Recenzja filmu

Rycerz pucharów (2015)
Terrence Malick
Christian Bale
Cate Blanchett

Och, życie!

 Pełno tu tęsknych spojrzeń ku horyzontowi, czczej gadaniny zanurzonej w obrazoburczym rozwibrowaniu Hollywoodu. Reżyser „Drzewa życia” staje się przez to nieco wtórny i przewidywalny, ale wciąż
Dwugodzinne pląsy w rytm egzystencjalnych prawd objawionych, pełne biblijnych alegorii, życiowych poszukiwań i powolnej narracji – oto Terrence Malick, który stał się już marką kina melancholijnego i prostego niedającego łatwo się skategoryzować. Reżyser stawia pytania, prowadzi niespieszną narrację, aby uwypuklić prozaiczność ludzkiego życia. Kim jesteśmy? Dokąd zmierzamy? Co chcemy osiągnąć?
Rick (Christian Bale) po smutnych przeżyciach z przeszłości, delikatnie zaznaczonych przez reżysera, wędruje ulicami Los Angeles, poszukując odpowiedzi na nurtujące go pytania. Niczym filozof eksploruje zakamarki swej duszy, głosi nieco patetyczne prawdy o snach i marzeniach. Malick wprowadza głos z off’u, który sili się na przekazywanie objawionych prawd, ubierając je w miałkie i wzniosłe sentencje. Słowa te zostają skontrastowane z hollywoodzkim życiem. Rick pracuje przy filmach (w charakterze scenarzysty) i niejednokrotnie uczestniczy w hucznych imprezach i bankietach okolicznościowych. Rozwibrowanie i moralne rozpasanie nie pasują do jego refleksyjnej natury. Malick przygląda się tym targom próżności, na których pojawiają się gasnące gwiazdy pragnące ogrzać się w blasku dawnych sukcesów. Przezabawnie wypada Antonio Banderas, który czasy swojej świetności ma już dawno za sobą, a mimo wszystko niczym Don Juan podbija serca kobiet i bryluje w towarzystwie. Reżyser drwi w ten sposób z przywiązania do rzeczy materialnych, podkreśla ulotność chwili, nie pozostawia złudzeń, że rzeczywistość coraz bardziej nas przytłacza.
Knight of cups” to przede wszystkim opowieść o życiu pełna oniryczności, przedstawiana z medytacyjnym nabożeństwem przy pomocy przytłumionych zdjęć Emmanuela Lubezkiego (operator potwierdza swoją klasę). Reżyser nie tylko ponownie prezentuje zdjęcia natury i Ziemi widocznej z kosmosu (tak! Jesteśmy tacy mali względem całego Wszechświata), ale odwołuje się również do symboliki kart Tarota. W ten sposób pojawia się „rycerz kielichów” symbolizujący mężczyznę niestałego w uczuciach, niedotrzymującego obietnic, który nie panuje nad własnym stanem emocjonalnym i ciągle szuka nowych doświadczeń. Cały Rick! Choć uduchowiony bohater zamknięty jest w nowoczesnych i sterylnych mieszkaniach rodem z katalogów, to jego życie zieje pustką i odrealnieniem, a prawdziwą wolność zyskuje podczas przechadzek nad brzegiem oceanu. 
Malick nie pozbawia swojego bohatera towarzystwa, wrzuca go co rusz w ramiona innej kobiety (Imogen Poots, Cate Blanchett, Teresa Palmer, Natalie Portman, Isabel Lucas), która współgra z jego obecnym stanem emocjonalnym. Razem z nimi w tanecznych pląsach porusza się po ulicach Hollywood, co staje się śmiesznym i karykaturalnym obrazem frywolności. To właśnie one odbijają marzenia i pragnienia Ricka, ale nie pasują do tego świata ze swoją autonomią i radością życia.
W pewnym momencie w filmie padają słowa „Och, życie!”, lecz życia u Malicka jest niewiele. Pełno tu tęsknych spojrzeń ku horyzontowi, czczej gadaniny zanurzonej w obrazoburczym rozwibrowaniu Hollywoodu. Reżyser „Drzewa życia” staje się przez to nieco wtórny i przewidywalny, ale wciąż udowadnia swoje mistrzostwo. Przejmująco opowiada obrazem, buduje niedopowiedzenia, stawia pytania i poszukuje sensów, ale nie daje nachalnych odpowiedzi. Wciąż ciekawie rozrzuca tropy na drodze do zrozumienia, choć od mistrza powolnej narracji oczekuje się czegoś więcej. 
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Och, życie!", pada w którymś momencie najnowszego filmu Terrence'a Malicka, a przez widownię przebiega... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones