Recenzja filmu

Forrest Gump (1994)
Robert Zemeckis
Tom Hanks
Robin Wright

Nie taki Forrest świetny jak go malują

"Forrest Gump" to film, którego chyba nie wypada nie znać. Tak właściwie to już nie film, ale legenda, która zawładnęła sercami setek/tysięcy/milionów (niepotrzebne skreślić) widzów. Ja od zawsze
"Forrest Gump" to film, którego chyba nie wypada nie znać. Tak właściwie to już nie film, ale legenda, która zawładnęła sercami setek/tysięcy/milionów (niepotrzebne skreślić) widzów. Ja od zawsze byłam wybitnie oporna, jeśli chodzi o zapoznawanie się z filmami, które zyskały miano kultowych, tak więc "Forresta Gumpa" obejrzałam stosunkowo niedawno. I chyba nie jestem normalna, bo mnie film zdecydowanie nie powalił na kolana. Chyba największe pretensje mam do twórców o to, że opowiedzieli cholernie nieprawdziwą historię. Zgadzam się, że jedną z funkcji kina jest umożliwienie człowiekowi oderwania się od rzeczywistości, serwowanie mu lukrowanych laurek, żeby na chwilę pozachwycał się pięknym światem, który tak naprawdę nie istnieje. Ale u Zemeckisa ilość bzdur serwowanych na ekranie przechodzi wszelkie pojęcie. Owszem, podczas seansu nie zastanawiałam się zbytnio, jakim cudem facet o IQ 75 jest w stanie dokonać tyle, ile zrobił Forrest. Skupiłam się na tym co zwykle - grze aktorów i ogólnej oprawie filmu, i tym nie mam nic do zarzucenia. Tom Hanks jako, za przeproszeniem, półgłówek jest jak najbardziej przekonujący, a reszta obsady wiernie mu wtóruje (szkoda, że Sally Field nie miała więcej do zagrania). Trzeba też przyznać, że muzyka jest wręcz genialnie dobrana i wiernie ilustruje charakter dekad, podczas których ma miejsce akcja. Natomiast bardzo się zawiodłam na stronie humorystycznej całego przedsięwzięcia - może mój brak rozbawienie należy zrzucić na karb chwilowego spadku serotoniny, ale przypuszczam, że to wina scenarzystów. Dostrzegałam starania i wysiłki aby widzów rozbawić, jednak jeśli o mnie chodzi, spełzły one na niczym. Może film reprezentuje nie mój typ poczucia humoru? Pomimo wielu niezaprzeczalnych plusów, które trzeba zapisać po stronie produkcji, po zakończeniu filmu poczułam pewien niedosyt. Mam wrażenie, że scenarzystom chodziło o przekazanie pewnego banału - jeśli ma się marzenia i konsekwentnie dąży do ich spełnienia, człowiek na pewno odniesie sukces, nawet jeśli jego rozwój umysłowy zatrzymał się na poziomie siedmiolatka. Wszystko pięknie, tylko problem polega na tym, że nie byłam w stanie uwierzyć w historię Forresta ani na chwilę. Scenarzyści chyba nieco przedobrzyli piętrząc przed nim sukcesy i każąc mu napotykać na swej drodze same sławy. Gump jawi się tu jako ktoś w czepku urodzony, który jest po prostu sobą i spotykają go za to same profity. Takie gloryfikowanie jednostki, czynienie z niej kogoś wybitnego i nieprzeciętnego chwilowo napawa optymizmem, ale po seansie widz czuje się cholernie oszukany. Zdaje sobie sprawę, że właśnie bez mrugnięcia okiem łyknął historyjkę o tym, jak człowiek chory umysłowo zdobywa cały świat. Właśnie to wciskanie kitu najbardziej mnie rozczarowało, a nawet rozgniewało. Niby oglądałam film z własnej nieprzymuszonej woli, ale chyba spodziewałam się czegoś bardziej realnego, namacalnego. A tak dostałam ckliwą bajeczkę opowiadającą, jak to niby dobrych ludzi spotykają dobre rzeczy. Owszem, czasami lubię się poszukiwać, ale w zdrowych proporcjach, a jak dla mnie, Zemeckis funduje w filmie zdecydowanie za wiele cudownych ocaleń i zdolności. Poza tym, że film jest nieprawdziwy to miejscami jeszcze bardzo nielogiczny. Forrest dostał się na uniwersytet ze względu na zdolności sportowe, ale może ktoś mi wyjaśni jakim cudem zdołał go skończyć? Skoro w USA dyplom może zdobyć byle półgłówek to powinnam się przeprowadzić, choć raz w życiu będę prymuską. Poza tym nakreślenie dwóch skrajnie różnych osobowości (Forresta odnoszącego same sukcesy i posiadającego kochającą matkę, oraz jego koleżanki, którą ojciec maltretował wskutek czego powoli staczała się na samo dno) chyba miało widzom coś powiedzieć, tylko co? Może chodziło o to, że jeśli pochodzi się z patologicznej rodziny to szanse na wyjście na prostą są bardzo nikłe, natomiast autodestrukcja wychodzi całkiem nieźle. Oczywiście jeśli ma się swojego Forresta, to nawet degeneratka jest w stanie zmienić się w przykładna matkę i żonę. Niby w tej historii zostaje przemycony kawałek prawdziwego życia, ale takie usilne kontrastowanie tych dwóch postaci wydawało mi się trochę sztuczne. Jeszcze bardziej ugruntowało mnie w przekonaniu, że Zemeckis opowiedział o spełnianiu się typowego american dream. Nie zrozumcie mnie źle. Nie uważam, że "Forrest Gump" jest filmem złym, którego należy się wystrzegać. Wręcz przeciwnie, według mnie to całkiem porządna laurka z podwójną porcją lukru. Niektórzy pewnie takie filmy uwielbiają, ale ja chyba wyciągnęłam zbyt słodką czekoladkę z bombonierki.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
W dzisiejszych filmach pełnych przemocy, efektów specjalnych i niestety często głupkowatego humoru... czytaj więcej
W chwili, w której świat go ujrzał, film od razu stał się klasyką. I w końcu nie ma się czemu dziwić.... czytaj więcej
W swoim życiu oglądałam już wiele filmów. Jedne mi się podobały, drugie nie. Zrobiłam nawet listę... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones