Recenzja filmu

Zombie express (2016)
Sang-ho Yeon
Yoo Gong
Su-an Kim

Najczęściej wyszukiwane hasło: zombie

Mimo iż "Train to Busan" jest jednym z lepiej zrealizowanych południowokoreańskich dzieł gatunku, daleko mu do bycia pamiętnym.
Południowokoreańscy twórcy filmowi względnie późno wyczuli perspektywę naprawdę niezłego zarobku, jaką oferuje podgatunek kina grozy "zombie movies", w Stanach Zjednoczonych i Europie namiętnie eksploatowany od czasów"Nocy żywych trupów" George'a A. Romero. Zaczęło się od lekkiego komediodramatu"The Neighbor Zombie"(2009) orazod składającej się z czterech segmentów antologii"Horror Stories"(2012), gdzie znalazło się miejsce na krótką apokaliptyczną opowieść z morderczymi zwłokami w roli głównej. Później premierę miało "Zombie School"(2014), czyli niezbyt ambitny "teen horror", który nie bez powodu przeszedł bez echa zarówno w kraju, jak i za granicą. Na większy rozgłos trzeba było czekać aż do maja 2016, kiedy to na festiwalu w Cannes (w sekcji pokazów pozakonkursowych) po raz pierwszy wyświetlono "Train to Busan"reżyseriiSang-ho Yeona -poważne, pełnometrażowe koreańskie dzieło z nurtu zombie, mające potencjał, by zwrócić na siebie uwagę szerszej widowni. Produkcja ta niewątpliwie wzbudza nadzieję nawzbogacenie się dotykającego tematyki żywych trupów kina Kraju Spokojnego Poranka, nasuwa się jednak pytanie: czyma ona realne szanse na wybicie się na arenie międzynarodowej?

Film otwiera klimatyczny wstęp, utrzymany w zimnych, metalicznych barwach, przedstawiający widzowi rodzaj zbliżającego się zagrożenia. Na drodze za miastem przeprowadzane są działania mające zapobiec rozprzestrzenieniu się tajemniczej choroby zakaźnej. Przejeżdżający tamtędy farmer niepokoi się o swój żywy inwentarz, lecz robotnik uspokaja go: nie ma żadnego niebezpieczeństwa, a akcja odkażania jest wyłącznie dmuchaniem na zimne. To, co dzieje się później, kiedy mężczyzna potrąca zbłąkaną sarnę, świadczy jednak o czymś zupełnie innym. Nagle głośno rozbrzmiewają niskie, buczące tony, wyświetla się tytuł, przechodzimy do fabuły właściwej... i zdajemy sobie sprawę, jak mało odkrywcze jest "Train to Busan".

Być może twórcy nie mieli na tyle odwagi, aby odciąć się od ogólnie przyjętych schematów, a może po prostu za wszelką cenę chcieli wkupić się w łaski nastawionej na nieskomplikowaną rozrywkę publiczności. Jakkolwiek by było,nie uświadczymy tutaj niczego, co nie zostałoby już przedstawione gdzie indziej. Weźmy chociażby głównego bohatera – rozwiedzionego pracoholika Seok-woo (Gong Yoo), ojca kilkuletniej córeczki, Soo-an (Soo-an Kim), z którą nie ma bliskiego kontaktu. Dopiero w kryzysie samolubny człowiek zrozumie, jak ważna jest rodzina i ile jest w stanie dla niej poświęcić...Brzmi znajomo, nieprawda? W końcu zarysowanego w ten deseń protagonistę można zobaczyć w wielu produkcjach głównego nurtu ("Wojna światów","Piła II", "2012"itp., itd.). Klisza kliszę kliszą pogania w niemal każdym wątku"Train to Busan", nie wykluczając motywu głównego, czyli trupiej apokalipsy. Zaczyna się standardowo od jednej zarażonej osoby, później jest ugryzienie, przemiana i rozprzestrzeniający się w zastraszającym tempie chaos; w pierwszej połowie filmu reżyserowi udało się z grubsza wykreować odpowiednie napięcie, lecz w drugiej nieustające, wciąż nasilające się gonitwy pomiędzy żywymi a umarłymi zaczynają nużyć swoją powtarzalnością. Dzieło Yeona nie jest też wolne od powszechnej w typowo komercyjnym koreańskim kinie skazy - nadto wyrazistego sentymentalizmu. Sceny będące zwykłymi wyciskaczami łez, które do banalnego treściowo obrazu zombie pasują jak pięść do nosa, stają się wyjątkowo drażniące w końcowej części seansu, chociaż apogeum zostaje osiągnięte dopiero w samym finale... Co jak co, ale prześwietlone wstawki, przedstawiające Seok-woo trzymającego w ramionach dzidziusia, z rozlegającą się w tle melodramatyczną muzyką, są "małą" przesadą.

Na szczęście nie wszystkie aspekty "Train to Busan"dają się stłamsić scenariuszowej szablonowości. Sztampowego głównego bohatera wynagradza para wzbudzających sympatię postaci drugoplanowych: Sang-hwa (Dong-seok Ma),wprowadzającysubtelny wątek komediowydo utrzymanej w poważnym klimacie całości,i dzielnie dotrzymująca mu kroku Seong-kyeong (Yu-mi Jeong). Do oryginalniejszych elementówoczywiściezalicza się też miejsce akcji,bez wątpienia będące jedną z najmocniejszych stron filmu – pędzący pociąg, z którego nie ma gdzie uciekać przed żądnymi ludzkiego mięsa żywymi trupami... Jeśli zaś chodzi o same zombie, nie zachwycają wyszukaną charakteryzacją (wielka szkoda, że zabrakło konkretnie poharatanych zwłok, bez kończyn, bez skóry itp.), ale robią wystarczająco dobre wrażenie jak na survival utrzymany bardziej w konwencji kina akcji niż horroru: gęstej, ciemnej sztucznej krwi na ich twarzach nie brakuje, są szybkie i kąsają zajadle wszystko, co się rusza. Na pozostałe aspekty wizualne również nie można narzekać, jako że wszystko - począwszy od zdjęć, poprzez pracę kamery, a skończywszy na efektach CGI – świadczy o sprawności warsztatowej twórców.

Wracając do wstępnego pytania: czy "Train to Busan"ma szansę, aby zabłysnąć w oceanie obrazów o podobnej tematyce? Niestety – chociaż to jeden z lepiej zrealizowanych południowokoreańskich dzieł gatunku, nie zostanie zapamiętany. Zawiniła głównie mało pomysłowa fabuła;owszem, niepozbawiona podtekstów, lecz jest to "drugie dno" nieco zbyt powszechne, by można je było uznać za niepodważalny atut. Jakość czerpanej z seansu rozrywki w dużej mierze zależy od liczby obejrzanych filmów zombie – im mniej, tym lepiej.
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Zwyczajna rozbita koreańska rodzina: rodzice rozwiedzeni, zapracowany mężczyzna z formalną opieką nad... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones