Recenzja filmu

Nad morzem (2015)
Angelina Jolie
Brad Pitt
Angelina Jolie

Nadmorska terapia

Ta niekonsekwentnie prowadzona wiwisekcja kryzysu małżeńskiego nachalnie zwraca uwagę na detale, a co więcej, niepotrzebnie je dookreśla. Metafora rybaka, który codziennie wyrusza w morze,
On, niegdyś ceniony i płodny pisarz, aktualnie popada w alkoholizm. Ona, kiedyś popularna i piękna tancerka, obecnie uzależniona od antydepresantów neurotyczka. Małżeństwo z 14-letnim stażem, w totalnej rozsypce. Przyjazd na śródziemnomorskie wybrzeże jemu ma pomóc w zebraniu inspiracji do napisania kolejnej książki, im wspólnie naprawić związek. Problem w tym, że tak naprawdę, godząc się na tę terapię, ani jedno ani drugie, nie wykazuje szczególnie chęci i zapału do odbudowy tego co pozostało (albo przynajmniej nie znajduje w sobie na tyle siły). Wiemy, że do aktualnego stanu rzeczy doprowadziła ich tragedia (nie trudno się domyślić, o co konkretnie chodzi), z którą obydwoje nie potrafili się uporać.
Wspólny wyjazd, staje się więc przykrywką dla dalszego postępującego rozkładu ich związku, którego nie są w stanie przezwyciężyć ani piękne plenery, ani żadna materialna rzecz. Podczas gdy Roland upija się całymi dniami w pobliskiej tawernie, Vanessa błąka się jak cień po apartamencie, tudzież spaceruje brzegiem skalistego klifu. Na sporadyczne desperackie próby powrotu do kondycji sprzed lat zdobywają się obydwoje, jednakże bez większego powodzenia. Dopiero gdy wspólnie zaczynają podglądać młode małżeństwo w sąsiednim pokoju, coś między nimi zaczyna się dziać. Są w stanie razem spędzać kolejne dni, na chwilę odstawić używki. Mogłoby się zdawać, że wspólne zajęcie na nowo rozpali w nich ogień sprzed lat, który strawi duchy przeszłości…
Ta niekonsekwentnie prowadzona wiwisekcja kryzysu małżeńskiego nachalnie zwraca uwagę na detale, a co więcej, niepotrzebnie je dookreśla. Metafora rybaka, który codziennie wyrusza w morze, wracając z pustymi sieciami, sama w sobie jest ciekawym motywem, jednakże sposób, w jaki Jolie uzmysławia widzom, co ona tak naprawdę oznacza i jaka jest jej rola w kontekście wymowy całej opowieści, sprowadza ten film do pustej i wykalkulowanej pseudoemocjonalnej rozprawki.
Na domiar złego sztuczne, manieryczne pozy małżonków wymuszają pokłady cierpliwości i politowania widza dla duetu, który przecież już raz miał okazję zagrać parę małżeństwa prowadzącego nudne i monotonne życie ("Pan i Pani Smith"). No tak, ale to było 10 lat temu. Sporo się od tego czasu zmieniło. Twarz Jolie jest tak piękna, pełna bólu, że aż sztuczna – przesadnie eksponowana i najprościej w świecie, wymuszona. Kreacja Pitta również, z tą różnicą, że w większości scen, gdzie jest zamroczony alkoholem, przerysowanie można podciągnąć pod alkoholowy amok i w paru momentach, ma to rzeczywiście swój karykaturalny, śmieszny, choć z pewnością niezamierzony charakter. Męczą się oni strasznie, rzutując te emocje na widzów.
Jolie,  angażując siebie i swojego męża w te role, chciała nadać tej psychodramie autentyczność - jak mówiła w wywiadach: To mały, bardzo eksperymentalny niezależny film. Kochamy takie, jednak bardzo rzadko mamy okazję brać w nich udział. To obraz, który da nam szansę pokazać swój warsztat, otworzyć się i być bardzo prawdziwymi. Próżno jednak doszukiwać się tu wspomnianej wyżej prawdy i autentyzmu. To raczej aktorski eksperyment, z którego wyprano emocje, zamieniając małżeńską tragedię we wręcz teatralną scenkę na temat.
1 10
Moja ocena:
4
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
W jednej ze scen "Nad morzem" Brad Pitt podgląda Angelinę Jolie przez dziurę w ścianie. Kamera przyjmuje... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones