Recenzja filmu

Kot Bob i ja (2016)
Roger Spottiswoode
Luke Treadaway
Ruta Gedmintas

Pan Bob i jego człowiek

"Kot Bob i ja" niczym specjalnie nie zaskakuje, ani nie bawi co chwila sytuacyjnym żartem – największa jego siła tkwi w wiarygodnym ujęciu historii, która w lżejszej stylistyce mogłaby się
Sympatyczny plakat "Kota Boba i mnie" zapowiada kino familijne dla miłośników kotów i historii podnoszących na duchu. Zanim jednak tytułowy kot trafi pod dach grającego na pasażu Covent Garden chłopaka z gitarą, poznamy bliżej historię tego drugiego. James od jedenastego roku życia zmaga się z różnymi stanami nietrzeźwości i oddala coraz bardziej od rodziny. Sam ma w sobie coś z bezpańskiego kota – mimo braku domu, przyjaciół i środków do życia, wciąż spada na cztery łapy. Od całkowitego pogrążenia się w nałogu narkotykowym chroni go tylko powracające postanowienia poprawy. Wszystkie dotychczasowe terapie się nie powiodły, ale James nie traci nadziei i wciąż podejmuje kolejne próby, jednocześnie starając się trzymać z dala od kolegów narkomanów i zarabiać na życie grą na instrumencie. Wbrew sloganom reklamowym bestsellerowej książki, na której opiera się film Rogera Spottiswoode'a, rudy futrzak nie jest jedynym zbawcą Jamesa – chłopak ma też trochę szczęścia do ludzi, którzy widzą w nim coś więcej, niż tylko życiowego rozbitka. Terapeutka z państwowej przychodni odwykowej ma dla niego więcej cierpliwości niż dla pozostałych pacjentów, bo czuje, że gdyby tylko znalazł jakikolwiek punkt zaczepienia, pokonałby wreszcie swoje demony. 



Przyznanie Jamesowi komunalnego mieszkania w szemranej dzielnicy Londynu staje się katalizatorem szczęśliwych zbiegów okoliczności. To tam pewnego dnia zostanie nakryty uroczy złodziej śniadaniowych płatków, uświadamiając chłopakowi, że aby wydobyć się z kłopotów, niekoniecznie całą uwagę trzeba poświęcać samemu sobie. Kot przybłęda czuje się swobodnie w przestrzeni miejskiej i bez strachu towarzyszy Jamesowi wszędzie, siedząc mu na ramieniu. Przyciąga uwagę przechodniów, pozwalając zbierać chłopakowi większe sumy za jego granie i zwiększając wielokrotnie liczbę sprzedawanych egzemplarzy magazynu "Big Issue". Kot Bob jest niezwykle zaangażowany w swoją "pracę" maskotki, zupełnie jakby czuł, że musi spłacić dług wdzięczności wobec osobnika, który kiedyś poświęcił tygodniowy budżet na jedzenie, by zapłacić za jego leczenie. Historia Jamesa i Boba mogłaby być bajką dla dorosłych, gdyby nie zdarzyła się naprawdę. Myśl, że na drodze do sukcesu motywacja bywa ważniejsza od strategii, wypływa z filmu Spottiswoode'a naturalnie i nienachalnie. Duża w tym zasługa szorstkiej oprawy charakterystycznej dla realistycznego kina brytyjskiego. Wyrozumiałość w stosunku do bohaterów i społeczny nerw bliższe są lżejszym dziełom Kena Loacha – jak "Whisky dla aniołów" – niż kinu familijnemu. Ta perspektywa doskonale wpływa na zwierzęcego bohatera – twórcy zamiast na twór CGI postawili na naturalny urok prawdziwego kota o niewątpliwym aktorskim talencie. 

   

"Kot Bob i ja" niczym specjalnie nie zaskakuje, ani nie bawi co chwila sytuacyjnym żartem – największa jego siła tkwi w wiarygodnym ujęciu historii, która w lżejszej stylistyce mogłaby się wydawać zbyt cukierkowa. Twórcom udaje się zbudować historię na subtelnej pochwale "socjalu" przy jednoczesnym powstrzymaniu się od naiwności, deklarując, że nawet najlepsze instytucje nic nie wskórają bez determinacji jednostek i uśmiechu szczęścia. "Kot Bob i ja" dokonuje jeszcze jednej rzadkiej sztuki, pokazując bezdomnych, narkomanów i separujące się od nich rodziny bez epatowania patologią i przesadą. Miejsce wszechobecnej w filmach o nałogach litości, odrazy i pogardy zajmują zwykły ludzki wstyd i zwątpienie, a tytułowy Bob, choć niemożliwie słodki, pozostaje jedynie katalizatorem zmiany, a nie cudownym lekiem na całe zło świata i ludzką słabość. 
1 10
Moja ocena:
6
Absolwentka filozofii i polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Laureatka III miejsca w konkursie im. Krzysztofa Mętraka dla młodych krytyków filmowych (2011). Pisze o filmach do portali... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Kiedy wiosną 2007 roku, James Bowen, angielski uliczny grajek, spotkał pod swoim mieszkaniem nieznajomego... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones