Recenzja filmu

Pewnego razu w Meksyku: Desperado 2 (2003)
Robert Rodriguez
Antonio Banderas
Johnny Depp

Pewnego razu w Meksyku... nie wydarzyło sie nic ciekawego.

Reżyser Robert Rodriguez , mający już na koncie kilka filmów, w tym jeden określany mianem "kultowego", grupa aktorów, których nazwiska nieraz przyciągały do kin tłumy oraz
Reżyser Robert Rodriguez , mający już na koncie kilka filmów, w tym jeden określany mianem "kultowego", grupa aktorów, których nazwiska nieraz przyciągały do kin tłumy oraz scenariusz kontynuujący ciekawy i oryginalny pomysł. Właściwie te kilka rzeczy powinno wystarczyć, abyśmy otrzymali film, na który nie byłoby żal wydać pieniędzy. A jednak "Pewnego razu w Meksyku" nie zachwyca, wręcz przeciwnie, jest to jeden z gorszych filmów, na jakich byłam. A naprawdę, mogło być o wiele lepiej. "Desperado 2" to trzecia i ostatnia część serii, która zawiera już dwa tytuły: "El Mariachi" i "Desperado". Pierwszy film opowiadał historię wędrowca, który szuka pracy jako mariachi. Gdy dotarł do niewielkiego miasteczka, został omyłkowo wzięty za płatnego mordercę i staje się celem lokalnego gangu. Film miał budżet wysokości 7000$, a Robert Rodriguez, twórca całej serii, był jego reżyserem, scenarzystą, producentem, operatorem kamery, dźwięku i wszystkim innym, co było w filmie niezbędne. Jedynym powodem, dla którego sam w nim nie zagrał, był fakt, że nie miałby kto trzymać kamery. W związku z tym jako aktorów zaangażował w większości rodzinę i przyjaciół. Pistolety, których używali bohaterowie, były na wodę, a większą część budżetu stanowił zysk z projektu naukowego, który Rodriguez jakiś czas wcześniej zrealizował. Film został zaskakująco dobrze przyjęty i to właśnie on jest nie raz określany mianem kultowego. Kolejny "Desperado", to wysokobudżetowa kontynuacja historii el mariachi. Bohater tym razem powraca, aby zemścić się na swoich prześladowcach, którzy pod koniec poprzedniej historii zamordowali mu narzeczoną. Film "wybuchowy" i nakręcony z rozmachem, który ma tyleż zwolenników, co przeciwników. Krytycy mówią, że brakuje mu klimatu części pierwszej, zwolennicy, że Rodriguez doskonale skorzystał z możliwości, jakie dał mu duży budżet. Niemniej, film zyskał dużą popularność, a na jej fali wypłynęła para nowych hollywoodzkich gwiazd: Antonio Banderas i Salma Hayek. Film "Desperado 2" miał w zamierzeniu kontynuować serię, jednak w ostatecznej wersji niewiele ma z nią wspólnego. Nasz mariachi stał się postacią drugoplanową, a Carolina (Salma Hayek), pojawia się tylko w retrospekcjach. Na pierwszy plan wysuwa się szeroki wachlarz nowych postaci, ze skorumpowanym agentem CIA, Sandsem (Johnny Depp) na czele. Zresztą rola Deppa jest chyba najciekawsza w tym filmie. Na uznanie zasługuje także Willem Dafoe, który zresztą w każdym filmie sprawdza się świetnie. Banderas i Salma poprawnie, panny Hayek było zresztą zbyt mało w tym filmie, aby mogła pokazać co potrafi. Nie rozumiem natomiast, dlaczego w obsadzie znalazł się Enrique Iglesias, oczywiście pomijając jego znane nazwisko i latynoską karnację. Zagadkę stanowi także dla mnie Eva Mendes, której równie dobrze w filmie mogłoby nie być (choć może zabrakło by wtedy pewnych wrażeń estetycznych). To, co najbardziej uderza podczas oglądania to scenariusz. Właściwie trudno zrozumieć, co Rodriguez chciał nam pokazać - wszystko jest pomieszane, rozterki El Mariachi zostają przyćmione przez historię zamachu na prezydenta i kombinacje Sandsa. Wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie, często jednak zbyt szybko, aby widz mógł odnaleźć w historii jakiś sens. Ja osobiście do tej chwili gdy o niej myślę mam wrażenie ogromnego, hałaśliwego bałaganu. Podejrzewam, że gdyby scenariusz był lepiej przemyślany, to wydźwięk całego filmu byłby inny. Jest tu dużo ciekawych pomysłów, a mnie osobiście bardzo podobał się klimat meksykańskich miasteczek, który Rodriguez zgrabnie pokazał w "Desperado 2". Jeszcze jedną sprawą, która zasługuje na uznanie, jest muzyka. To znowu dzieło reżysera - skomponował ścieżkę dźwiękową i utwory wokalne, a każdemu chyba do gustu przypadną gitarowe akordy, które słychać przez cały film. Ostatnią wokalizę podarował Salmie Hayek, rekompensując jej w pewien sposób niewielką rolę (on sam mówi, że po prostu zawsze podobał mu się jej głos). A czy ktoś jest w stanie zapomnieć oskarową "Cancion Del Mariachi" z "Desperado"? Podsumowując, można "Pewnego razu w Meksyku" uznać za potkniecie Roberta Rodrigueza. Gdyby przerobić scenariusz, mniej miejsca poświęcić na nieistotne wątki a skupić się na jednej, ciekawej historii, film mógłby dorównać popularnością poprzednim częściom. A tak, mamy raczej duże rozczarowanie. Jednak dla tych trzech plusów: roli Deppa, muzyki i klimatu warto ten film zobaczyć. Chociażby z ciekawości.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Najpierw było "El Mariachi" – film zrealizowany praktycznie półśrodkami za pieniądze zarobione podczas... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones