Recenzja gry PC

The Settlers IV (2001)
Paweł Składanowski
Monika Świtaj
Marek Prusakiewicz

Okupacja jeszcze nigdy nie była tak urocza

Przypominająca nieco komiksy o Asteriksie szata graficzna nie powinna nas zmylić - mamy tu do czynienia ze świetną taktyką militarną. Tego brakuje w wielu grach wojennych, w których żołnierz
Od zawsze komputerowe gry wojenne cechowała brutalność i względny realizm. Z kolei gry strategiczne były aż nadto poważne w przekazie i bardzo często opierały się na ideologicznej istocie konfliktu: dobrzy kontra źli. Nigdy nie było to nudne, lecz z czasem trzeba było przywyknąć, że "Call of Duty" to inna wersja "Medal of Honor", a z kolei gry RTS różniły się od siebie głównie fabułą i światem wirtualnym, bo sama mechanika gry i dostępne opcje znacząco się pokrywały. A gdyby tak stworzyć grę, zmuszającą gracza do nabrania dystansu do wirtualnej rzeczywistości? Tak powstała seria "The Settlers", której rycerze wyglądali niemniej bajkowo niż fortyfikacje przez nich bronione. Mimo ryzykownego zabiegu, pierwsza część gry okazała się sukcesem i dzięki temu powstało już kilkanaście kolejnych części sagi o osadnikach. Ja chciałem się skupić na - prawdopodobnie - najlepszej z nich, czyli "czwórce".



Na pierwszy rzut oka gra nie różni się zbytnio od "The Settlers III", szczególnie gdy mówimy o interfejsie, postaciach i krajobrazach. Faktycznie jednak ulepszono każdą z tych rzeczy. Interfejs jest bardziej intuicyjny i mimo, że jest na nim multum opcji, to wcale nie sprawia to, że jest ciężej coś znaleźć. Wręcz przeciwnie - wszystko jest bardzo precyzyjnie posegregowane według zabudowań, zawodów, sił zbrojnych itp. Bardzo łatwo (w teorii) jest zarządzać całą osadą pod kątem ekonomii i logistyki. Rozbudowany do sporych rozmiarów jest dział statystyk, co nie tylko ułatwia nam porządkowanie spraw naszego ludu, a i jest pomocne w porównaniu naszej osady z plemionami przeciwnika, co jest niezastąpioną strategiczną pomocą. Przykładowo, gdy widzimy, że przeciwnik potroił swoją armię, to lepiej zacząć przygotowywać się do odparcia ataku. Gdy zaś widzimy, że ma zastój w werbunku żołnierzy, to warto rozważyć uderzenie na niego, gdy nasze siły są przeważające, bo może mieć problem w pozyskiwaniu surowców. Jeśli chodzi o postaci i krajobrazy, to ukazuje się nam spore podobieństwo do poprzedniczki, tu jednak dopracowano szczegóły, przez co postaci są milsze dla oka i lepiej rozpoznawalne, a krajobrazy żywe (szczególnie woda i drzewa). Twórcy zapewne chcieli podkreślić tę zmianę, dodając opcję wielokrotnego powiększenia mapy i dla kontrastu dołożyli jeszcze maksymalne oddalenie, dzięki któremu jesteśmy zobaczyć spory procent terenu. Jeśli do wszystkiego dodać, że paleta kolorów przypomina nam tę z krainy cukierków w filmie "Ralph Demolka" czy ze świata "Trolli", to tylko pozostaje nam się cieszyć i przekonać samemu, że te fikuśne barwy nie oznaczają, iż targetem tytułu są młodsi gracze.



Wspomniałem wcześniej o ludach (plemionach). W "The Settlers IV" mamy ich trzy: Rzymianie, Wikingowie i Majowie. W edycji rozszerzonej gry dodatkowo dysponujemy Trojanami. Każde plemię odznacza się unikalnymi dla siebie właściwościami, jak: mana (dar od bogów), zbrojenia, infrastruktura. Różnią się też pozyskiwaniem surowców i zapotrzebowaniem na kopaliny. Podobnie rzecz ma się z prowadzeniem wojny. Przykładowo, Rzymianie mają lepszych łuczników niż Wikingowie, którzy z kolei są lepsi od tych pierwszych w szturmie bezpośrednim. Majowie zaś mają najgorsze zbroje (jeśli można to tak u nich nazwać), ale mają za to dodatkowych, plujących zatrutymi strzałkami wojowników. Każdy z ludów posiada też własnego kapłana, który może zrzucić plagę na przeciwnika czy wyposażyć szybko nasze szeregi w niezbędny budulec, surowce, uzbrojenie itd. W grze pojawia się jeszcze jedna strona konfliktu, ale taka, która będzie w stanie zjednoczyć wrogich sobie Rzymian, Wikingów i Majów. Mowa o tak zwanym Mrocznym Plemieniu. Mroczne Plemię próbuje zamienić żyzne ziemie w piekielne nieużytki, a ich strażnicy są bardzo ciężkim przeciwnikiem. Aby ich pokonać nie wystarczy tylko zdyscyplinowana i potężna armia, ale także potrzebni są... ogrodnicy. Ogrodnicy zajmują się likwidowaniem schorzeń na skórze Matki Ziemi i przywracają całym obszarom urodzaj. W grze możemy grać zarówno kampanię którymś z ludów (nie można grać Mrocznym Plemieniem), by zdominować cały świat, jak i możemy wziąć udział w wojnie przeciwko niszczącym zieleń najeźdźcom. To wszystko powoduje różne konfiguracje w stylu: my sami przeciwko dwóm wrogom albo my z sojusznikiem przeciwko innemu ludowi. Gra zapewnia kilka dni rozgrywki, a że nie jest to prosta gra, to wystarczy wspomnieć o tym jak łatwo tu zniweczyć cały plan werbunku wojsk, jeśli są braki żelaza lub nie mamy wystarczającej ilości płatnerzy zdolnych wytworzyć dla naszych wojsk ekwipunku na czas.



W obecnych czasach wymagania sprzętowe do "The Settlers IV" wręcz śmieszą, choć w swojej erze gra zajmowała całe CD (jak to zabawnie dziś brzmi?). Mimo naprawdę wielkiej ilości zalet, warto zauważyć kilka absurdalnych błędów, które wśród graczy urosły wręcz do kultowych. Przede wszystkim: nagłe zawieszenie gry i wyrzucenie gracza do Windowsa. Można to przeżyć, o ile zapisuje się często grę. Ale żeby nie było za łatwo ten bug jest znacznie bardziej rozwinięty: bardzo często po takim wyrzuceniu ostatni zapis jest uszkodzony, czyli nie można wczytać stanu gry. Potrafi to być bardzo frustrujące, bo przecież mamy do czynienia z rozgrywką, w której aż z przyjemnością spędza się godziny na rozbudowie osady. Receptą na to jest robienie naprzemiennych zapisów. Innym błędem jest nakładanie się ścieżek dźwiękowych na siebie. Można się do tego przyzwyczaić, choć soundtrack autorstwa Haiko Ruttmanna jest - prócz piękna samego w sobie - skomponowany tak, by określone utwory opisywały czy jest normalny dzień pracy, czy zostaliśmy zaatakowani, czy może w pobliżu jest Mroczne Plemię. Wszechobecna kakofonia na pewno więc nie pomaga, a często przeszkadza. Inne błędy dotyczą samej rozgrywki. Zdarzało mi się nierzadko - i to na różnych wersjach gry - że nie mogłem do końca zbudować okrętu czy wozu pionierów. Sami pionierzy zaś nie byli w stanie zaznaczyć wszystkich terenów, przez co czasami pozostawały enklawy po podbitym ludzie, gdzie gnieździły się dziesiątki cywili przeciwnika. Tu warto wspomnieć, że nie ma możliwości zabicia cywila i może on zginąć tylko, gdy nie będzie miał blisko skrawka własnej ojczyzny, żeby się tam schronić. "The Settlers IV" jest grą, która w ciekawy sposób rozwiązuje zdobywanie terenów, bowiem oprócz wspomnianych pionierów możemy robić to za pomocą budowanych przez nas wież albo zdobywanych na przeciwniku obwarowań. Odpowiednia strategia potrafi rozszarpać tereny przeciwnika na części. Trzymanie wroga w impasie i masowa kradzież jego terenów i zapasów sprawia w tej grze dużą przyjemność. Problemy powstają właśnie wtedy, gdy mamy do czynienia z trudno dostępnymi ziemiami, gdzie ani wieże ani pionierzy nie pomogą.



To chyba najbardziej "zabugowana" gra z gier na PC jakie znam, a mimo to ciężko nie uznać jej za rewelacyjną rozrywkę i całkiem dobrą strategiczno-ekonomiczną zagwozdkę. Przypominająca nieco komiksy o Asteriksie szata graficzna nie powinna nas zmylić - mamy tu do czynienia ze świetną taktyką militarną. Tego brakuje w wielu grach wojennych, w których żołnierz umierając pozostawia plamę krwi, krzycząc przy tym wniebogłosy. Bajeczne kolory, sielankowa muzyka i kreskówkowe postaci będą potrafiły nas wciągnąć w grę na tyle, że poczujemy namiastkę prawdziwego konfliktu zbrojnego. Zostaje tylko smutna prawda - to niestety ostatnia gra z tej serii, której forma była zwyżkowa. Okupacja już nigdy później nie będzie tak urocza.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones