Recenzja filmu

Ósma strona (2011)
David Hare
Bill Nighy
Rachel Weisz

Nie warto ufać sąsiadowi?

Jestem fanem Jamesa Bonda i filmów szpiegowskich. Lubię patrzeć, jak świetnie wyszkolony agent biega, bije się, lata samolotem, prowadzi z zawrotną prędkością samochód, celnie strzela, uwodzi
Jestem fanem Jamesa Bonda i filmów szpiegowskich. Lubię patrzeć, jak świetnie wyszkolony agent biega, bije się, lata samolotem, prowadzi z zawrotną prędkością samochód, celnie strzela, uwodzi jedną kobietę za drugą, jest zwinny, szybki, zabójczy. Lubię wszystko to, czego nie ma w "Ósmej stronie". Tu nie doświadczymy nawet jednego wystrzału. Poczujemy za to niezwykle sugestywny klimat brudnych zakulisowych zagrywek politycznych i narastającą intrygę.

Siłą "Ósmej strony" nie jest akcja, szybkie cięcia montażowe i nagromadzenie gadżetów, lecz bardzo dobry scenariusz przedstawiający kulisy prac brytyjskiego wywiadu MI5. To film o ludziach, którzy nieufność mają we krwi, którzy rodzą się z kłamstwem na ustach, u których w każdej chwili życia dominuje podejrzliwość i którzy cały czas odgrywają narzucone im role – ojca, męża, kochanka, sąsiada, szpiega. Do czynienia mamy głównie ze zmęczonymi twarzami pooranymi zmarszczkami, znaczącymi spojrzeniami i słowną żonglerką mającą na celu zdobyć przewagę nad rozmówcą.

Po atakach z jedenastego września świat uległ zmianie – większy nacisk położony został na pracę służb specjalnych, które potwierdziły, a może nawet powiększyły swoją rolę i znaczenie na świecie, ale jednocześnie to właśnie one były wielokrotnie krytykowane za dopuszczenie do największego ataku terrorystycznego dwudziestego pierwszego wieku.

W służbach specjalnych nie pracują ci, którym potrzebna jest sława, rozpoznawalność, którzy chcieliby zostać docenieni przez ogół społeczeństwa za swoją ciężką pracę. To świetnie wyszkoleni ludzie, którzy pozostają w cieniu, których efektów pracy najczęściej nawet nie dostrzegamy, mało tego! – nie wiemy nawet, że ci ludzie pracują, że każdy dzień jest dla nich jak rozgrywka szachowa, w której muszą pokonać rywala, aby nie dopuścić do czegoś, co miałoby dużo wpływ na całe społeczeństwo. Nie ma fajerwerków, nie ma wywiadów telewizyjnych, jest za to osobiste poczucie spełnionego obowiązku, wewnętrzna satysfakcja z dobrze wykonanej pracy.

Taki właśnie jest film Davida Hare’a. Tutaj życie agenta służb specjalnych pokazane jest bez upiększania, bez działań, które na siłę zwiększyłyby efektowność filmu jednocześnie obniżając jego prawdziwość i realizm.

"Ósma strona" to teatr jednego aktora. Bill Nighy pojawia się praktycznie w każdej scenie na ekranie, jest na nim obecny od pierwszy do ostatnich minut. Gra oszczędnie, uśmiech na jego twarzy widać może w dwóch ujęciach, w pozostałych jest zmęczony, zatroskany, a może specjalnie przyjmuje minę pokerzysty? Docenić należy fakt, że twórcy nie używali kilogramów pudru, nie przykrywali aktorom ich zmarszczek, co nadało tylko autentyczności postaciom pracującym w brytyjskich służbach specjalnych. Na drugim planie Rachel Weisz, która w momencie, gdy pojawia się na ekranie nie wzbudza zaufania (a może przesiąkł nas klimat filmu, w którym nikt nikomu nie ufa?). Kilka minut swojego epizodu miał także świetny aktor Ralph Fiennes. W filmie, gdzie nikt nikomu nie ufa największe zaufanie publiczności zyskuje właśnie obsada aktorska.

Narracja toczy się w powolnym tempie, można by rzec – flegmatycznie, co nie jest jednak wadą! Postaci na ekranie rozmawiają i rozmawiają, a atmosfera z minuty na minutę gęstnieje, intryga zatacza coraz szersze kręgi, sięgając w końcu aż do premiera Wielkiej Brytanii i meandrów polityki zagranicznej prowadzonej przez to państwo. Widz czuje się wciągany w opowiadaną historię, sam próbuje rozwikłać zagadkę, przed którą stanął główny bohater.

"Ósma strona" nie jest filmem dla każdego. Niejeden stwierdzi, że to film nudny, pozbawiony akcji, ale mam nadzieję, że i wielu przekona się do tej prawdziwej opowieści o zawiłościach służb specjalnych, brudnych zagrywkach politycznych, ale także o uczuciu, które połączyło pięciokrotnie żonatego agenta MI5 z kobietą dość nachalnie (początkowo) wkraczającą w jego życie. To świetny, wciągający film, na który warto poświęcić półtorej godziny. "Ósma strona" była bardzo dobrym otwarciem 27. Warszawskiego Festiwalu Filmowego - będzie również dobrym zamknięciem każdego dnia dla fanów dobrego kina.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Powiew świeżości w kinie szpiegowskim. Gatunek zdominowany ostatnimi laty przez wysportowanych, pełnych... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones