Recenzja filmu

Kwartet (2012)
Dustin Hoffman
Maggie Smith
Tom Courtenay

Muzyczno-aktorski balsam

"Kwartet" można czytać jako rewers "Miłości" Hanekego. W obu filmach wątek starości i przemijania przeplata się z muzyką. Ale inna jest oczywiście ich tonacja. Haneke bierze temat na serio i
"Kwartet" to przede wszystkim film o tym, że nigdy nie jest za późno. Nawet w jesieni życia wciąż można prowadzić intensywne życie, spędzać czas ze znajomymi, leczyć dawne rany, odnajdować się na nowo i… dawać koncerty. Zawsze też – nawet jeśli przekroczyło się siedemdziesiątkę – można debiutować w fotelu reżyserskim. Fakt, bycie jednym z najbardziej utytułowanych aktorów w historii trochę pomaga. Ale przekaz pozostaje ten sam.

Na bohaterów pierwszego wyreżyserowanego przez siebie filmu Dustin Hoffman wybrał mieszkańców domu spokojnej starości dla emerytowanych muzyków. Czas płynie tu spokojnie, ale nie bez wrażeń. Trwają właśnie przygotowania do corocznego koncertu, którego zadaniem jest podreperowanie budżetu instytucji. W miarę regularny rytm przygotowań, wzburzany jedynie okazyjnymi kłótniami podczas prób, zostaje zakłócony przez pojawienie się nowej lokatorki. Wyniosła diwa nie chce pozbyć się gwiazdorskich nawyków (śniadanie w pokoju zamiast na stołówce i takie tam) i ma ona pewne nierozwiązane sprawy z jednym z współmieszkańców.

"Kwartet" można czytać jako rewers "Miłości" Hanekego. W obu filmach wątek starości i przemijania przeplata się z muzyką. U Austriaka wiek bohaterów i idące za nim niedogodności skłaniały bohaterów do wycofania się z życia, odrzucenia w kąt kulturowych i społecznych przyzwyczajeń. Wizyta pianisty, byłego ucznia Anne (Emmanuelle Riva) przynosiła jedynie rozgoryczenie, uświadamiała minioną świetność. U Hoffmana na odwrót – muzyka i towarzystwo przyjaciół odwodzą od wewnętrznej emigracji, trzymają bohaterów po radosnej stronie życia. Znamienny jest obrazek z Tomem Courtenayem przeczesującym Internet w poszukiwaniu informacji o hip-hopie. Dzięki temu sędziwy nauczyciel muzyki może osiągnąć międzypokoleniowe porozumienie ze swoimi nastoletnimi uczniami. Ale inna jest oczywiście tonacja filmów. Haneke bierze temat na serio i otwiera się na jego ponure konsekwencje. Hoffman z kolei serwuje przyprawiony humorem lekkostrawny balsam.

W "Miłości" oglądaliśmy tour de force sędziwych gigantów francuskiego kina. Tutaj również przez ekran przewija się plejada wybitnych aktorów – tym razem brytyjskich. W pierwszoplanowym aktorskim kwartecie Tom Courtenay i Maggie Smith prowadzą główny temat, a Billy Connolly i Pauline Collins dośpiewują komediowe przerywniki. W istocie film Hoffmana wydaje się hołdem dla jego wybitnych wyspiarskich kolegów. Gdy przez ekran przewijają się napisy końcowe, wyświetlane są zdjęcia przypominające czasy świetności wszystkich wykonawców. Młodsi widzowie mogą wówczas zobaczyć, że ci staruszkowie mają na koncie również inne dokonania poza występem w filmach o Harrym Potterze (Maggie Smith, Michael Gambon).

Fabuła "Kwartetu" przenika się zatem z okolicznościami jego powstania. Hoffman dyryguje tu koncertem na unikalne aktorskie talenty, pozwalając im zabłysnąć w jesieni życia. Jest tu nuta bajkowości, życzeniowego myślenia, ale dzięki temu – również dobra zabawa. Jak na film o przemijaniu, całkiem nieźle.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Najnowszy film Dustina Hoffmana zaczyna się od mocnego uderzenia. Już w pierwszych scenach słychać... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones