Recenzja filmu

My, dzieci z dworca Zoo (1981)
Uli Edel
Natja Brunckhorst

Pieprzyć szary beton

12-letnia Christiane po rozwodzie rodziców mieszka z siostrą Sabine i matką w niewielkim mieszkanku w Gropiusstadt - ogromnym, szarym blokowisku Berlina Zachodniego. Znudzona i zmęczona
12-letnia Christiane po rozwodzie rodziców mieszka z siostrą Sabine i matką w niewielkim mieszkanku w Gropiusstadt - ogromnym, szarym blokowisku Berlina Zachodniego. Znudzona i zmęczona dotychczasowym życiem, wieczorami pożycza od matki szpilki i spaceruje po ulicach miasta, marząc o wyprawie do "Soundu" - najnowocześniejszej wówczas dyskotece Berlina. Kiedy jej młodsza siostra postanawia wyprowadzić się do ojca, życie Christiane staje się jeszcze trudniejsze do zniesienia. Wraz z koleżanką z klasy - Kessi oraz grupką nowo poznanych znajomych szuka ucieczki w klubach, lekach, narkotykach i alkoholu. Pewnego wieczoru Christiane poznaje Detlefa, długo rozmawiają gdzieś na dachu Europa Center, zbliżają się do siebie. Kiedy dowiaduje się, że chłopak zaczął brać heroinę, postanawia odciąć się od niego. Nie na długo... Powstały w 1981 roku film Ulricha Edela wywołał niemałe poruszenie zarówno w środowisku filmowców, jak i osób powiązanych z Departamentem ds. Narkotyków. Nakręcony na podstawie książki powstałej z fonograficznego zapisu rozmowy w 1978 roku dziennikarzy Kaia Hermanna i Horsta Riecka z 15-letnią wówczas Christiane Verą Felscherinow, która miała być świadkiem w jednym z procesów. Początkowo wywiad miał na celu poszerzenie i uzupełnienie informacji na temat sytuacji berlińskiej młodzieży. 2 godziny przerodziły się w 2 miesiące. Zamiast krótkiego artykułu powstała jedna z najbardziej wstrząsających książek XX wieku, której adaptacja przyniosła Edelowi w 1981 roku nagrodę Złotego Ekranu. Ale o sile przekazu filmu zadecydowała nie tylko poruszająca historia 12-letniej narkomanki i jej przyjaciół z berlińskiego dworca ZOO, lecz także postawienie przez twórców na jak największą autentyczność zarówno miejsc, jak i odtwarzających główne role aktorów. Sceny z Gropiusstadt kręcone były w bliźniaczym blokowisku, zaledwie kilka ulic dalej, a młodzi ludzie występujący w rolach nieletnich toksykomanów to amatorzy. Jedynym "profesjonalistą" wydaje się pojawiający się gościnnie David Bowie, który jest także twórcą ścieżki muzycznej do "Dzieci", a wybór tego akurat muzyka nie jest bynajmniej rzeczą przypadkową. Patrząc na Natję Brunckhorst (Christiane) i Thomasa Hausteina (Detlef) trudno oprzeć się wrażeniu, że ci dwoje naprawdę pogrążeni są w narkotykowym ciągu, że jest dla nich za późno, jak śpiewał do zapatrzonej w niego na koncercie Christiane David Bowie w "Station to Station". "It's too late"... Także montaż filmu i delikatna stylizacja na dokument + muzyka Bowiego (idola Christiane) przenoszą widza do zadymionych klubów, brudnych dworcowych toalet i pełną ludzi największą handlową ulicę Belina - Kurfunstendamm. Wejście z każdą minutą staje się przyjemniejsze, a zjazd boli jak nigdy dotąd. Najsłabszą stroną obrazu jest jego... długość. Przenoszenie na ekran tego typu literatury bez wątpienia do najłatwiejszych nie należy, a bez pominięcia niektórych fragmentów i dodania bądź niewielkiej zmiany tego czy tamtego dostaniemy biograficzny usypiacz w rodzaju obsypanego (nie wiedzieć czemu) nagrodami "Aviatora". Edel wyszedł z tego obronną ręką, a ściślej mówiąc, nie schrzanił sprawy na całej linii, co w 100% udało się twórcom historii sławnego miłośnika maszyna latających. Niekiedy sceny ciągną się w nieskończoność i mamy wrażenie (zwłaszcza, jeśli znamy papierowy oryginał), że czegoś tutaj brakuje, ale niestety, nie można mieć wszystkiego. Patrząc na efekt końcowy dochodzimy do wniosku, że pominięcie niektórych wątków i drobna "kosmetyka" w stosunku do oryginału wyszły "Dzieciom" zdecydowanie in plus. Fakt, mogło być lepiej, ale chodzi tutaj przecież nie tyle o estetykę dzieła co o jego przekaz, a że ten jak najbardziej na równi z klimatem jest do samego końca na swoim miejscu - czepiać się na siłę nie będę. Chciałabym móc powiedzieć, że "Christiane F." ogląda się naprawdę przyjemnie, świetna muzyka, przekonujące aktorstwo wschodzących gwiazdek ekranu, czego chcieć więcej. Jednak nie mogę. Film od początku aż do tragicznego końca przytłacza i, co tu dużo ukrywać, wykańcza psychicznie kadr po kadrze. Staje się jeszcze cięższy, gdy zdamy sobie sprawę, że oglądamy zapis prawdziwej historii, która wydarzyła się nie tak dawno i wcale nie tak daleko od nas. Historia Christiane to przede wszystkim bezkompromisowe przedstawienie prawdziwego oblicza narkomanii i jej wpływu na życie młodego człowieka. To opowieść o samotności, zagubieniu i rozpaczliwym poszukiwaniu swojego miejsca na świecie. Jest to jednak także kawał dobrego, choć nie pozbawionego drobnych błędów, europejskiego kina. Jeżeli macie siłę i ochotę na mocny, obdzierający ze złudzeń o romantyzmie nałogu i skłaniający do refleksji film, "Dzieci z Dworca Zoo" będą doskonałym wyborem.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Już na wstępie nie będę ukrywała, że film "My, dzieci z dworca Zoo" niestety mnie rozczarował. Muszę... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones