Recenzja filmu

Piksele (2015)
Chris Columbus
Adam Sandler
Kevin James

Oldschool w natarciu

Nie na darmo zatrudniono za kamerą Chrisa Columbusa, który odpowiedzialny jest za takie nieśmiertelne hity jak "Kevin sam w domu" czy "Pani Doubtfire". Reżyserowi udało się tknąć w banalną
Parę lat temu w internecie zagościła bardzo sympatyczna animacja ukazująca atak przypuszczony na miasto przez pikselowych bohaterów starych gier wideo. Pięknie zrealizowana wizja kultowych postaci przemieniających budowle w kupki kolorowych kwadracików była imponująca wizualnie, tym niemniej oparta na bardzo prostym pomyśle. Pewnikiem tęgie umysły w Fabryce Marzeń zadecydowały, iż warto by ów pomysł rozwinąć poprzez doklejenie pełnoprawnej fabuły do kinowego tytułu traktującego o inwazji retro stworków na Nowy Jork. Już sama koncepcja przerobienia 2-minutowego filmiku na wysokobudżetową produkcję brzmi niczym sen szaleńca, doprawienie całości obecnością Adama Sandlera w obsadzie dodatkowo zapaliło zaś lampkę ostrzegawczą w umysłach widzów. Jak to ostatnio bywa z dziełami, w których macza palce wspomniany komik, "Piksele" zaliczyły tęgie lanie od zawistnych krytyków... niekoniecznie słusznie. Owszem, film Chrisa Columbusa to lekka rozrywka z niewybrednym humorem, jednak dla fanów wiekowych konsol i ery automatów recenzowana propozycja stanowić będzie świetny powrót do starych, dobrych czasów, kiedy wszystko było lepsze, zaś każdy był piękny i młody.



Brenner (Adam Sandler), Cooper (Kevin James) i Ludlow (Josh Gad) to paczka znajomych znających się od szczeniaka. Już za młodu panowie spędzali godziny w salonach z automatami, bijąc rekordy w kultowych grach. Brenner był na tyle dobry w te klocki, iż stanął nawet w szranki z mistrzem Eddiem (Peter Dinklage) podczas oficjalnego turnieju, w którym ostatni pojedynek rozegrał się przy partyjce pierwszego „Donkey Konga”. Wiele lat później, najlepsi kumple dobijają powoli do półwiecza w dowodzie. Poza Cooperem, który został prezydentem Stanów Zjednoczonych, żaden z byłych graczy nie odniósł w życiu sukcesu. Gdy za dnia Brenner zajmuje się instalacją kablówki i innego sprzętu, Ludlow siedzi w odosobnieniu marząc o elektronicznej piękności z dzieciństwa... do czasu. Ku zaskoczeniu bohaterów, okazuje się, iż Ziemia stała się celem ataku kosmicznych najeźdźców. Niespodziewanie obce formy życia przybrały kształty... postaci z oldschoolowych gier, o których świat dawno zdążył zapomnieć. Przyciśnięty do muru Cooper prosi starych znajomych o pomoc w odparciu najazdu przybyszów. Wygrana z pikselami będzie stanowić nie lada zadanie, zwłaszcza, gdy jedno z trzech żyć zostało już wykorzystane...Jak jednak wyjdzie na jaw, w starym piecu diabeł pali, natomiast pewnych umiejętności się po prostu nie zapomina.



Jeden z mistrzów kina familijnego, biorący się za bary z przedpotopowymi grami wideo oraz "zabójczy" duet Adam SandlerKevin James w głównych rolach to elementy składowe brawurowego projektu besztanego na długo przed kinową premierą. Nie na darmo jednak zatrudniono za kamerą Chrisa Columbusa, który odpowiedzialny jest za takie nieśmiertelne hity jak "Kevin sam w domu" czy "Pani Doubtfire". Reżyserowi udało się tknąć w banalną historyjkę świetny retro klimat, który momentalnie powoduje uśmiech na twarzy widza poszerzany masą odniesień do starych czasów i wyimaginowanym zapachem 8-bitów unoszącym się w powietrzu.



Sam początek produkcji rozgrywa się w latach 80., która to dekada odzwierciedlona została w pieczołowicie szczegółowy sposób. Młodzi bohaterowie spędzają dnie w przepełnionych swoistą wonią i gęstym dymem salonach, w których mrok rozświetlany jest jaskrawymi neonami i feriami barw bijącymi z ekranów. Oczywiście napisy początkowe także zostały wpisane w konwencję, dzięki czemu przypominają typową dla kilkubitowych konsol czcionkę. Finał turnieju małolatów, rozgrywany przy dźwiękach niezapomnianego przeboju grupy Queen, tj. "We Will Rock You", natychmiastowo dodaje z kolei parę oczek do klimatu.



Nie będzie żadnym zaskoczeniem stwierdzenie, iż w kolejnych minutach seansu "Piksele" odbijają w stronę typowej komedyjki opowiadającej o grupie nerdów zyskujących szansę na udowodnienie światu swej wartości. Mimo wszystko bohaterowie budzą sympatię swym dziwacznym stylem bycia i nieporadnością w życiowych sytuacjach, w dodatku Sandler tym razem nie gra faceta, na którego lecą wszystkie laski (chociaż jedną i tak z uporem maniaka zarywa...). W dialogach przewija się parę trafnych stwierdzeń i aluzji wobec dzisiejszej kultury gamingowej (że niby "Halo" to stara szkoła?) oraz sporo stereotypów związanych z wyobrażeniem typowego geeka. Dowcip serwowany w "Pikselach" z pewnością nie jest pierwszej świeżości (i próby...), jednak scenarzystom można wybaczyć poziom niektórych żarcików dzięki czarowi wspomnień wznieconemu w trakcie seansu.



Pod względem wykonania "Piksele" to najwyższa półka i kropka. Chris Columbus bynajmniej sroce spod ogona nie wyleciał, co w pozytywny sposób odbija się na stronie wizualnej filmu. Reżyser bawi się montażem i wszelakimi sztuczkami, oferując choćby podzielony ekran podczas rozgrywek turniejowych, ujęcia niczym z platformowych klasyków (widok "z boku") czy dynamiczne sekwencje odgrywania akcji ze starych gier w realnym świecie. W trakcie kolejnych ataków widz raczony jest kanonadą barw i wokseli śmigających po ulicach Nowego Jorku zarówno pod osłoną nocy jak i za dnia. Wspominać nawet nie trzeba o gościnnych występach zasłużonych, ikonicznych bohaterów typu Donkey Kong, Pac-Man czy... Mario. Przez cały film twórcy wyraźnie skłaniają się ku nostalgicznemu elementowi, czerpiąc z kultury lat 80. do cna. Jednym z ciekawszych motywów są wiadomości przesyłane przez kosmiczne istoty, które stanowią... wypowiedzi i przemówienia gwiazd z podłożonym dźwiękiem informującym o regułach (poza)ziemskiej rozgrywki. Tak czy inaczej, sentymentalne zagrywki obecne w "Pikselach" tworzą ważny filar filmu, który dla obeznanych ze starą szkołą kinomanów będzie najwartościowszą składową produkcji.



Protagoniści wchodzący w skład ekipy wyglądają niczym, wypisz-wymaluj, tanie kopie "Pogromców duchów". Przerysowani bohaterowie dają się lubić, prym jednak wiedzie genialnie przesadzony Eddie. Rewelacyjny Peter Dinklage (Imp z "Gry o tron") bawi się swoją rolą, świetnie wyczuwając prześmiewczy klimat filmu. Ubiór gwiazdora, jego mimika i obleśnie intrygujące teksty w połączeniu z fizys aktora tworzą niesamowity miks, który składa się na następny udany występ niepozornego odtwórcy postaci charakterystycznych. Dość napisać, iż tandetna skórzana kurtka bez rękawów noszona przez Eddiego to kwintesencja epoki, w której za młodu żyli zarówno bohaterowie, jak i... spora ilość widzów. Niejako przy okazji na drugim planie pojawia się zaś człowiek-spoiler, tj. Sean Bean, który w "Pikselach" popisuje się mocnym akcentem. Dla fanów Brytyjczyka mam jednak dobrą wiadomość – tym razem kończy on lepiej, niż zwykle to bywa.



Całościowo "Piksele" wypadają naprawdę przyjemnie. Dziarska ekipa życiowych nieudaczników przenosi się z Ameryki wprost w sam środek Wielkiej Brytanii (parę zabawnych prztyczków odnośnie angielskiej mowy się znajdzie), w międzyczasie szkoląc twardych jak skała żołdaków i stawiając czoła rzeszy galaktycznych, wokselowych cudaków. Wszystkie atrakcje podane zostały w humorystycznej panierce podlanej świetnymi efektami i doprawionej występami starych znajomych, na widok których niejednemu graczowi zakręci się w oku łezka. Sama sentymentalna wartość "Pikseli" sprawia, iż warto dać filmowi Columbusa szansę; ot, choćby ze względu na stare czasy, które już nie wrócą. Najbardziej szkoda jednak Sandlera, który chyba nigdy nie odzyska sympatii krytyków i kinomanów. Przez uprzedzenia względem aktora, wiele osób zrezygnowało z seansu z pikselowymi potworkami. Cóż, ich strata.

Ogółem: 7/10

W telegraficznym skrócie: miła i sympatyczna zabawa pikselowo-wokselową konwencją w polewce kina familijnego; stare byki jękną z zachwytu na widok kiczu lat 80. i oldschoolowych gier wideo, przy których padł niejeden joystick; genialnie przedobrzona rola Dinklage'a gwarantuje dobrą zabawę; przy blichtrze 8-bitowych cudactw nawet znienawidzony Sandler w niczym nie przeszkadza; sprawnie zrealizowany, wysokobudżetowy hołd złożony geekom.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Na bazie trzyminutowego "Pixels" Sony Pictures nakręciło trwający ponad 100 minut film o takim samym... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones