Recenzja filmu

Minionki (2015)
Kyle Balda
Pierre Coffin
Sandra Bullock
Jon Hamm

Minionki i cały ten zgiełk

To, co w największym stopniu różni jednak "Minionki" od "Jak ukraść księżyc", to główny zły bohater. W odróżnieniu od Gru Scarlett O'Haracz jest autentycznie bezwzględną, zepsutą i ogarniętą
Jak nie zakochać się w Minionkach? To takie urocze stworzenia, które "wiecznie zła pragnąc, wiecznie czynią dobro", a do tego rozbrajają swoim nierozgarnięciem i naiwnością. Wiele osób – szczególnie dzieci uwielbiające slapsticowe żarty – uznało sceny z ich udziałem w "Jak ukraść księżyc" za najzabawniejsze momenty animacji. I tak zaczęła się gorączka na Minionki, z której – z oczywistych względów – wykiełkował samodzielny film z pigułkokształtnymi potworkami. Ponieważ i mnie dosięgła ta gorączka, tym bardziej czuję się zażenowana tym, co zobaczyłam.



Jak na prequel przystało, animacja zaczyna się od krótkiej historii ewolucji Minionków. Twórcy tłumaczą, jak doszło do tego, że tytułowi bohaterowie postanowili służyć najbardziej przerażającym kreaturom i najgroźniejszym złoczyńcom na Ziemi. Następnie z kilku zabawnych sekwencji dowiadujemy się, jak Minionki niechcący unicestwiały swoich kolejnych złych panów. W tych krótkich formach stworki są takie, jakimi pokochali je widzowie. Dalsza część bajki to opowieść o tym, jak tytułowi bohaterowie postanawiają wyruszyć w świat na poszukiwanie nowego przywódcy. W ten sposób trafiają do Ameryki, gdzie poznają słynną mistrzynię zła Scarlett O'Haracz. Z ochotą zaczynają jej służyć. Im dłużej ciągnie się ta historia, tym Minionki robią się coraz bardziej nieznośne.

Rzecz w tym, że w krótkich scenach ich hałaśliwość i nadpobudliwość jest ujmująca. Robią sobie złośliwe dowcipy, biją się po głowach i rechoczą z byle powodu. Skoro jednak nie ma tu niczego, co na chwilę mogłoby dać wytchnienie od niewyszukanego (często wręcz niesmacznego) poczucia humoru, pozostaje wyłączyć się ze śledzenia zdarzeń na ekranie. Co – na marginesie – nie przyniesie żadnej straty. Fabuła animacji opiera się na cieniutkim koncepcie, który został dodatkowo rozwodniony wieloma przydługimi scenami-dygresjami, by uzyskać czas pełnego metrażu. W efekcie jest nudno, głośno i o niczym.



To, co w największym stopniu różni jednak "Minionki" od "Jak ukraść księżyc", to główny zły bohater. W odróżnieniu od Gru Scarlett O'Haracz jest autentycznie bezwzględną, zepsutą i ogarniętą chęcią władzy osobą. Kiedy więc zaczyna walczyć z Minionkami, sięga po najokrutniejsze metody i włącza w tę rozgrywkę najokropniejsze postaci z przerażającym klaunem i mimem odpalającym piłę mechaniczną (sic!) na czele. Nietrudno sobie wyobrazić, jak na takie atrakcje będą reagowały dzieci, które w zamian nie dostaną żadnej pocieszającej lekcji. W "Minionkach" nie ma bowiem morału. Ani słowa o przyjaźni (jak np. w "Pingwinach z Madagaskaru", co sprawiło, że ta animacja w ostatecznym rozrachunku była jednak znośna), ani o tym, że dobro zwycięża ("Jak ukraść księżyc"). Bohaterom nie przyświeca też żaden cel – stawiają czoła O'Haracz tylko dlatego, że to ona atakuje ich pierwsza. Ich zwycięstwo nie prowadzi więc do niczego.

Mile zaskakuje jedynie zakończenie. Daje nadzieję, że seria wróci jeszcze na właściwe tory. Ale na to przyjdzie nam pewnie trochę poczekać. 
1 10
Moja ocena:
4
Absolwentka Wydziału Polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie ukończyła specjalizację edytorsko-wydawniczą. Redaktorka Filmwebu z długoletnim stażem. Aktualnie także doktorantka w Instytucie... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Dawno, dawno temu, kiedy na Ziemi rodziło się życie, światło słoneczne ujrzały również Minionki. Miały... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones