Recenzja filmu

Powidoki (2016)
Andrzej Wajda
Bogusław Linda
Zofia Wichłacz

Niedopowi(e)dzenia

Wychodząc z seansu w krakowskim Kinie Pod Baranami, usłyszałam, jak ktoś powiedział, że "Powidokom" należy się pewna taryfa ulgowa, bo to ostatni film Mistrza Wajdy. Nie zgadzam się zupełnie z
"Powidoki" to biopic opowiadający o życiu artysty Władysława Strzemińskiego (Linda). Był on teoretykiem sztuki, malarzem oraz pionierem konstruktywistycznej awangardy lat 20. i 30. XX wieku. Zasłynął także jako twórca teorii unizmu. W fabule poznajemy go już jako wykładowcę łódzkiej Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych, której był zresztą współzałożycielem. O jego wcześniejszych losach dowiadujemy się z rozmów bohaterów drugoplanowych, chociaż wiele nurtujących kwestii nie zostaje w nich poruszonych (na przykład, jak Strzemiński stracił rękę i nogę). Malarz zaczyna buntować się przeciwko socrealizmowi i władzy socjalistycznej, co ostatecznie doprowadza do jego powolnego, ale postępującego upadku.

Wajda potraktował biografię Strzemińskiego bardzo wybiórczo, wyłuskując z niej te epizody, które według reżysera sprawdzić się miały na ekranie. I tak po iście sielankowej sekwencji otwierającej film, kiedy to artysta i jego podopieczni-studenci malują w plenerze, dość szybko widz zostaje przeniesiony w główny wątek fabuły: starcie na linii Strzemiński-władza socjalistyczna w powojennej Polsce. To właśnie ten konflikt śledzi widz aż do samego finału. Artysta-awangardzista nie wierzy w socrealizm, a propagatorzy realizmu socjalistycznego nie wierzą w Strzemińskiego i postanawiają go zniszczyć na wszelkie możliwe sposoby. Na ekranie oglądamy więc stopniową degradację głównego bohatera.



Jądrem filmu jest zrozumiale Strzemiński. To wokół niego krążą niczym w atomie elektrony – postacie drugoplanowe. Studenci PWSSP to bohater zbiorowy. Ci młodzi ludzie wierzą w teorie sztuki głoszone przez ich ulubionego, charyzmatycznego wykładowcę i są gotowi pójść za nim w ogień. Ich bunt jednak szybko zostaje stłumiony. Z tej grupy szybko wyłania się Hania (przekonująca Zofia Wichłacz) – uczennica zakochana w swoim mistrzu. Z pasją i wypiekami na twarzy przepisuje na maszynie rękopisy Strzemińskiego i ochoczo pomaga mu z obowiązkami dnia codziennego, ale kiedy ten odrzuca jej miłosne zaloty, dziewczyna odchodzi. Kolejnym elektronem jest Nika (nieco sztywna, ale obiecująca Bronisława Zamachowska), małoletnia córka bohatera. Po ojcu zdecydowanie odziedziczyła charyzmę i hart ducha, momentami jednak wydaje się być starą-malutką: poważną i szybko podejmującą trudne decyzje nawet w kryzysowych sytuacjach. Strzemiński wchodzi także w interakcję ze swoim przyjacielem, poetą Julianem Przybosiem (Pieczyński), ale przez większość fabuły jest jednak rycerzem samotnie walczącym ze smokiem socjalizmu, często w postaci towarzysza Sokorskiego (demoniczny Bobrowski) czy Personalnego (Konopka).

Linda kradnie dla siebie cały film, co do tego nie ma wątpliwości. Umiejętnie wchodzi w rolę artysty-buntownika, choć z fizjonomii niezbyt go przypomina. Niestety scenariusz Andrzeja Mularczyka zdaje się ograniczać Lindę. Momentami film zaczyna przybierać formę "cytatów ze Strzemińskiego": aktor z natchnionym wyrazem twarzy wygłasza kolejne znane z dzieła "Teoria widzenia" słowa artysty. Takie monologi można być zebrać razem i wydać w formie e-booka, gdyż brzmią już jak czytane z odpowiednią emfazą.


Widza może rozczarować "wyrywanie" Strzemińskiego z niektórych elementów tła jego życia artystycznego i rodzinnego. Postać żony malarza, awangardowej rzeźbiarki Katarzyny Kobro, zostaje całkowicie "niedopowi(e)dziana". O jej smutnych losach dowiadujemy się od Niki. Zastanawia wycięcie tak ważnej dla życia i twórczości Strzemińskiego postaci kobiecej. I chociaż bohater obraca się wśród nietuzinkowych przedstawicielek płci pięknej – zawsze pomocnych, gotowych go wspierać i wielbić  (Hania, Nika), to z mężczyznami rządzącymi historią toczy swoją walkę o ideał sztuki. Walkę, którą sromotnie przegrywa.

Stojący za kamerą Paweł Edelman proponuje widzowi czyste, starannie skadrowane sceny. Nie ma drżącej kamery, nic nie zostaje ucięte, wszystko jest po prostu ładne i schludne. Ale czy w historii o łamaniu reguł realizmu na rzecz awangardy nie powinno się choć na chwilę odłożyć metaforyczną linijkę i zaszaleć z kadrem, sięgnąć po nienaturalny kąt, schować część jakiejś całości poza ramę sceny?



W "Powidokach" jest pewna sztywność. Trudno mi dostrzec kunszt Wajdy, który jest przecież mistrzem narracji. Wiele epizodów z biografii Strzemińskiego zostaje pominiętych i niedopowiedzianych, część – zrozumiale, ale inne zdecydowanie nie. Podczas seansu miałam wrażenie, że Wajda po prostu chciał nakręcić film o Strzemińskim, ale nie miał ani konkretnego pomysłu, ani jasnej wizji całości. I tak powstała produkcja jedynie poprawna, która raczej nie zyska za kilka lat miana kultowej jak to miało miejsce w przypadku tylu wcześniejszych dzieł Mistrza.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Reżyserzy filmowi, tworzący jedne z najwybitniejszych dzieł polskiego kina, w ostatnim czasie, mówiąc... czytaj więcej
Andrzej Wajda na koniec twórczości wybrał wyjątkowo trudny i wzniosły temat: Ostatnie lata życia... czytaj więcej
Jeszcze przed premierą o biografii Władysława Strzemińskiego było dość głośno. W obliczu tego, jak... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones