Recenzja filmu

Ostatni dom po lewej (2009)
Dennis Iliadis
Garret Dillahunt
Sara Paxton

Noc pełna wrażeń

Piękno i harmonia leżą w prostocie. "Ostatni dom po lewej" Dennisa Iliadisa, będący remakiem filmu Wesa Cravena z 1972 roku pod tym samym tytułem, to najdoskonalszy dowód na potwierdzenie tej
Piękno i harmonia leżą w prostocie. "Ostatni dom po lewej" Dennisa Iliadisa, będący remakiem filmu Wesa Cravena z 1972 roku pod tym samym tytułem, to najdoskonalszy dowód na potwierdzenie tej tezy. Fabułę streścić można w dwóch zdaniach: grupa morderców, uciekających przed policją gwałci i morduje dwie młode dziewczyny. Następnie, szukający schronienia przed burzą zwyrodnialcy trafiają pechowo do domu rodzinnego jednej z ofiar… Warto zauważyć, że ten schemat fabularny wykorzystano w kinie po raz wtóry. Jako jeden z pierwszych, historię krwawej zemsty (mniej efektownie, bo w czerni i bieli i bez krwawych efektów specjalnych) przeniósł na ekran mistrz – Ingmar Bergman. Jego "Źródło" (1960) to osadzona w średniowiecznych realiach przypowieść o zbrodni i karze. Dzieło wspaniałe w swej prostocie zachwyca kunsztem operatorskim i kompozycją kadru. W latach 70., wspomniany wyżej Wes Craven, w przyszłości czołowy przedstawiciel horroru klasy B, sięgnął po archetypową fabułę, osadzając ją idealnie w amerykańskich realiach epoki kontestacji i kontrkultury. Jego "Ostatni dom na lewo", pierwowzór omawianego filmu, wywołał skandal. Reżyserowi zarzucano nadmierną eskalację przemocy i ukazanie drastycznych wydarzeń w sposób bezpośredni, pozbawiony jakiegokolwiek komentarza. Jak na tamte czasy, Craven stworzył dzieło mocne i odważne. Z dzisiejszej perspektywy, biorąc pod uwagę rozwój technik kinematograficznych, debiutancki film z 1972 roku razi brakiem profesjonalizmu, który z czasem stanie się znakiem szczególnym "undergroundowej" odmiany kina grozy i thrillera.   "Ostatni dom na lewo" był przestrogą przed młodzieżą zdolną do najdzikszych zachowań. Realizacja filmu opatrzona została z czasem etykietką "kultowy". Nie ma się jednak co zachwycać. "Kultowość" tej produkcji wynika  bowiem nie tyle z oryginalności pomysłu, co sposobu jego transpozycji. Lata 70. wykazały wzmożone ukazywanie scen przemocy w filmie, czego dowodem była amerykańska odmiana kina – podgatunek"exploitation movies" – amerykańskie określenie filmów niskobudżetowych, najczęściej amatorskich, przeładowanych erotyzmem graniczącym z jawną pornografią i nadmierną przemocą. Genezy tego podgatunku, a właściwie tendencji w kinematografii, należy doszukiwać w Stanach Zjednoczonych już w latach 60. Znanym przedstawicielem i pionierem tej pododmiany jest Tobe Hooper z jego "osławioną" "Teksańską masakrą piłą mechaniczną" z 1974 roku.   Na gruncie zjawiska "exploitation" (cieszącego się wielkim powodzeniem w Niemczech i Włoszech w latach 70.) Meir Zarchi realizuje samozwańczy "klasyk gatunku" pt. "Pluję na twój grób". Czerpiąc pełnymi garściami z wyżej omawianego nurtu film ten wpisuje się w jeszcze inny rodzaj kina nazywany często gatunkiem "rape&revenge stories" ("historie gwałtu i zemsty"). Sukces komercyjny "Pluję na twój grób" zaowocował realizacją drugiej części, niestety pozbawionej zupełnie sensu.   Kino eksploatacji i "rape&revenge stories" stanowią kinową (a w zasadzie undergroundową) odpowiedź na polityczną niestabilność Stanów Zjednoczonych, zaangażowanych w działania wojenne w Wietnamie. "Ostatni dom na lewo" mógłby z powodzeniem propagować hasła typu: co by było gdyby zabrakło rodziców w naszych domach? Kto wtedy spieszyłby na ratunek swoim dzieciom? Kto uchroniłby je przed złem, które czai się nieopodal? Thriller jest w tym przypadku najlepszym polem do wyrażenia niepokoju i niezadowolenia. Drastyczność formy wzmaga jedynie siłę przekazu (co nie jest regułą, każdy bowiem inaczej reaguje na przemoc obecną na ekranie).   Niemniej jednak, remake filmu Wesa Cravena, zrealizowany przy jego wsparciu (scenariusz i produkcja), przez Dennisa Iliadisa zaskakuje spójnością akcji i jej tempem. Co więcej "Ostatni dom po lewej" jest dłuższy od pierwowzoru o niemalże 20 minut. Gdyby streścić fabułę filmu, biorąc pod uwagę emocje na ekranie i na widowni, to proporcje układałyby się następująco: 10 minut wprowadzenia i zawiązania akcji, a następnie półtorej godziny regularnej rzeźni. Warto to podkreślić, przemoc ukazana jest tutaj w całej swej "okazałości", bez cięć i pardonu. Iliadis zna się na rzeczy. Jego "Ostatni dom po lewej" trzyma w napięciu do ostatniej minuty, a poziom realizacji jest niebywale wysoki i bije na głowę debiutancką produkcję jego współscenarzysty.   "Ostatni dom po lewej" A.D. 2009 to pozycja, obok której nie można przejść obojętnie. Craven promuje solidne i mocne kino, dając nadzieję na odnowę gatunku i emocje na najwyższym poziomie.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
W 1972 r. debiut reżyserski zaliczył Wes Craven. Jego pierwszym filmem był "Ostatni dom na lewo". W... czytaj więcej
"Ostatni dom po lewej" to nowa wersja filmu z 1972 roku pod tytułem "Ostatni dom na lewo", który to był... czytaj więcej
Zemsta jest rozkoszą bogów. Częściej jednak dokonuje jej skrzywdzony człowiek albo jego bliscy.... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones