Recenzja filmu

Do utraty tchu (1960)
Jean-Luc Godard
Jean Seberg
Jean-Paul Belmondo

Mitologia wolności

Jean-Luc Godard w jednym z wywiadów przyznał, że kręcąc "Do utraty tchu", swój filmowy debiut, zupełnie nie wiedział, co będzie robił podczas kolejnych dni zdjęciowych. Obraz, który początkowo
Jean-Luc Godard w jednym z wywiadów przyznał, że kręcąc "Do utraty tchu", swój filmowy debiut, zupełnie nie wiedział, co będzie robił podczas kolejnych dni zdjęciowych. Obraz, który początkowo miał być thrillerem o ludziach opętanych myślami o śmierci, zmieniał swoją formę stopniowo, podczas 4-tygodniowej realizacji. Wielka improwizacja zaowocowała przełomową propozycją w rozwoju kina i najważniejszym obrazem w toku kształtowania się nowej fali. "Do utraty tchu"  zadecydowało o tym, jak w ciągu najbliższych dziesięcioleci będą wyglądały filmy, a co najbardziej zaskakujące, polegało to nie na wprowadzaniu nowych form i treści, a na bezwzględnej destrukcji starej estetyki.  

Podczas ucieczki skradzionym samochodem Michel Poiccard (Jean-Paul Belmondo) wpada w panikę i zabija żandarma. Wiedząc, że niedługo będzie poszukiwany w całym kraju, udaje się do Paryża, aby odebrać od swojego dłużnika pieniądze potrzebne mu do ucieczki. Sprawy zaczynają się komplikować, dłużnik zniknął, a Michelowi we wszystkim towarzyszy Amerykanka Patricia (Jean Seberg).  

Debiut Godarda wywołał prawdziwą sensację i ruszył z posad francuskie kino już podczas przedpremierowego pokazu. Nie dlatego, że mamy tu do czynienia z wyjątkową fabułą czy genialną realizacją. Reżyser, wkraczając na nową drogę, zakwestionował metody pracy tradycyjnie działających reżyserów, i to zadecydowało o sukcesie filmu. Godard porzucił kręcenie filmu kamerą poruszającą się po szynach na rzecz kamery ręcznej, co zapoczątkowało nową epokę w kinie. Porzucił studia filmowe z ich jaskrawymi światłami, aby dotrzeć do miejsc, w których toczy się prawdziwe życie i korzystał przy tym z naturalnego oświetlenia. Można powiedzieć, że odważnie zakwestionował samą prawdę o sztuce filmowej. Czy prawdziwy jest obraz, w którym pojawiają się rzeczy w swoim nudnie naturalnym porządku, w dodatku kręcony w studio? Oczywiście, że nie, chwyćmy więc kamerę w ręce i ruszajmy w miasto, tam gdzie toczy się realne życie!

Rozbieżność z obowiązującym modelem kina widać także w budowie bohaterów, którzy zaczynają działać bez logiki umotywowań, dotychczas fundamentalnej dla scenariusza. Michel odrzuca wszelkie uznane wartości i jest niezależny. Czy sam Godard przemawia ustami tego aroganta? Oboje są zdezorientowani politycznie, nie wiedzą, jakiego dokonać wyboru, charakteryzuje ich ta sama nonszalancja i dystans do ludzi i spraw, kierują się niczym nie skrępowaną spontanicznością - Michel na ekranie, Godard za kamerą. "Do utraty tchu" uczyniło zresztą z Belmondo światową gwiazdę na miarę Humphreya Bogarta, z którym bohater w milczeniu konfrontuje się przed plakatem filmowym w jednej ze scen.

Przekorny i ironiczny debiut Jean-Luc Godarda nie jest doskonały i jest dosyć błahy tematycznie, ale ma w sobie potencjał manifestu. W filmie pojawia się bowiem jeszcze jedna gwiazda. Jest nią reżyser. To reżyser jest bohaterem filmu, występuje jako komentator, manifestuje swoją obecność. Nie musi liczyć się z poprawnością, jeśli chce, może wstawiać prześwietlone kadry, może ucinać sceny, zaskakiwać niedbałością i ekstrawagancją. Cokolwiek by jednak zrobił, za każdym razem manifestuje swoją wolność wyboru, nie oczekuje aprobaty, nie musi tłumaczyć się ze swoich posunięć. Jest i robi, co chce, a wszystko w imię mitologii wolności i autentyczności nieznającej granic.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Skromne, zrealizowane za niewielkie pieniądze "Do utraty tchu" to niewątpliwie film przełomowy, jedno ze... czytaj więcej
Zanim rzucę się w opis tego niewątpliwego skarbu, jeszcze kilka słów o Nowej Fali. Krótko mówiąc, była to... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones