Recenzja filmu

Kandahar (2001)
Mohsen Makhmalbaf
Nelofer Pazira
Hassan Tantai

Piekło na Ziemi

"Gdybym pokazał wszystko, co widziałem w Afganistanie, nikt by mi nie uwierzył" - mówi <a href="aa=56575,lkportret.xml" class="text">Mohsen Makhmalbaf</a>, reżyser <b><a
"Gdybym pokazał wszystko, co widziałem w Afganistanie, nikt by mi nie uwierzył" - mówi Mohsen Makhmalbaf, reżyser "Kandaharu". Trudno nie przyznać mu racji - obrazy, które ukazują się naszym oczom w jego filmie bardziej jesteśmy skłonni przyjąć jako efekt niezwykle bujnej wyobraźni ich twórcy niż wierną kopię rzeczywistości. To opowieść o świecie z bajki dla niegrzecznych dzieci, który jakimś złym zrządzeniem losu znalazł swe miejsce na Ziemi. "Kandahar" jest historią Nafas, kobiety, która po wielu latach spędzonych w Kanadzie, powraca w rodzinne strony, by w Afganistanie odwieść swą siostrę od zamiaru popełnienia samobójstwa. Mając tylko 3 dni na dotarcie do zdesperowanej życiową sytuacją rodziny, bohaterka usiłuje przedostać się przez pustynię, pola minowe, rzesze niemiłych ludzi i brutalnych Talibów. Podczas tej trudnej wędrówki stara się jednak, za pomocą dyktafonu, rejestrować swoje wrażenia i wyłuskać ze strasznej rzeczywistości powody, dla których warto żyć i które mają szanse przekonać siostrę do rezygnacji z samobójstwa. W filmie nie znajdujemy odpowiedzi na pytanie, czy Nafas udało się w porę odnaleźć siostrę. Prawdziwa historia, na kanwie której powstał "Kandahar", a której bohaterką jest Niloufar Pazira, kanadyjska dziennikarka pochodzenia afgańskiego będąca równocześnie odtwórczynią głównej roli w filmie, mówi, iż misja zakończyła się fiaskiem. Nie to jest jednak tutaj istotne. Celem reżysera było bowiem ukazanie tragicznego losu Afganistanu jeszcze sprzed amerykańskich nalotów - kraju nękanego przez głód, biedę, totalitaryzm i wojny. Obraz, którego widzami jesteśmy, jest tak ponury, że nie sposób sobie nawet wyobrazić, jak sytuacja ta wygląda dzisiaj. Afganistan w filmie Makhmalbafa to świat zupełnie inny od naszego, to jak podroż w czasie do ery wczesnego Średniowiecza. Bynajmniej jednak nie ma tu rycerzy na koniach i pięknych księżniczek, a i żebrakom w owych czasach żyło się chyba lepiej niż bohaterom filmu. Przygraniczna irańska wioska, gdzie kręcono większość zdjęć, pozbawiona była elektryczności, czystej wody, kanalizacji. Większość mieszkańców cierpiała z powodu niedożywienia, gruźlicy, malarii czy bronchitu. Dla ludzi tych był to jednak raj porównaniu ze wspomnieniami ze zrujnowanego rządami Talibów Afganistanu. Ich ojczyzna jawi się tu jako kraj uodporniony na cywilizacyjne zdobycze. Nie ma tam kin, jednoprogramowa telewizja nadaje przez 2 godziny dziennie, gazety nie drukują zdjęć a radio nie puszcza muzyki, która jest zakazana. Nie działają szkoły, a jedyną szansą nauki jest (oczywiście tylko dla chłopców) kształcenie się w koranicznych szkołach, indoktrynujących w duchu wojskowym, stanowiących wspaniałą bazę dla przyszłych oddziałów gotowych do walki Talibów. Są jednak dwie najważniejsze sprawy, na których skupia się film -sytuacja kobiet i dramat ofiar pól minowych. We wszystkich krajach arabskich kobiety traktuje się jako istoty niższej rangi, służące wyłącznie do zaspokajania męskich potrzeb i wychowywania dzieci. Ich egzystencja obwarowana jest samymi zakazami: nie mogą się kształcić, pracować poza domem, rozmawiać z niespokrewnionymi mężczyznami. Symbolem ich zniewolenia jest tzw. burka, zasłona na twarz, bez której nie mogą pokazywać się publicznie. 10 mln kobiet żyjących w Afganistanie to właśnie takie kobiety "bez twarzy". Zakryte od stóp do głów kolorowe postacie wędrujące przez rozgrzaną pustynię to jeden z najbardziej surrealistycznych obrazów w dziejach kina. Jeszcze bardziej szokujący jest obraz kalekich mężczyzn, którzy o kulach "biegną" przez piaski w kierunku plastikowych protez nóg, zrzucanych przez samoloty Czerwonego Krzyża (gdzie pojawia się także polski akcent w osobie dwóch dziewczyn - ochotniczek Polskiej Akcji Humanitarnej). Ten fragment to odzwierciedlenie drugiego ważnego motywu "Kandaharu" - tragedii ofiar pól minowych, będących pozostałością rosyjskiej inwazji i szeregu niegasnących wojen. Przez ekran przewijają się dziesiątki beznogich, przypadkowych ofiar, skazanych przez kalectwo na powolną śmierć. Protezy to dla nich jedyne marzenie, symbol wolności. Wspomniany bieg przez pustynię to wyścig o wielką stawkę, jaką jest życie, to prosta walka o przetrwanie - o możliwość chodzenia i pracy. Scena ta na długo pozostanie w mojej pamięci. Polecam ten film wszystkim, którym ludzkie cierpienie nie jest obojętne, choć miejscami przypomina on horror tylko dla widzów o supermocnych nerwach. Nie ma tu krwi, przemocy i otwartej brutalności, ale jest autentyczna tragedia, której symbolem są przeżywający ją, dzień po dniu, ludzie. To na pewno film dla wszystkich, którzy narzekają na otaczającą nas rzeczywistość - po projekcji "Kandaharu" uświadomią sobie, jak niesamowitym szczęściem jest urodzić się w Polsce.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones