Recenzja filmu

Australia (2008)
Baz Luhrmann
Nicole Kidman
Hugh Jackman

Miłość w krainie kangurów

"Australia" to kolejny film duetu Luhrmann i Kidman. Para spotkała się wcześniej na planie "Moulin Rouge!" i jak pamiętamy ich współpraca zaowocowała statuetką Złotego Globu i nominacją do Oscara
"Australia" to kolejny film duetu Luhrmann i Kidman. Para spotkała się wcześniej na planie "Moulin Rouge!" i jak pamiętamy ich współpraca zaowocowała statuetką Złotego Globu i nominacją do Oscara dla Nicole za najlepszą rolę pierwszoplanową i nominacją do Złotego Globu dla Baza w kategorii najlepszy reżyser. Ich kolejny film zapowiadany był już od dawna. Miało to być wielkie wydarzenie i film na miarę największych kinowych produkcji wszech czasów. Czy reżyserowi udało się ponownie rzucić widzów na kolana?   Nicole Kidman wciela się w postać Lady Sarah Ashley – bogatej angielskiej arystokratki, która przybywa do Australii, aby przyspieszyć sprzedaż swojej farmy. Na miejscu okazuje się, że mąż bohaterki nie żyje, a ona tym samym dziedziczy rozległe rancho. W jego prowadzeniu pomaga jej poganiacz bydła (Hugh Jackman), do którego początkowo kobieta czuje niechęć, lecz z czasem przekonuje się, a nawet otwiera dla niego swe serce. Kiedy dowiadują się, że ich posiadłość nie jest bezpieczna, postanawiają przetransportować 2000 sztuk bydła aż do Darwin i sprzedać. Na swojej drodze spotkają wiele przeciwności, którym będą musieli się przeciwstawić oraz pokonać swoje lęki. W tym samym czasie wybucha wojna, która może na zawsze zmienić losy naszych bohaterów.   Moje pierwsze wrażenie po wyjściu z kina to lekkie rozczarowanie. Film owszem jest widowiskowy i nakręcony z wielkim rozmachem, lecz wyraźnie czuć, że czegoś brakuje. Baz Luhrmann próbuje połączyć film przygodowy, western, romans i film wojenny w jedną całość. I o ile dwa pierwsze gatunki uzupełniają się znakomicie, o tyle dwa kolejne są wmieszane na siłę – pomiędzy dwójką bohaterów trudno wyczuć chemię, a krótkie romantyczne sceny działają tylko na niekorzyść kochanków. Również wątek wojny wydaje się zbędny i niepotrzebnie wydłuża film, co nie zmienia faktu, iż jest doskonale wyreżyserowany. Perfekcyjna obsada i jeszcze lepsza gra aktorów to jeden z mocniejszych punktów filmu, choć powiedzmy sobie szczerze, to nie są oscarowe role. Nicole Kidman idealnie sprawdza się w swojej roli, przechodząc całkowitą transformację od zimnej i nieprzystępnej damy do wrażliwej i pełnej dobroci kobiety. Po mistrzowsku łączy komedię z dramatem, przypominając tym swoją rolę w "Moulin Rouge!" Również partnerujący aktorce Hugh Jackman nie ustępuje jej na krok. Intrygujące kreacje tworzą też David Wenham, Bryan Brown i Jack Thompson jako zabawny pomocnik Lady Ashley. Wielkie brawa należą się ponadto debiutującemu na ekranie Brandonowi Waltersowi – odtwórcy roli aborygeńskiego chłopca Nullah.   Kolejnym atutem obrazu jest muzyka, która pozwala nam się wczuć w klimat filmu. Jest wesoła, kiedy ilustruje komiczne sceny, emocjonująca podczas poganiania bydła i wzruszająca w końcowych scenach. Jej autorem jest David Hirschfelder, kompozytor i twórca ścieżki dźwiękowej m.in. do "Elizabeth". Soundtrack, prócz muzyki instrumentalnej, zawiera również utwory w wykonaniu m.in. samego sir Eltona Johna. Interesującym dodatkiem jest zabawne wykonanie utworu „Over the rainbow” z filmu "Czarnoksiężnik z krainy Oz" przez Nicole Kidman. Na szczególną uwagę zasługują zdjęcia, które wspaniale uzupełniają film. Widz ma wrażenie, jakby oglądał przepiękne pocztówki z krainy kangurów. Podczas seansu nierzadko mamy okazję podziwiać niecodzienne widoki i krajobraz Australii, który jest jednym z bohaterów filmu. Jest obecny w każdej scenie, a każde kolejne ujęcie zachwyca jeszcze bardziej niż poprzednie. Reżyser składa w ten sposób hołd Australii i jej rdzennym mieszkańcom. "Australia" miała być filmem na miarę "Przeminęło z wiatrem". I choć aspiruje do takiego, to na pewno nim nie jest. Próbuje łączyć w sobie wiele gatunków, co pośrednio się udaje, lecz jako całość zawodzi. Wyraźnie widać tutaj rękę reżysera, a niektóre sceny od razu przywodzą na myśl jego poprzedni obraz. Lecz to, co zadziałało w "Moulin Rouge!" nie sprawdza się w "Australii". Film przypomina jedzenie ulubionego tortu – na początku jest przyjemnie, lecz w miarę jedzenia apetyt spada. Nie oznacza to, iż film jest zły. Jest dobry, ale nie rewelacyjny.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Lady Sarah Ashley (Kidman) postanawia odwiedzić męża przebywającego w swej... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones