Recenzja filmu

Drzazgi (2008)
Maciej Pieprzyca
Antoni Pawlicki
Karolina Piechota

Nieuwierające drzazgi

Pieprzyca miesza realizm magiczny z opowieścią o dojrzewaniu w pejzażu jakże ukochanego przez polskich filmowców dolnego Śląska. Film zgrabny, momentami zaskakujący, ale i męcząco wtórny.
Pieprzyca miesza realizm magiczny z opowieścią o dojrzewaniu w pejzażu jakże ukochanego przez polskich filmowców Górnego Śląska. Film zgrabny, momentami zaskakujący, ale i męcząco wtórny. Moda na kręcenie wśród biedaszybów i kominów fabrycznych okolic, przykładowo Wałbrzycha, nie skończy się chyba nigdy. I w sumie nie ma się co dziwić. Małe dramaty życia naszego powszedniego rzucone na syfiasto-industrialne tło to po prostu filmowy samograj. Pieprzyca wychodzi jednak naprzeciw stereotypom, nie popadając ani w konfekcyjność, ani w tanią publicystykę. A miałby do niej materiał. Mamy tu trzy krzyżujące się opowieści z życia "pięknych dwudziestoletnich". Rozpieszczona córka biznesmena (świetny debiut Karoliny Piechoty) zmuszona jest do ślubu z synem wspólnika rodziców, do którego, delikatnie rzecz ujmując, nie pała szczególnym uczuciem. Dawny piłkarz Robert, którego karierę pokrzyżowała kontuzja, odreagowuje frustrację, wyżywając się jako kibol lokalnej drużyny. Jest jeszcze kończący studia Bartek – przed chłopakiem otwiera się kusząca perspektywa kariery naukowej za granicą, którą pokrzyżować ją może mu nieplanowane ojcostwo. Wszyscy bohaterowie znajdują się na rozdrożu, wszyscy muszą podjąć ważkie dla ich dalszego życia decyzje. Z tego dramatycznego samograja Pieprzyca dość precyzyjnie usunął drzazgi banału, a w miejsce tak częstego w podobnych produkcjach moralizowania wprowadził małe obserwacje, które całościowo układają się w lekko melancholijny, zabarwiony dyskretnym humorem dramat dojrzewania. "Drzazgi" "stoją" postaciami i aktorami, oglądając ich szamotaniny, nie mamy wrażenia uczestniczenia w pochodzie manekinów będących, jak to często bywa, stelażami dla określonych poglądów i idei, ale obcowania z ludźmi z krwi i kości. Pieprzyca najlepszy jest, gdy ogranicza się właśnie do tej mikroskali – spotkanie Marty i Roberta to majstersztyk, podobnie zgrabne wprowadzenie lekkiego absurdu w wątku hipisowskiej rodziny, czy też ćwiczeń fakirów w Palowskim M3. W "Drzazgach" przeszkadza jednak przesadna zachłanność twórcy, Pieprzyca chciałby bowiem, żeby jego film był i kameralnym dramatem i drapieżną społeczną satyrą i komedią obyczajową, dlatego momentami można odnieść wrażenie, że reżyser popisując się swoją wszechstronnością gubi gdzieś coś naprawdę istotnego – zaangażowanie widza. Porzuca dramat dla przesadnego efekciarstwa, finalnie więc drzazgi nie uwierają zbyt mocno i szybko o nich zapominamy.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Polskie kino ostatnio nie zaskakuje, a jak już, to na minus. Fakt, zdarzają się małe przebłyski, ale to... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones