Recenzja filmu

Arbiter uwagi (2014)
Jakub Polakowski
Piotr Żurawski
Barbara Horawianka

Od zera do... zera

Debiutancki obraz fabularny Jakuba Polakowskiego jest filmem trudnym w odbiorze. Operuje bowiem skrajnie oszczędną, wręcz minimalistyczną pracą kamery, a narracja snuje się w powolnym tempie.
Debiutancki obraz fabularny Jakuba Polakowskiego jest filmem trudnym w odbiorze. Operuje bowiem skrajnie oszczędną, wręcz minimalistyczną pracą kamery, a narracja snuje się w powolnym tempie. Sama historia, przepełniona poczuciem życiowego fatalizmu, płynie od sceny do sceny, powiększając z minuty na minutę rozmiary porażki głównego bohatera. Rzadko występują jednak w polskim kinie obrazy tak konsekwentne, skrzętnie przez reżysera zaplanowane i zrealizowane.


Pewna stylistyczna surowość, wyniesiona przez Polakowskiego z twórczości dokumentalnej, może stanowić barierę percepcyjną dla widza przyzwyczajonego do dynamicznego montażu, szwenkującej kamery, różnych operatorskich sztuczek – w "Arbitrze uwagi" tego nie ma. Statyczne, wydłużone kadry, najczęściej pozbawione również ruchu wewnątrzkadrowego można traktować jako metaforę życia głównego bohatera, który utknął w martwym punkcie, niechętny do spojrzenia wstecz, nie potrafiący pójść do przodu. Warto docenić również bezkompromisowość, z jaką reżyser idzie pod prąd istniejącej w polskim kinie modzie. Młodzi twórcy prześcigają się dziś w tworzeniu maksymalnie efekciarskich, wizualnie dopieszczonych, imponujących formalnie filmowych wydmuszek. Polakowski rezygnuje z tych narzędzi w pełni skupiając się na bohaterach i opowiadanej historii. 
 
Rafała (Piotr Żurawski) poznajemy, gdy po trzy miesięcznej terapii opuszcza szpital psychiatryczny. Pełen werwy i determinacji pragnie zerwać wszystkie więzi z przeszłością i rozpocząć nowe życie od zera. Nie jest to jednak takie proste, nasz bohater jest mocno zadłużony, a owe długi same się nie spłacą. W tym momencie zaczyna się jego wędrówka po kolejnych poziomach piekła. 
 

Materiał fabularny zostałby najpewniej potraktowany bez zbędnej czułości przez większość twórców polskiego kina, lądując pod etykietą kryminał/komedia kryminalna. Jednak reżyser "Arbitra uwagi" skrupulatnie unika wycieczek w tę estetykę. W momencie, gdy główny bohater znajduje w ukradzionym samochodzie broń, ogląda ją, po czym odkłada, rezygnuje z jej użycia. Innym razem, gdy trafia do szarej eminencji sportowego hazardu, zamiast ulec potężnej dawce tortur, wyprasza w kilku zdaniach przedłużenie terminu spłaty długu. Reżyser jasno zmierza w stronę dramatycznej konwencji, przedstawiając rozmaite odcienie szarości, trochę jak Jarmusch w "Inaczej niż w raju", traktuje swojego bohatera bez krzty czułości.

Godna uwagi z pewnością jest kreacja Piotra Żurawskiego, który swoją oszczędną grą, apatyczną aparycją wygrywa postać flegmatycznego, bezradnego wobec losu Syzyfa, którego starania zawsze muszą spalić na panewce. Warto zwrócić uwagę na jego przyszłe poczynania. 

Film Polakowskiego jest w pewien sposób ekskluzywny, skierowany do widza nastawionego na ciężkostrawny dramat, lubiącego niespieszną narrację i oszczędną pracę kamery. W tonacji pesymizmu podpartej filozofią egzystencjalizmu Arbiter uwagi obrazuje historię współczesnego Syzyfa. Rafał rozpoczynający swoje nowe życie od zera dociera... do zera. Z powodu grzechów przeszłości, nie dostaje od innych możliwości pokazania zaistniałej w nim przemiany. Polakowski, zdaje się, wiedział od początku jaki efekt chce osiągnąć, konsekwentnie do niego dążąc. Na ekranie pierwotny plan jawi się jako w pełni zrealizowany. Otrzymaliśmy obraz chropowaty, surowy i smutny. Tak chyba miało być.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
W pesymistycznym duchu beznadziei i nieustannym braku perspektyw czy szans na poprawę zostaje utrzymany... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones