Recenzja filmu

Gusta i guściki (2000)
Agnès Jaoui
Anne Alvaro
Jean-Pierre Bacri

O gustach się dyskutuje

Gdyby Woody Allen był Francuzem, najprawdopodobniej prędzej czy później nakręciłby "Gusta i guściki". Komedia w reżyserii Agnes Jaoui jest popisem inteligentnego humoru, który ma bardzo wiele
Gdyby Woody Allen był Francuzem, najprawdopodobniej prędzej czy później nakręciłby "Gusta i guściki". Komedia w reżyserii Agnes Jaoui jest popisem inteligentnego humoru, który ma bardzo wiele wspólnego z nowojorskim twórcą. Nie wywołuje śmiechu prześmiewczego, a raczej śmiech refleksyjny, a to takie allenowskie! Zresztą sama reżyserka (i scenarzystka w jednej osobie) przyznała w jednym z wywiadów, że przygotowując się do realizacji tego obrazu, obejrzała niemal wszystkie pozycje z filmografii Woody’ego. Opłaciło się. Lista nagród, jakie zdobyły "Gusta...", wzbudza zazdrość w branży. Nominacja do Oscara za najlepszy film nieanglojęzyczny, Cesar za najlepszy film francuski oraz scenariusz. Uhonorowane tą nagrodą były także role Anne Alvaro i Gérarda Lanvina. Poza tym sukcesy na festiwalach w Montrealu, nagroda włoskiej kinematografii, Feliksy... Sporo tego jak na dzieło debiutującej za kamerą reżyserki. Wcześniej Agnes Jaoui trudniła się tylko pisaniem scenariuszy – choć określenie "tylko" może wydać się krzywdzące, zważywszy na sporą ilość wyróżnień.

Doświadczenie w pisaniu widać w "Gustach i guścikach" niemal od razu. Stworzona z mężem, Jean-Pierre Bacrim, historia stanowi intelektualną zabawę, bazującą co prawda na znanych schematach, ale w sposób niezwykle mądry stojąca w opozycji do wszelkiego rodzaju szablonów. Film bowiem traktuje o stereotypach i przesądach dotyczących ludzi, ale w żadnym razie ich nie popiera i nie podziela.

Głównym bohaterem obrazu jest Castella, przedsiębiorca starej daty. Nie jest ani świetnie wykształcony, ani dobrze usytuowany w żadnej socjecie. Swój sukces zawdzięcza tylko sobie, swojej pracowitości i zaparciu w dążeniu do wyznaczonego celu. Mężczyzna nie jest jednak do końca konserwatywnym biznesmenem, jak mogłoby się wydawać: stara się być na czasie, bierze lekcje angielskiego, do pracy w firmie zatrudnia menadżera po fachowych studiach oraz wynajmuje ochroniarza, Franka, czego wymaga firma ubezpieczeniowa. Podobnie jego żona – wożona limuzyną prowadzoną przez osobistego szofera, Bruna, niepracująca, zabija czas zakupami, miłością do zwierząt i urządzaniem wnętrz znajomym. Oboje cieszą się z uzyskanej pozycji społecznej, ale nie mają do niej przekonania. Nie czują potrzeby uczenia się angielskiego, zatrudniania zbędnych szoferów i ochroniarzy. Nawet specjalnie nie kochają zwierząt – żona pochyla się nad nimi, bo nie potrafi znaleźć kontaktu z ludźmi. Jest w nich coś z Winklerów z Allenowskich "Drobnych cwaniaczków", którzy po szybkim wzbogaceniu się, starają się wpasować w wymagania grupy społecznej, w jakiej nagle się znaleźli.

Niestety, "na siłę" niewiele wychodzi. Zamówiona do biura Castelli nauczycielka języka angielskiego, Clara, nie wzbudza w biznesmenie zaufania – najpierw ją obraża, bo uważa, że robi z niego głupka, a potem odsyła do domu. Jak sądzi, nic z tego nie będzie. Los płata figla bohaterowi jeszcze tego samego dnia. Żona nakłania go, by razem wybrali się do teatru, jak etykieta nakazała. Z początku bohater jest kompletnie niezainteresowany tym, co dzieje się na scenie: przysypia i spogląda na zegarek niemal co minutę. W pewnym momencie ożywia się jednak, bo oto wśród tłumu aktorów i aktorek, spostrzega nie kogo innego, jak swoją byłą lektorkę od angielskiego. Castella od razu zakochuje się w kobiecie oraz sztuce (tak w tej, w której występuje, jak i dziedzinie kultury jako takiej). Następnego dnia aktorka-nauczycielka otrzymuje pracę z powrotem, a podczas zajęć traktowana jest z największym szacunkiem, wszak uosabia świat sztuki, do którego wejścia zapragnął nasz nuworysz. Równie, jeśli nie bardziej, wymarzonym celem Castelli staje się także krąg przyjaciół aktorki, na który składa się artystyczna śmietanka towarzyska okolicy. Ci jednak zamiast potraktować go z szacunkiem i wyrozumiałością godną człowieka aspirującego na ich mecenasa manifestują swoją pogardę, wykorzystując go i wyśmiewając za plecami. Reżyserka pokazuje, jak może być to nieuczciwe i krzywdzące.

Równolegle rozgrywają się wątki poboczne osób związanych z biznesmenem i jego nauczycielką. Kierowca żony Castellego i jego ochroniarz od razu znajdują wspólny język. Pewnego dnia, podczas przedstawienia wpadają do pobliskiego baru, gdzie tamtejsza barmanka okazuje się byłą kochanką Brunona oraz... przyjaciółką Clary. I chociaż jeszcze tego samego wieczoru lądują razem w łóżku, to kobieta niedługo wiąże się z ochroniarzem, Frankiem. Ich związek rozwija się bardzo pomyślnie, żartują o wspólnym zamieszkaniu, a nawet małżeństwie. Sprawę jednak komplikuje fakt, że mężczyzna jest byłym policjantem, a barmanka okazuje się dorabiać, sprzedając narkotyki. Wkrótce przyjdzie im się określić, swoje ambicje, uczucia i oczekiwania, a wtedy będą musieli podjąć niezwykle trudne dla siebie decyzje. Podobny los czeka Castella i jego nową przyjaciółkę.

Tak Agnes Jaoui rysuje sześć portretów, trzech kobiet i trzech mężczyzn, które miesza najróżniejszymi interakcjami. Każde z nich ma jakąś historię i jakieś decyzje do podjęcia. Mimo że film trwa niespełna dwie godziny, dla nikogo nie braknie czasu, dzięki czemu wszystkie postaci zachowują unikalną autentyczność i wiarygodność, mimo kilku przerysowań i niezaprzeczalnej formy satyry. No właśnie, satyry, bo "Gusta i guściki" to obraz satyryczny, wskazujący nam nasze wady i ułomności, w sposób jednak nad wyraz wyrafinowany. Nie mamy uczucia wytknięcia palcem, a raczej skłaniania do refleksji, zastanowienia nad bohaterami, ich postępowaniem i wreszcie, nad nami samymi. Ot, chociażby znajomi Clary, którzy wyładowują żale i codzienne upokorzenia z pracy, gdzie nie docenia się ich sztuki, na Bogu ducha winnym i nic nie świadomym Castellim. Kierują swoje ostrza w tego człowieka, za co mści się reżyserka – celując swoje w nich. Bo czy ich zachowanie, podyktowane ślepymi stereotypami, nie umniejsza przypadkiem im, a nie nowobogackiemu?

"Gusta i guściki" udowadniają, że złe gusta wcale nie muszą charakteryzować skazanych na kulturę popularną, telenowele i temu podobne. Co więcej, nie oznaczają tylko poglądów na teatr czy malarstwo, ale i na ludzi.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Kinowe ekrany zalewa fala lepszych lub gorszych, ale zazwyczaj głośnych, brutalnych i krwawych filmów. To... czytaj więcej
Ewelina Nasiadko

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones