Recenzja gry

Life is Strange (2015)
Raoul Barbet
Michel Koch
Hannah Telle

Najlepsza gra przygodowa ostatnich lat

"Life is Strange" to przede wszystkim gra piękna i jedyna w swoim rodzaju, niesamowite widowisko, które zapada w pamięć i daje do myślenia. Doskonała treść ozdobiona rewelacyjną obudową w postaci
Jeszcze niedawno zastanawiałem się, dlaczego przemysł rozrywkowy przechodzi tak ogromną stagnację. W czasach, w których niemalże każdy producent dąży do widowiskowego przedstawienia strony technicznej, zapominając często o treści i grywalności, trudno oczekiwać czegoś wybitnego. Jak widać, Square Enix wybija się ponad przeciętność, bo zaraz po pierwszym uruchomieniu "Life is Strange" nie myślałem już o niczym innym, siedząc wgapiony w ekran monitora po 5 godzin dziennie. Tak bardzo wciągnęła mnie ta opowieść i jej bohaterowie. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że jeszcze rok temu, gdy dowiedziałem się, że deweloperem tej arcyciekawej historii jest studio Dontnod, które na swoim koncie miało jedynie średnio udane "Remember Me", miałem sporo obaw, ale jak widać wszystkie były zupełnie bezpodstawne.


Bądźmy szczerzy: warstwa fabularna nie jest tu niczym odkrywczym. Co jakiś czas widujemy podobne tematy w książkach lub w filmach i "Life is Strange" bardzo dużo czerpie z tych dzieł kultury. Jednak jeśli chodzi o interaktywną przygodę, jaką są gry, mamy do czynienia z tym po raz pierwszy. I właśnie to powoduje, że wkraczamy na wyższy poziom doznań i możemy doświadczyć tej historii w najlepszy jak do tej pory wydaniu. Nie ukrywam, że podróże w czasie i efekt motyla to jedne z moich ulubionych motywów, co dodatkowo wzbudziło moje zainteresowanie, ale również spotęgowało oczekiwania. Zacznijmy może od drobnego zarysu fabuły i tego, gdzie produkcja Dontnod zdobywa przewagę nad filmami i książkami. 

Protagonistka Max Coulfield, której głosu użyczyła Hannah Telle zyskuje władzę nad czasem, dzięki czemu może wpływać na losy swoje oraz innych stworzeń. Dosyć szybko uczy się ona korzystać ze swoich mocy, tak by naginać czas i przestrzeń pod swoje dyktando, w konsekwencji większość zdarzeń, w których bierze udział, kształtuje się po jej myśli, przynajmniej do czasu... W grze jesteśmy w centrum wydarzeń, na które mamy ogromny wpływ. To my w większości sytuacji decydujemy, komu chcemy pomóc oraz jak potraktować innych i jedną z najważniejszych koncepcji gry jest przesłanie, że choćbyśmy bardzo tego chcieli, to nie jesteśmy w stanie pomóc wszystkim, więc nasz wybór zawsze będzie niósł za sobą zarówno pozytywne, jak i negatywne konsekwencje. Z upływem czasu bardzo często okazuje się, że błaha decyzja dokonana na początku przygody będzie miała ogromny wpływ na to, co dzieje się 10 godzin później w jej końcowej części. To jest właśnie piękno efektu motyla i "Life is Strange" wykorzystuje ten motyw po prostu perfekcyjnie. Oprócz rewelacyjnej głównej fabuły mamy również masę wątków pobocznych, które także intrygują gracza i wciągają go w głębiej w świat gry, tworząc iluzję żywego tła. Jednak największe wrażenie wywarło na mnie zakończenie, a dokładnie ostatnie kilkadziesiąt minut. Twórcy dostarczają nam emocjonalny koktajl, który musimy przełknąć, bo w końcu sami go sobie nawarzyliśmy.


Uwaga, lekkie spoilery.
Krótko mówiąc, zakończenie boli i to mocno, ale w pozytywnym znaczeniu. Najpierw przechodzimy przez konsekwencję naszych decyzji, ścierając się z ważnymi dla nas bohaterami i ich losem, a później dostajemy w twarz sytuacją, która nie stawia przed nami żadnych dobrych opcji. W tym momencie uświadamiamy sobie, że przez całą grę nie wybieraliśmy między dobrem a złem, lecz tym, co według nas jest lepsze i gorsze. Zawsze po drodze ktoś cierpiał i końcowa część po mistrzowsku kontynuuje tę tendencję, stawiając przed nami wyniszczający emocjonalnie wybór. Niezależnie od tego, na co się zdecydujemy i tak będziemy czuli się z tym źle. Czeka nas wzruszenie, złość, zaskoczenie i smutek. Fakt, że twórcy potrafili wywołać u gracza tak mocne emocje, robi duże wrażenie.

"Life is Strange" na przekór większości współczesnych gier rezygnuje z foto realistycznej grafiki na rzecz stylizowanej kreski. Wszystko jest mocno przerysowane i nadaje grze niepowtarzalnego klimatu. O dziwo ten nieco kreskówkowy styl nie odbiera jej powagi, wręcz przeciwnie, działa tylko na jej korzyść, bo kiedy trzeba, kolory są odpowiednio tonowane. Oczywiście nie jest to nic specjalnie oryginalnego, ale warto o tym wspomnieć, bo nie wyobrażam sobie tego tytułu z inna oprawą. Tak prezentuje się stylistyka, ale strona techniczna również zasługuje na spore uznanie. Ogólnie grafika wygląda bardzo ładnie. Ostatnią częścią oprawy jest projekt i wykonanie lokacji i trzeba przyznać, że twórcy mimo małego stażu znają się na swoim fachu. Każde miejsce ma swój odrębny klimat i charakter, a do tego są one wykonane bardzo pieczołowicie i wypełnione ogromem zawartości pobocznej, którą gracz może do woli eksploatować, by poznać dogłębniej historię świata oraz jednostek w nim egzystujących.
 
Oprawa graficzna gry stoi na bardzo wysokim poziomie, jednak to muzyka zasługuje na najwięcej uwagi. Nie będę ukrywał, że jestem ogromnym fanem muzyki w grach i zawsze przywiązuje do ścieżki audio sporą wagę. Tym bardziej ucieszył mnie fakt, że w "Life is Strange" jest ona nad wyraz dobra. Francuska grupa muzyczna Syd Matters, piosenkarz Jose Gonzalez czy chociażby Alt-J, których wcześniej zupełnie nie kojarzyłem, chyba na dobre zagościli na mojej liście ulubionych tracków. Momentów, w których zostały wykorzystane najlepsze piosenki prędko nie zapomnę, bo są one zaaranżowane po mistrzowsku.

Mechanizmy rozgrywki w "Life is Strange" opierają się głównie na eksploracji, badaniu otoczenia i prowadzeniu rozmów z bohaterami niezależnymi. Większość z tych aspektów została wykonana idealnie i tak na przykład dialogi i wykorzystywanie w nich tego co sami odkryliśmy w świecie gry sprawiają, że czujemy się jego częścią i spoufalamy się z naszą postacią. Gameplay jest spokojny i dosyć powolny oraz pozwala nam dobrze zapoznać się ze wszystkim, co przygotowali dla nas twórcy. Mimo swych zalet jest to również jedyna cecha gry, przy której można się do czegoś przyczepić. Większość zadań, jakie czekają na gracza, wykonuje się rewelacyjnie, jednak w niektórych momentach twórców trochę poniosło lub nie mieli pomysłu na to, jak urozmaicić rozgrywkę. Przez to czasem trafimy na mało realistyczne momenty, które nieco psują odbiór obrazu lub na irytujące zadania, jak chociażby sekwencja skradania w ostatnim rozdziale. Te drobne nieporozumienia deweloperskie są na szczęście jedynymi wadami produkcji i łatwo przymknąć na nie oko mają na uwadze całokształt.

"Life is Strange" to przede wszystkim gra piękna i jedyna w swoim rodzaju, niesamowite widowisko, które zapada w pamięć i daje do myślenia. Doskonała treść ozdobiona rewelacyjną obudową w postaci bardzo dobrej strony technicznej robią ogromne wrażenie. Jeśli ktoś gustuje w grach przygodowych i ceni sobie ambitną, dobrze opowiedzianą historię z ciekawymi bohaterami i klimatem, to będzie to strzał w dziesiątkę. Bardzo miła alternatywa w natłoku niedopracowanych, odgrzewanych kotletów, którymi bombarduje nas ostatnio branża gier. Produkcję, z którą miałem do czynienia w wielu aspektach, mogę określić jako najlepszą grę, w jaką grałem. Z pewnością jest to rewolucja w przekazywaniu emocji poprzez media rozrywkowe i nie straciłem moich pieniędzy oraz poświęconego czasu. Mimo to po jej skończeniu czuję się, jakbym coś stracił... coś znacznie cenniejszego...
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Parę lat temu gatunek gier przygodowych zyskał nowe życie, dzięki studiuTelltaleGamesi ich epizodycznemu... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones