Recenzja filmu

Nie ma tego złego (2010)
Mikkel Munch-Fals
Bodil Jørgensen
Sebastian Jessen

Opowieść wigilijna z twistem

Pojawiający się znikąd czarny humor jest absolutnie bezcenny i wart każdej sumy pieniędzy.
Chłopak, który stacza się po równi pochyłej egzystencji dziwki. Kobieta odrzucająca swe ciało za to, że ją zdradziło. Mężczyzna będący więźniem własnych popędów. Kobieta osamotniona. Czwórka w ten sposób dobranych bohaterów to przepis na film tak ponury, że głęboka depresja jest po nim gwarantowana. I tak pewnie byłoby, gdyby za film odpowiadali Polacy. Na szczęście to skandynawska produkcja, a co jak co, ale na ich przewrotność i czarne poczucie humoru zawsze można liczyć.

"Nie ma tego złego" prowadzi widzów do najmroczniejszych zakamarków ludzkiej egzystencji. Już w pierwszych scenach bohaterowie są całkiem przegrani, ale po paru minutach orientujemy się, że byli wtedy jeszcze w miarę szczęśliwi, bo z każdą chwilą ich życia rozpadają się w drobny mak. Desperacja prowadzi do perwersji, a ta do całkowitego zatracenia. I kiedy wydaje się, że bohaterów nic już nie uratuje, nadchodzą święta, a wraz z nimi wigilijna kolacja, która wywraca film do góry nogami.

Mikkel Munch-Fals znakomicie splata ze sobą cztery historie. Zaprasza widzów do świata patologii, by nie tyle nas w nim zanurzyć, co oswoić i pokazać, że nadzieja nie umiera nigdy. Przez znaczną część seansu film przypomina "Happiness", by na końcu stać się bardzo skandynawską produkcją. Pojawiający się znikąd czarny humor jest absolutnie bezcenny i wart każdej sumy pieniędzy. Aż trudno uwierzyć, że jest to pierwsza pełnometrażowa fabuła reżysera.

Siłą obrazu są także aktorzy. Ból i samotność swoich bohaterów mają wypisane na twarzach. Grają z taką niewymuszoną elegancją, że chwilami trudno jest uwierzyć, że to tylko imitacja prawdziwego życia, że występują przed kamerą. Dzięki temu wszystkiemu formuła splatających się historii wciąż wydaje się świeża i atrakcyjna. To spore osiągnięcie, bo wykorzystuje się ją już od wielu lat i wydawało się, że jest już na wyczerpaniu. Jak się okazuje, można z niej jeszcze sporo wycisnąć, trzeba mieć tylko pomysł. W przypadku "Nie ma tego złego" było nim zakończenie. Ono sprawiło, że z filmu "jednego z miliona" stał się filmem "jednym na milion".
1 10
Moja ocena:
7
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Anders (Henrik Prip) jest ekshibicjonistą, ze względu na jego "odchylenie" zostawia go żona. Jego syn,... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones