Recenzja filmu

Horsemen - Jeźdźcy Apokalipsy (2009)
Jonas Åkerlund
Dennis Quaid
Ziyi Zhang

Ofiary na ołtarzu moralności

Produkcję polecić można przede wszystkim koneserom gatunku, którzy poświęcą uwagę na tropienie cytatów i wychwytywanie detali.
Zepsucie szerzy się na świecie. Zło i obojętność zagnieździła się w ludzkich domach. Brakuje moralnego fundamentu, emocjonalnych więzi, tolerancji. To przesłanie twórcy horrorów i thrillerów wbijają widzom do głów już od wielu lat. "Horsemen - Jeźdźcy Apokalipsy" to najnowszy przykład ewangelizacji przez głoszenie koncepcji Dni Ostatnich. O ile jednak w takiej "Pile" człowiek miał szansę na poprawę (choć było to mało prawdopodobne), o tyle w filmie Jonasa Åkerlunda pozostaje już tylko ujawnienie brudu i śmierć ofiarna. Przewodnikiem po tym zepsutym świecie jest Aidan Breslin, detektyw policyjny od czasu przedwczesnej śmierci żony na raka, samotnie wychowujący dwójkę synów. Breslin zdecydowanie nie radzi sobie ani z żałobą, ani z wychowaniem dzieci, czego zaczyna być coraz boleśniej świadomy, kiedy musi się zająć serią zabójstw. Brutalne, inspirowane Biblią, mające wyraźnie rytualny charakter morderstwa ujawniają zarazem brudną przeszłość ofiar. Jako pierwsza odkryta zostaje pewna kobieta. Sposób, w jaki zginęła, sprawia, że łatwo jest się nad nią litować. Wkrótce jednak okazuje się, że przez lata udawała, że nie widzi, jak jej mąż wykorzystuje ich adoptowaną nastoletnią córkę. Kolejne zbrodnie również będą piętnować grzech i występek. Dla Szweda Jonasa Åkerlunda "Horsemen - Jeźdźcy Apokalipsy" to dopiero druga poważna produkcja filmowa. Dotąd znany był głównie z realizacji wideoklipów, w których wykazał się sporą pomysłowością. Można się było zatem spodziewać ciekawej perspektywy na wyświechtany temat seryjnych morderców. Niestety Åkerlund niezbyt dobrze wywiązał się ze swoich obowiązków. Jego film można traktować jako sentymentalną podróż w czasie. Przypomina bowiem tytuły, które masowo oglądało się w latach 80. na kasetach wideo. Z mniej znaną obsadą, można byłoby z łatwością uznać, że takie właśnie były intencje twórców – moda na lata 80. w Hollywood jest w pełni rozkwitu. Jednak Quaid, Zhang, Pucci, Collins Jr., a nawet nasz rodak Jan A.P. Kaczmarek (autor muzyki) każą sądzić, że twórcy mieli znacznie większe ambicje. W rezultacie mamy świetnie obsadzony przeciętny thriller psychologiczny, z klasycznym bohaterem zmarnowanym przez życie. W pełni pochwalić można jedynie zdjęcia. Eric Broms, zresztą stały współpracownik Åkerlunda, szczególnie dobrze radzi sobie w plenerach. Ma prawdziwy dar do wykorzystywania dużych przestrzeni, co widać choćby w scenie jazdy głównego bohatera na miejsce pierwszej zbrodni. Wybierając się na "Horsemen - Jeźdźcy Apokalipsy", nie należy się nastawiać na oryginalność czy to fabuły, czy to formy. Produkcję polecić można przede wszystkim koneserom gatunku, którzy poświęcą uwagę na tropienie cytatów i wychwytywanie detali, jakie stanowią o wyjątkowości obrazu.
1 10
Moja ocena:
2
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Ludzie z Hollywood mają smykałkę do kręcenia filmów, a Polacy do promowania ich nawet najgorszych... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones