Recenzja filmu

Zakochani widzą słonie (2005)
Dagur Kári
Jakob Cedergren
Tilly Scott Pedersen

Odpowiedzialność? A co to jest właściwie?

Daniel (Jakob Cedergren) jawnie zarobił przez cztery lata swojego życia oszałamiającą sumę 7 dolarów. Kiedy zatrzymuje go policja, w związku ze złamaniem przepisu drogowego wydaje się, że
Daniel (Jakob Cedergren) jawnie zarobił przez cztery lata swojego życia oszałamiającą sumę 7 dolarów. Kiedy zatrzymuje go policja, w związku ze złamaniem przepisu drogowego wydaje się, że specjalnie go to nie interesuje, bo przecież musi wysłuchać do końca piosenki na swoich słuchawkach. Żyje z dnia na dzień, dorabiając sobie – oczywiście na czarno – przy tworzeniu grafitti jako wyrazu romantycznego wyznania. Pewnego dnia Daniel spotyka Franc (Tilly Scott Pedersen), pracownicę piekarni, która odurza się grzybkami halucynogennymi. Dziewczyna wydaje się tak samo nieprzystosowana do realnego życia jak on.     Ta absurdalna opowieść utrzymuje się w czarno-białym klimacie i płynie zdecydowanie za wolno, mając jednak wiele zabawnych elementów. Równolegle do wątku miłości Franc i Daniela prowadzona jest historia sędziego, który posiadając odpowiedzialne życie zarówno zawodowe, jak i prywatne, zaczyna gubić swój stabilny kręgosłup moralny. Wpada w alkoholizm i nawet dopuszcza się kradzieży, co w sposób oczywisty kłóci się z jego wizerunkiem rzetelnego obrońcy prawa.     Cały film złożony ze strzępków, historii, które niekoniecznie wnoszą coś sensownego do całości i sprawiają, że obrazowi momentami towarzyszy monotonia. Młody reżyser (Dagur Kári) podzielił dzieło na 10 części, tytułując każdą z nich. Nie do końca wszystko się tu skleja i ma jakiś głębszy wyraz. Nieprzystosowana społecznie para zagrana niewiarygodnie, bez rozwijającej się skali uczuć, właściwie bez uczuć w ogóle. Bo jak można nazwać związek, który odkrywa się pewnego dnia w kawiarni, kiedy główny bohater zrozumiał, że symptomy podobne do grypy, które go dręczą, to choroba zakochanych uświadomiona widzom za pomocą paru sekund chodzących za oknem słoni, które widzi Daniel? Może to związek trochę za bardzo surrealistyczny? Zostaje on poddany próbie w momencie, gdy Franc dowiaduje się, że jest w ciąży. Daniel ze swoim nieuporządkowanym umysłem i aspołecznym zachowaniem od razu ucieka gdzie pieprz rośnie, a Franc wpada na jakże oryginalny pomysł aborcji. Słowo „odpowiedzialność” zostaje rzucone tej parze w twarz, bo ciąża to problem, którego nie da się pominąć, nie zauważyć czy lekceważąco obejść.     „Ja nie mogę być ojcem czegokolwiek” – stwierdza główny bohater, ubrany jak zawsze w tę samą koszulę. W konkluzji tego wszystkiego dowiadujemy się, że ludzie kompletnie nieodpowiedzialni potrafią czasami obudzić się w realnym świecie i postarać się udźwignąć to, co przyniósł im los, a ludzie całe życie naznaczeni ustabilizowanym trybem codzienności mogą pewnego dnia stwierdzić „dosyć” i pożegnać odpowiedzialność, machając jej na pożegnanie do kamery. Wiele w tym filmie zabawnych sentencji, komicznych sytuacji i pouczających relacji międzyludzkich, jednak wiele też takich niepotrzebnych i nic niewnoszących do struktury całości. Mętna fabuła to sztandar tego obrazu. Czas przeznaczony na oglądanie filmu "Zakochani widzą słonie" nie jest zupełnie zmarnowany, jednak lepiej wykorzystać go na coś bardziej konstruktywnego. To by chyba było bardziej odpowiedzialne.
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Zakochani widzą słonie", duńsko-islandzki film Dagura Kari, który jakiś czas temu mieli okazję obejrzeć... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones