Recenzja serialu

The Punisher (2017)
Andy Goddard
Marc Jobst

Netflix: Odrodzenie

Obawiałem się. Obawiałem się, że zła passa kooperacji Marvel-Netflix będzie nadal trwać. Obawiałem się, że "Punisher" będzie obrzydliwie żenującą serią nudnych dialogów i fatalnych sekwencji
Obawiałem się. Obawiałem się, że zła passa kooperacji Marvel-Netflix będzie nadal trwać. Obawiałem się, że "Punisher" będzie obrzydliwie żenującą serią nudnych dialogów i fatalnych sekwencji akcji. Obawiałem się, że na tle pretekstowej fabuły twórcy zapomną, kim Punisher jest i był w komiksach i pójdą własną, bezpieczniejszą drogą. Myliłem się.

"The Punisher" definitywnie kończy, przynajmniej na razie, serię porażek Netflixa. Plasuje się za "Jessiką Jones" i pierwszym sezonem "Daredevila", zostawiając daleko w tyle "Defenders" i pozostałe produkcje franczyzy. Prawdopodobnie gdyby umieszczono tu ciekawszego, bardziej charyzmatycznego złoczyńcę, całość można by traktować na równi z dwiema pierwszymi propozycjami streamingowego giganta. Ciężko byłoby w tym świecie stworzyć postać na miarę Killgrave’a, ale gdyby tytułowy bohater starł się tutaj z Kingpinem (zakładając, że"Daredevil" zająłby się innym złoczyńcą), serial wiele by zyskał. Ale by nie zostać źle zrozumianym - tu nie ma kiepskiego złoczyńcy. On po prostu nie jest genialny.

To już szósta produkcja powstała we współpracy Marvela i Netflixa. Opowiada historię Franka Castle'a, Punishera - weterana, który widział śmierć swojej rodziny. Wypowiedział wtedy wojnę kryminalnemu półświatkowi, a mając odpowiednie zasoby i umiejętności - wygrał. Tu postawiono pytanie - kim jest Frank bez swojej zemsty? Co mu zostanie, gdy wypełni swą misję? Nie mając już do kogo strzelać, ani kogo bić, trafia do dołka egzystencjalnego. Jego ciało sprawia wrażenie pustej powłoki, która potrzebuje impulsu, by się przebudzić. A gdy ten wreszcie nadchodzi, biada tym, którzy wejdą Punisherowi w drogę. 
Moją ulubioną komiksową interpretacją postaci była ta z MAX Comics - historie takie jak Od początku, Mateczka Rosja, Mała Irlandia czy Góra jest Dołem, a Czarne jest Białe bezbłędnie ukazują wizerunek i koncept postaci, a (ku mojej uciesze) serial czerpie stąd garściami - przede wszystkim niepowtarzalny klimat, czy brutalny realizm/realistyczny brutalizm.

Jon Bernthal daje tu z siebie dwa razy więcej niż w "Daredevilu", serwując nam najlepszą postać i najlepszą rolę tej serii. Drugoplanowi bohaterowie również się spisują - od siedzącego w szlafroku w piwnicy Micro przez dociekliwą agentkę Madani po tajemniczego Billy’ego, nie wspominając o całej galerii wspierających ról. Twórcy starają się niuansować i pogłębiać każdą postać, dając wszystkim należne pięć minut - z dobrym skutkiem. Nawet odwiecznie irytująca Karen Page - uwaga - nie irytuje. Nie musisz sprawdzać, czy dobrze przeczytałeś - naprawdę nie irytuje.

Serial trzyma bardzo dobry poziom, dając nam błyskotliwe dialogi, poruszając poważne tematy (zezwolenie na broń w Stanach, los weteranów po powrocie do domu - czym dla nich jest dom), a także nie szczędząc grosików na widowiskowe sceny akcji. Nie odwraca wzroku (czyt. kamery), gdy trzeba pokazać rzeź - to prawdopodobnie najbrutalniejsza seria, jaką widziałem. Im dalej w sezon, tym krwawiej. Nie ma co narzekać.

Jeśli "The Punisher" faktycznie zaczyna "drugą fazę" serialowego uniwersum Netflixa, to liczę na to, że wyznacza także ton i nową jakość. Twórcy uczą się na swoich błędach i po ciężkim okresie nadeszło odrodzenie - nie tylko dla nich, ale i dla nas, fanów. W pięknych czasach żyjemy.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones