Recenzja wyd. DVD filmu

Uwięzieni (2012)
Eduardo Rodriguez I
Briana Evigan
Sean Faris

Nie ma to jak w domu... cudzym

Dolph Lundgren jest postacią silnie kojarzoną z kinem akcji klasy B. Postawny Szwed zawsze miał słabość do produkcji budżetowych, racząc swoją twarzą takie hity złotych lat 80. i 90. jak
Dolph Lundgren jest postacią silnie kojarzoną z kinem akcji klasy B. Postawny Szwed zawsze miał słabość do produkcji budżetowych, racząc swoją twarzą takie hity złotych lat 80. i 90. jak "Czerwony skorpion" czy "Drzewo Jozuego" (o nielicznych wyjątkach nawet nie wspominam). Dopiero niedawno twardziel o aparycji greckiego boga z przerostem szczęki zaszczycił obecnością wielki ekran w serii "Niezniszczalni". Najwyraźniej umięśniony magister chemii (taki bowiem zaszczytny tytuł Dolph uzyskał w latach młodości na uniwerku) zasmakował w zmianie wizerunku, zaliczając zaskakujący epizod w przewrotnej komedii kryminalnej "Sekrety małych mieszkań". Ciągnie jednak wilka do lasu, jak mawiają mędrcy, zatem Lundgren nie kazał długo czekać fanom na kolejny film podpadający pod swoją ulubioną kategorię z drugą literą alfabetu na czele ("ą"?).

Emma (Briana Evigan) i David Nash (Sean Faris), młode i perspektywiczne małżeństwo, dopiero co wprowadziło się do świeżo zakupionego domu. David jako młody bankowiec znalazł okazję nie do przepuszczenia, nabywając wspomniane mieszkanie za bezcen. Naszpikowany nowoczesną technologią domostwo skrywa jednak pewną tajemnicę, mianowicie drobne pakunki z heroiną ukryte w ścianach budynku. Państwo Nash jeszcze tej samej nocy zostają odwiedzeni przez parę kryminalistów, Spectora (Lundgren) i Jaffego (Jon Huertas), żądających zwrotu zguby. Po wyrzuceniu narkotyków przez okno okazuje się jednak, iż przestępcom zależy na innym sekrecie skrywanym przez cztery ściany fortyfikowanego budynku. Małżeństwu nie pozostaje nic innego jak walczyć o przetrwanie z bezlitosnymi i niebezpiecznymi kryminalistami w domu stanowiącym bezpieczny azyl... do czasu.

 Formuła filmu, oparta na akcji umieszczonej głównie w czterech ścianach, sprawdza się idealnie w przypadku produkcji o znikomym budżecie (tutaj nędzne $4mln.). Inna sprawa, iż scenariusz "Uwięzionych" to zlepek wyświechtanych motywów z filmów o dwie, trzy klasy lepszych ("Azyl" od Finchera czy "Osaczony" z Willisem) przywodzący bardziej na myśl zaskakująco porządną "Anatomię strachu" z Cagem i Kidman. Młoda para pozbawiona możliwości komunikacji zewnętrznej ze światem (OBYDWOJE zostawili swoje komórki w samochodzie, ciekawe...), dom-twierdza z nowoczesnym systemem kamer (na dłuższą metę bezużytecznym) czy zgraja złoczyńców dobijająca się drzwiami i oknami do wnętrza fortecy to motywy przerabiane wielokrotnie w kameralnych thrillerach. Pomimo schematyczności scenariusza, nowy film z Lundgrenem ogląda się dość dobrze pod warunkiem przymknięcia obu oczu na głupoty jakie próbuje nam wcisnąć scenarzysta. Skrypt wszak pochodzi od zupełnie zielonego debiutanta (Gary Spinelli), dla którego "Uwięzieni" stanowią przysłowiowe pierwsze koty za płoty.

 W perspektywie całego seansu denerwują również wciskane "na siłę" ujęcia z kamer zamontowanych w różnych częściach domostwa. Parę ujęć ciekawie prezentuje zaawansowaną technologię (system rozpoznawania twarzy i śledzenia ruchu), jednak "co za dużo, to i świnia nie chce", zatem gdy widz po raz kolejny raczony jest niebieskawym obrazem przywodzącym na myśl tryb "negatyw" z niskiej jakości aparatu fotograficznego, przyjemność z seansu maleje. Na szczęście w późniejszej części filmu akcja przenosi się do wnętrza twierdzy, gdzie irytujące ujęcia nie mają racji bytu. Złego słowa nie można za to powiedzieć o szacie muzycznej i dźwiękowej, które udanie budują nastrój i atmosferę napięcia w co żywszych scenach, atakując motywami typowymi dla gatunku.

 Pod względem obsady, film "Uwięzieni" nie wypada tragicznie. Ekranowi debiutanci w roli nieszczęśliwego małżeństwa płacą frycowe, wywiązując się ze swego zadania dość porządnie. Najbardziej cieszy oczywiście obecność samego Lundgrena w roli głównego "bad guy'a", starającego się do samego końca kontrolować sytuację. Ostatnie minuty filmu to szantaż w najczystszej postaci, brawurowo uskuteczniany przez Spectora. Wszak Bóg wybacza, Dolph nigdy.

 Jak już zostało nadmienione, "Uwięzionych" ogląda się w miarę bezboleśnie pod warunkiem przyjęcia pewnej konwencji gatunku zrealizowanego w B-klasowym stylu. Dlaczego małżeństwo nie zadzwoni pod "911"? Bo zostawili komórki w wozie. Czemu ultra-nowoczesny system zabezpieczeń nie pozwala na komunikację ze światem zewnętrznym? Bo ktoś odciął kabel. Czemu sąsiedzi mieszkający parędziesiąt metrów obok nie powiadomili policji po serii wybuchów, strzałów i krzyków? Bo tak. Jeśli tego typu uproszczenia nie wadzą kinomanowi oraz jest on w stanie strawić wyraźnie mikry budżet produkcji, seans z filmem można będzie zaliczyć do tych z gatunku "na raz”. W innym przypadku nie radzę podchodzić do "Uwięzionych", nawet zagorzałym fanom niezniszczalnego Lundgrena.

Ogółem: 5+/10W telegraficznym skrócie: Bezwzględny Lundgren dobijający się do bram domu-twierdzy; typowy thriller rozgrywający się w jednej lokacji oparty na wyświechtanych cliche gatunku; wyraźnie niski budżet przedsięwzięcia w duecie ze skryptem pełnym głupot i uproszczeń; po zaakceptowaniu konwencji, film można obejrzeć bez większych zgrzytów.
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones