Recenzja filmu

Bierz forsę i w nogi (1969)
Woody Allen
Woody Allen
Janet Margolin

Narodziny Króla Absurdu

Latem 1969 roku niejaki Woody Allen, znany wcześniej amerykańskiej widowni jako komik telewizyjny oraz autor broadwayowskich sztuk, próbuje swoich sił w pierwszym całkowicie przez niego
Latem 1969 roku niejaki Woody Allen, znany wcześniej amerykańskiej widowni jako komik telewizyjny oraz autor broadwayowskich sztuk, próbuje swoich sił w pierwszym całkowicie przez niego wyreżyserowanym i napisanym (choć tu trzeba jednak uwzględnić, że udział w pisaniu scenariusza miał Mickey Rose) filmie. Początkowo Allen nie chciał brać się za kręcenie tego obrazu - nawet on sam wolał, aby Jerry Lewis był reżyserem. Na szczęście plan nie wypalił. Dzięki temu całemu światu - już nie tylko Ameryce - ukazał się nowy, utalentowany (choć oblał na studiach egzaminy z kinematografii) twórca filmowy. "Bierz forsę i w nogi" jest historią życiowego nieudacznika Virgila Starkwella, którego losy przedstawione są w pseudo-dokumentalnej stylistyce. Wszystko, za co kiedykolwiek w życiu brał się ten wychowujący się w New Jersey chłopak, kończyło się fiaskiem. Nie miał talentu muzycznego, rzucił szkołę, był cherlawy, a najprostsze narzędzia odmawiały mu posłuszeństwa. W tak tragicznej sytuacji Virgil postanawia zostać gangsterem. Zajęcie to jednak, w czasach najwyższej nawet formy głównego bohatera, miało bardzo wielu sprytniejszych od niego amatorów. Nie dziwi więc, że również w dorosłym życiu nie najobrotniejszy Starkwell wpada w całe mnóstwo problemów i, próbując się z nich wysupływać, pogrąża się w coraz większe tarapaty. Tworzy to nam obraz postaci czysto komicznej i taki właśnie jest Starkwell - komiczny do bólu (zakochuje się nawet w zgoła niecodziennych okolicznościach). Tak więc film stanowi ponadto ciekawą parodię produkcji gangsterskich, w którą Woody, co potem stanie się niemal regułą, wplata ciekawsze i śmieszniejsze szczegóły swojego dzieciństwa i życia prywatnego. Jeśli ktoś nawet nie lubi Allena, może obejrzeć film dla samego śmiechu, który "Bierz forsę..." gwarantuje, natomiast wielbicieli nowojorskiego neurotyka zachęcam do jak najszybszego zapoznania się z tym obrazem, jeśli nie mieli jeszcze okazji. Film nie przypadkiem nominowany został w 2000 roku do listy 100 najśmieszniejszych komedii Amerykańskiego Instytutu Filmowego. Jedyne, co mogę natomiast zarzucić pierwszej tak samodzielnej produkcji Allena, to duży eksperymentalizm niektórych stylizowanych na skecz scen (tutaj pewnie powody do narzekań znajdą przeciwnicy humoru allenowskiego). Przyznaję jednak z całą pewnością - "Bierz forsę..." jest filmem, w którym Woody próbuje czegoś całkiem nowego w kinie, co zapoczątkowało jego bardzo charakterystyczny styl i chwała mu za to. Według mnie lektura może nie dydaktyczna, ale obowiązkowa.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones