajowych tabu, rywalizację miejscowych klanów, walki o majątek, a nawet tak fantazyjne zdarzenia jak tajemnicze: tytułowe, w polskim przekładzie, kamienie śmierci, z broczącą z nich, w tragicznych chwilach, krwią, czy dziwnego mnicha w kapturze pojawiającego się co pewien czas w ruinach starej katedry leżącej w niezbyt bezpiecznym zakątku wyspy. Jakby tego było mało, specyficznego, baśniowego wręcz uroku dodają tej nad wyraz rozbuchanej fabule serialu: klimat wspomnianych wyżej celtyckich wierzeń, a także miejscowa legenda o statku ze skarbem, który miał zawinąć do tutejszego portu, by zostać ograbionym przez jego dawnych mieszkańców.
 
Potok – bo takie chyba określenie byłoby najwłaściwsze, zważywszy na tempo i zawieruchę serialowej fabuły – wszystkich zdarzeń serwowanych ku uciesze spragnionego wrażeń widza ginie jednak w zderzeniu z innym "żelaznym" elementem dzieła, przynajmniej gdy idzie o zapobiegliwość i staranność operatora serialowej kamery. Ten zaś, bez żadnych oporów i zbędnych ceregieli, prezentuje nam – oczywiście z odpowiednim natężeniem, dbając by jednorazowa dawka nie przekroczyła niezbędnego minimum, a napięcie istniało do ostatniej możliwej chwili – wszystkie figlarne szczegóły powabnego ciała aktorki odgrywającej rolę głównej bohaterki. Mamy więc, sfilmowany z należytą atencją, każdy – najdrobniejszy nawet – ruch Ingrid Chauvin, w trakcie którego odsłoniłaby ona coraz większą połać swego dekoltu czy też, dla przykładu, chyłkiem mignęła – w naturalnej swej odsłonie – w drodze od prysznica po skromny, jak najbardziej!, ręczniczek dla godziwego siebie przyodziania. Sama zaś aktorka, odwzajemniwszy owo zainteresowanie swoją osobą, zdecydowanie kroczy przed kamerą, nieraz nienaturalnie wyprostowana (co dla prowadzących tryb życia "za krzesełkiem" aż nadto znaczące, stanowiąc chyba powód do zwykłej, ludzkiej zazdrości), dumnie wypinając swój niebanalny, godny pochwały biust, mam nieodparte wrażenie – niekoniecznie będący tworem li tylko natury. Widz, karmiony takąż estetyką dzieła, czeka niecierpliwie na upragniony finał. Oto bowiem, w tej sytuacji, jest kluczowe dla całego tego serialu pytanie: "dane mi będzie w nagrodę ujrzeć Marie prawdziwie golusieńką czy też było to tylko – nieprzyzwoite nad wyraz – zwykłe zwodzenie widza?".
 
Oczywiste że – z uwagi na wykonaną, solidną pracę twórców serialu, w tym podziwu godnego autora zdjęć – nie zdradzę zakończenia dzieła również w tym jego "smakowitym" kontekście.
1 10
Moja ocena serialu:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Jest 20 maja 1968 roku. Szóstka dzieci zainspirowana starą celtycką legendą postanawia wybrać się... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones