Naga apetyczna broń

Zadanie nie było łatwe. Zrobić film, który będzie śmieszny (czy nawet prześmiewczy), a jednocześnie na tyle sensowny, by widzowie się nie krzywili. Chyba się udało. I to ze smakiem! Jeżeli w
Zadanie nie było łatwe. Zrobić film, który będzie śmieszny (czy nawet prześmiewczy), a jednocześnie na tyle sensowny, by widzowie się nie krzywili. Chyba się udało. I to ze smakiem! Jeżeli w tego typu filmach fabuła ma trzeciorzędne znaczenie, to jak nazwać sytuację, gdy nie ginie w nawale gagów? No właśnie. Tak jest w "Nagiej broni 2 1/2", pod tym względem nie można się przyczepić, bo treść ewidentnie istnieje i ma się dobrze. Twórcy o niej nie zapomnieli i chwała im za to. Fabuła jest (nawet niegłupia, a przynajmniej jak na standardy takich produkcji) i basta! Ot, bohater, porucznik Frank Drebin, pomaga doktorowi Meinheimerowi, doradcy prezydenta, który odpowiedzialny jest za sprawy związane z alternatywnymi źródłami energii. Meinheimer i jego projekt mają wielu wrogów: właścicieli kopalń, rafinerii i elektrowni, co wcale nie wydaje się dziwne, jeżeli pomyśleć o perspektywie zostania bez pracy. A że zapomina się o fabule po dwóch dniach od obejrzenia, to zupełnie co innego. Leslie Nielsen się wykazał i nie można zaprzeczyć, że, chociaż ta rola jest podobna do innych, w jakie przyszło mu się wcielać, sprawia dobre wrażenie. Takie jak w pierwszej części... a może nawet i lepsze, bo dwójka (i pół) wyróżnia się (nieznacznie) na tle jedynki czy (bardzo) na tle ''Ści(ą)ganego". Wyszło śmiesznie, a przede wszystkim zabawa w szukanie sparodiowanych filmów nie jest taka łatwa, jakby się mogło wydawać - twórcy się postarali i sprawnie ukryli pewne rzeczy, nie ma nachalnego ''patrzcie, patrzcie, wzięliśmy to z...! Poznajecie tę scenę?!". Niektórym może to sprawiać pewne problemy, ale jest przyjemniej. Inwencji twórczej nie zabrakło i powstał nowy film, z klasą (bo niedosłownie) wyśmiewający inne. Tu śmiech i zabawa są najważniejsze; gagi, choć często głupie, wcale nieprzesadzone. Trzeba znać umiar i zdaje się, że twórcy znali. A może po prostu wszystko trzeba robić na podstawie seriali komediowych? Film bardzo przyjemnie się ogląda, jednak... szybko wylatuje z pamięci. Nie ginie co prawda wśród innych parodiujących, ale nie mamy po nim uczucia "chcę obejrzeć jeszcze raz". Nadaje się, owszem, do "wielokrotnego użytku", ale raczej nikt takiej potrzeby nie czuje. Na nudne niedziele, gdy za oknem pada, koledzy przyszli, a telewizja nic lepszego nie oferuje.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones