Recenzja filmu

Poskromić playboya (2014)
Jennifer Finnigan
Jonathan Silverman
Geoff Stults
Mena Suvari

Mielony, raz!

W "Poskromić playboya" fechtunek między bohaterami ma geriatryczne tempo, brak tu nie tylko humoru, ale również odrobiny spontaniczności. Aktorzy męczą się ze sobą w słabo napisanych scenach, z
Vince to prawnik z trzema krzyżykami na karku, setką miłosnych podbojów i paroma sukcesami w pracy. Pokłosiem tych ostatnich jest pokaźna liczba spektakularnych rozwodów. Nasz bohater udanie łączy życie zawodowe z prywatnym – wdzięczne klientki oprócz srogich honorariów jako gratis dorzucają mu szybkie numerki w kancelaryjnej toalecie. Zważywszy na fakt, że jego urok osobisty jest bliski zeru, a zdolność robienia gaf niezwykle rozwinięta, trudno doprawdy zrozumieć, jak udaje mu się ta sztuka. Tego się jednak z filmu "Poskromić playboya" nie dowiemy.



Zanim nasz bohater zorientuje się, że poznana w klubie blondynka to była żona jego najważniejszego klienta, zakocha się po uszy. I to również trzeba wziąć na wiarę, bo twórcy filmu niespecjalnie starają się nam ten uczuciowy proces unaocznić. Łatwo zrozumieć, dlaczego rezolutna Jane zapragnie utrzeć lowelasowi nosa serią kłopotliwych wyzwań. Trudniej – dlaczego z czasem zacznie ulegać jego wątpliwemu urokowi. Chociaż z drugiej strony, wspomniany były mąż – śliski jegomość ze staroświeckim wąsikiem i magnetyzmem domokrążcy – nieco jej postępowanie uwiarygodnia.

W porządku, komedie o damsko-męskich przepychankach są odgrzewanym kotletem, na który zwykle mamy apetyt. Aby jednak kotlet był zjadliwy, wymaga podgrzania albo pikantnej przyprawy. Dobry żart, zaskakująca sytuacja albo chociaż budzące sympatię postacie czasem wystarczą. Jednak w "Poskromić playboya" fechtunek między bohaterami ma geriatryczne tempo, brak tu nie tylko humoru, ale również odrobiny spontaniczności. Aktorzy męczą się ze sobą w słabo napisanych scenach, z trudem udaje im się ukryć fakt, że znaleźli się tu raczej, by zabić czas pomiędzy innymi filmowymi projektami. Więcej chemii i seksualnego napięcia jest w chwilach, gdy listonosz każe Wam poświadczyć odbiór listu poleconego.



Przyjemnie patrzy się na Menę Suvari, która od czasów ról nastoletnich uwodzicielek w "American Pie" i "American Beauty" niewiele się zmieniła. Gorzej, że schemat komediowy z filmów o wojnie płci także został przeniesiony żywcem z późnych lat 90. Łącznie z żartami, które znacie tak dobrze, że wolelibyście o nich zapomnieć – ich rozrywkowe walory są dziś tak samo aktualne jak format VHS. Dowcipy z prężącymi się i miauczącymi jak kotki gorącymi trzydziestkami i niezaspokojonymi seksualnie babciami? Obecne. Szczucie cycem jako wyraz towarzyskiej odwagi, przebrani za kobiety faceci jako ekwiwalent obciachu? A jakże. Nikt tu się specjalnie nie wysila, aby filmową podróż w czasie umilić nam jakimś świeżym dodatkiem, wszystkie gagi serwuje się jak w PRL-owskim barze na plaży: tanio, szybko i niesmacznie.
1 10
Moja ocena:
2
Absolwentka filozofii i polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Laureatka III miejsca w konkursie im. Krzysztofa Mętraka dla młodych krytyków filmowych (2011). Pisze o filmach do portali... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones