Recenzja filmu

Ostatni Mohikanin (1992)
Michael Mann
Daniel Day-Lewis
Madeleine Stowe

Miłość, zazdrość i zemsta na tle wojny

W 1992 Michael Mann ("Gorączka", "Informator", "Zakładnik") nie był jeszcze uznanym reżyserem. Miał już co prawda na swoim koncie "Łowcę" oraz popularny swego czasu serial kryminalny "Crime
W 1992 Michael Mann ("Gorączka", "Informator", "Zakładnik") nie był jeszcze uznanym reżyserem. Miał już co prawda na swoim koncie "Łowcę" oraz popularny swego czasu serial kryminalny "Crime story", jednak do tej pory nie udało mu się nakręcić prawdziwie wielkiego dzieła. Przełom w karierze reżyserskiej Manna nastąpił wraz z "Ostatnim Mohikaninem". Jest to opowieść o miłości, honorze, rodzinie i zemście, osadzona w czasach wojny angielsko-francuskiej o panowanie w Ameryce Północnej. Mohikanin Chingachgook (Russell Means) wraz z synem Uncasem (Erich Schweig) i przybranym synem, Sokolim Okiem (Daniel Day-Lewis), mieszkają w pobliżu terenów ogarniętych wojną, jednak nie angażują się w walkę. Sytuacja zmienia się, gdy ratują przed śmiercią z ręki Huronów oddział Brytyjczyków. Prowadzą ich do fortu William Henry. Na miejscu okazuje się, że jest on oblegany przez Francuzów. Tymczasem między Sokolim Okiem a córką dowódcy fortu, Corą (Madeleine Stowe), rodzi się uczucie. Aktorsko film stoi na dobrym poziomie. Najbardziej ze wszystkich wyróżnia się oczywiście Daniel Day-Lewis. Brytyjski aktor stworzył naprawdę charyzmatyczną postać, jest wyluzowany w swojej grze, co dodaje tylko realizmu wykreowanemu przez niego bohaterowi. Anglik nie zdobył tą rolą uznania ze strony Akademii ani Hollywoodzkiego Stowarzyszenia Prasy Zagranicznej, za to rodzima BAFTA wyróżniła go nominacją w kategorii "Najlepszy aktor pierwszoplanowy". Dodać trzeba, że pozostali aktorzy, wraz ze Stevenem Waddingtonem, również zasługują na dobre słowa. Piękno tego obrazu stanowią w dużej mierze muzyka Trevora Jonesa i Randy'ego Edelmana, zdjęcia Dante Spinottiego (który zresztą jest etatowym kamerzystą w produkcjach Michaela Manna) oraz scenografia Wolfa Kroegera. Te trzy elementy w połączeniu ze świetną grą Daniela Day-Lewisa tworzą porywające, pełne napięcia, choć niepozbawione pompatyczności sceny i kreują fascynujący klimat. Autentyczności filmowi dodaje obecność rdzennego języka plemion indiańskich. "Ostatni Mohikanin" stara się też pokazać, przynajmniej w niewielkim stopniu, bogatą kulturę amerykańskich Indian, od zawsze zamieszkujących Amerykę, którą odebrali im europejscy kolonizatorzy. Film ten, zresztą jak chyba wszystkie dzieła Manna, jest zgrabnym połączeniem komercyjnych chwytów i głębszej treści. Reżyser stworzył opowieść będącą rozrywką, lecz nie pozbawioną przy tym walorów artystycznych. Nie mnie przychodzi zasiadać w jury Amerykańskiej Akademii Filmowej, ale moim zdaniem obraz ten zasłużył na więcej niż jedną nagrodę (za dźwięk), zważywszy, że ludzie odpowiadający m.in. za muzykę i zdjęcia wspięli się na bardzo wysoki poziom podczas tworzenia tej produkcji. Jako fan Michaela Manna mogę tylko polecić "Ostatniego Mohikanina" wszystkim kinomanom i życzyć niezapomnianych wrażeń, które sam miałem okazję wynieść z tego filmu.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Michael Mann to typ reżysera wszechstronnego. Może nie w takim stopniu jak Alan Parker w okresie... czytaj więcej
Filmy w reżyserii Michaela Manna zawsze mnie zaskakiwały, lecz mówiąc szczerze to nigdy nie widziałem... czytaj więcej
Do westernów zaliczamy nie tylko opowieści o kowbojach, ale też o Indianach. Choć oczywiście tych... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones