Recenzja filmu

Wrota Bohaterów (2016)
Matthias Hoene
Dariusz Błażejewski
Mark You-Ting Chao
Ni Ni

Pad bez konsoli

"Wrota bohaterów" powielają wszystkie błędy tzw. kina dla młodzieży - nie traktują wystarczająco poważnie zarówno filmowego medium, jak i nastoletniego widza. Próbują łączyć grę wideo, zabawę
Gra wideo wkracza do realu. Nastoletni Jack jako wirtualny czarny rycerz obraca w perzynę wrogów i ratuje z opresji długonogie wojowniczki. Ale poza samotnią swojego pokoju, życie rzuca mu pod nogi wyłącznie kłody - wychowująca go samotnie matka wpada w tarapaty finansowe, a silniejsi i bezczelniejsi rówieśnicy z bandy Travisa bez przerwy dają mu łupnia. Dzieciak dorabia też po szkole w antykwariacie poczciwego Pana Chenga, a ten - w nagrodę za dobrą pracę - daje mu starożytny wiklinowy kosz. Artefakt - jak się spodziewamy - nie jest zwyczajną pamiątką po przodkach. To portal do świata magii, dziwacznej krzyżówki średniowiecznego Cesarstwa Chińskiego i barbarzyńskiej Europy wikingów. Z kosza wyskakuje chińska księżniczka, a Jack bez namysłu podąża za nią do innego wymiaru. Będzie musiał wykorzystać umiejętności nabyte w trakcie wirtualnych treningów, przeistoczyć się w prawdziwego wojownika i odzyskać królestwo dla poznanej przed kilkoma godzinami pięknej dziewczyny. 



Wprawka przed nadchodzącą premierą kinowych "Power Rangers"? Nie sądzę. "Wrota bohaterów" powielają wszystkie błędy tzw. kina dla młodzieży - nie traktują wystarczająco poważnie zarówno filmowego medium, jak i nastoletniego widza. Próbują łączyć grę wideo, zabawę plastikowymi figurkami superbohaterów i umoralniającą czytankę o lojalności, odwadze i nabywaniu pewności siebie. Cierpi na tym przede wszystkim wiarygodność filmowego świata - jeśli wszystko sprowadza się do schematu "wychodzi dobry-wchodzi zły-nawalanka-wchodzi dobry", nasza wiara w istnienie jakiegoś kośćca fikcyjnej rzeczywistości bardzo szybko się załamuje. Magiczna kraina ma być rzecz jasna odpowiednikiem wirtualnej przestrzeni gry: Jack przenosi się tam, gdzie podział na dobro i zło jest jasny, nie obowiązują zwyczajne prawa fizyki, a każdy nastolatek bez trudu wejdzie na wyższy poziom doświadczenia. 



Gorzej, że w swoim gatunku – gdzieś między erpegiem, strategią i mordobiciem  – jest to gra zaskakująco płaska i przewidywalna: barbarzyńcy do złudzenia przypominają tolkienowskich orków, noszą wielkie jak drzewa miecze, a orientalny świat dobra przenika tajemnica i wyrafinowane piękno. I w końcu najważniejsze: podróż Jacka do pałacu złego Aruna Groźnego - mimo olśniewających chińskich krajobrazów - tchnie zwyczajną nudą. Perypetiami bohaterów steruje przypadek, jakiś stareńki algorytm oparty na zasadzie losowości, bardziej pasujący do gry w chińczyka niż do wirtualnej rozgrywki. Potwory giną od jednego puknięcia mieczem, te same nieśmieszne żarty powtarzają się w co drugim dialogu, a większość animacji przywodzi na myśl późne lata 90. Czy możecie mi wskazać jakiegoś dzieciaka, dla którego taki poziom tektury byłby w dzisiejszych czasach przekonujący?



Bo i największym grzechem twórców jest brak wiary w inteligencję nastolatków. Wydawało im się chyba, że wystarczy wyciąć z papieru makietę fortec i pałaców, dać w łapę pada - ale bez konsoli - a następnie powiedzieć, że oto mają przed sobą nowego "Wiedźmina". Niedoczekanie wasze. Sam doskonale pamiętam, że jako zafascynowany grami RPG 11-latek potrafiłem godzinami "rozmontowywać" wirtualne światy - grzebać w przeszłości bohaterów, artefaktów, odkrywać historię wojen i miast - a każde odejście ulubionych tytułów w kierunku liniowości przyjmowałem z mieszaniną irytacji i rozczarowania. Wątpię, żeby dzisiejsze nastolatki odbierały to w jakiś diametralnie różny sposób i to mimo jęków wszystkich wiodących krytyków kultury gier, którzy w konsolach widzą zagładę młodocianego umysłu. Film jedynie dolewa oliwy do ognia, dziecięcą rzeczywistość maksymalnie infantylizując, sprowadzając do wypadkowej bezmyślnego konsumpcjonizmu, fascynacji przemocą i laskami w krótkich szortach. Jeśli dla przyszłej chińskiej cesarzowej szczytem lansu jest wycieczka do galerii handlowej, to ja się z takiego świata wypisuję i wracam do starego dobrego Kina Nowej Przygody. Albo do konsoli.  
1 10
Moja ocena:
3
Publicysta, eseista, krytyk filmowy. Stały współpracownik Filmwebu, o kinie, sztuce i społeczeństwie pisze dla "Dwutygodnika", "Czasu Kultury", "Krytyki Politycznej", "Szumu" i innych. Z wykształcenia... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones