Recenzja gry

The Sims (2000)
Will Wright

Pół żartem, pół serio o Simsach

O serii "The Sims" słyszeli chyba wszyscy. Każda jej część cieszy się ogromnym zainteresowaniem. Niewiele gorzej jest w przypadku wydawanych dodatków czy akcesoriów. Twórcy ze studia Maxis
O serii "The Sims" słyszeli chyba wszyscy. Każda jej część cieszy się ogromnym zainteresowaniem. Niewiele gorzej jest w przypadku wydawanych dodatków czy akcesoriów. Twórcy ze studia Maxis stworzyli kurę znoszącą złote jajka, a sprzedaż ich produktów stała się odrywaniem kuponów, gdyż według mnie zmian w poszczególnych tytułach jest jak na lekarstwo. Pomimo to producenci za każdy następny tytuł każą sporo płacić.



Wszystko się zaczęło w 2000 roku, kiedy to na rynek został wydany pierwszy symulator życia. Jako gracz możemy zajmować się ludźmi stworzonymi przez siebie. Wykonujemy szereg codziennych czynności takich jak jedzenie, spanie czy mycie się. Musimy spełniać ich zachcianki, dbać o rozwój towarzyski, a także rozwijać zawodowo. Ponadto istnieje aspekt ekonomiczny, który polega na zarabianiu i wydawaniu pieniędzy. Tak jak w codziennym życiu musimy kupować wyposażenie do domu czy opłacać rachunki. Trzecim filarem gry jest budowa, gdzie możemy stworzyć swój własny, wymarzony dom. Połączenie tych trzech elementów sprawia, że "The Sims" działa jak narkotyk. Po pierwsze jest to jedna z niewielu gier, która nie ma zakończenia, zaś jako gracze zawsze mamy coś do zrobienia. Po drugie w jakiś sposób przywiązujemy się do Simów, jakbyśmy się z nimi identyfikowali. Ich wzloty i upadki, okresy szczęścia i smutku przeżywamy tak jak w realnym życiu.



Tyle o samej grze i jej normalnym, standardowym podejściu. Na szczęście tytuł ma swoje drugie oblicze, które dla niektórych może stanowić nowe źródło frajdy. Trzeba jednak bardzo zaznajomić się tytułem, by dojść do niektórych rzeczy. Twórcy stworzyli wiele mechanizmów i opcji, które nie zostały dobrze rozwiązane i przemyślane, tworząc niekiedy absurdalne sytuacje. Jednym z takich elementów jest śmierć Sima. Mordowanie ludzi sprawia sporą przyjemność. Najbardziej efektywna jest śmierć w basenie, lecz polecam również pożar czy zagłodzenie. Samo ukatrupienie to połowa frajdy, wisienką na torcie okazuje się moment, w którym krewni cały dzień opłakują nieboszczyka.
 


Do standardowych czynności każdego Sima należą potrzeby fizjologiczne, które w zasadzie należy zaspakajać. Jeśli jednak nie będziemy widzieli w tym priorytetu, możemy doprowadzić do momentu, gdy nasz Sim będzie spał na trawniku, załatwiał się pod siebie lub zjadał zeszłotygodniowe śniadanie. Kreowanie takich zdarzeń daje sporo radochy. Podobnie jest w przypadku porządku domowego. Bez problemu nasze czyste lokum możemy zamienić w chlew, gdzie kałuże wody wylewają się z łazienki, zaś w kuchni muchy fruwają nad kilkudniowym, niespożytym obiadem. Jest wiele sposobów na nielegalne zarabianie pieniędzy oraz ograniczanie wydatków i wcale nie mam tu na myśli wklepywania kodów. Nie inaczej jest w wypadku zdobywania umiejętności czy budowania więzi towarzyskich.



Chociaż gra może wydawać się prorodzinna, to wcale taka nie jest. W czasie rozgrywki możemy dorobić się niemowlaka. Dziecko w "The Sims" jest ukazane jako nieustanny problem, z którego nie ma jakichkolwiek profitów. "Musimy porozmawiać o Kevinie" idealnie odzwierciedla podejście twórców gry do najmłodszych członków rodziny.

Muzyka i udźwiękowienie nie są ani plusem, ani minusem "The Sims". Po dłuższym zaznajomieniu się z tytułem zaczynają jednak denerwować. Graficznie gra wypada przyzwoicie. Widać, że twórcy bardzo przyłożyli się do odwzorowania poszczególnych rzeczy, jak i samych Simów. Należy też docenić ilość dostępnych przedmiotów, możliwych do kupienia. Równie bogato jest w aspekcie budowania. Ogromny wybór elewacji dachu, typu ogrodzenia czy koloru kafelek do łazienki powinien zadowolić każdego marudera.



Omawiany tytuł jest o wiele bardziej grywany, jeśli zainstalujemy do niego wszystkie dodatki. Jest ich aż osiem, a najciekawszym według mnie jest "Abrakadabra". Warto czasami wrócić do tej gry, by przypomnieć sobie, od czego tak naprawdę zaczął się fenomen serii "The Sims", a także uzmysłowić sobie, jak niewiele się zmieniło w ciągu 14 lat w nowych odsłonach.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones